Выбрать главу

– Ale mi się zrobiło ciepło! – oznajmiła Jerry. – Ten Henry grzeje jak elektryczna poducha.

– A ja zmarzłam jak nie wiem – powiedziała Grace. – Może też wypróbuję tę elektryczną poduchę. Masz coś przeciwko temu, Lauro?

– Proszę cię bardzo. Tylko nie posuwaj się za daleko.

– To znaczy?

– Wiesz dobrze, o co mi chodzi.

Po kolacji wróciłem do swojej koi. W chwilę później wspięła się do niej Grace. Była najwyższa z całej trójki. Nigdy jeszcze nie leżałem w łóżku z taką wysoką babą. Pocałowałem ją. Jej język zareagował właściwie. Ach, te kobiety – pomyślałem. Cóż to za cudowne istoty! Sięgnąłem pod sukienkę i zacząłem ściągać z niej majtki. Kawał drogi się je ściągało. „Co ty robisz, do diabła?” – szepnęła. „Zdejmuję ci majtki”. „Po co?”. „Żeby cię wydupczyć”. „Ja się tylko chcę rozgrzać”. „Zaraz cię będę dupczył”. „Laura jest moją przyjaciółką, jestem kobietą Wilbura”. „Zaraz cię będę dupczył”. „Co ty robisz?”. „Próbuję ci wsadzić”. „Nie!”. „Pomóż mi, do cholery!”. „Nie. Męcz się sam”. „Pomóż mi!”. „Sam go wsadź. Laura jest moją przyjaciółką”. „A co to ma do rzeczy?”.,Jakiej rzeczy?”. „Nieważne”. „Słuchaj, nie jestem jeszcze gotowa”. „Służę palcem”. „Au! Delikatniej! Okaż damie odrobinę szacunku”. „Teraz lepiej?”. „Lepiej. Jeszcze troszkę wyżej. O tak, tak. Tu, właśnie tu…”.

– Tylko bez ciupciania – odezwała się Laura.

– Nie, nie. Ja ją tylko rozgrzewani.

– Ciekawe, kiedy wróci Wilbur? wtrąciła Jerry.

– Gówno mnie on obchodzi. Dla mnie może wcale nie wracać – stwierdziłem i w tym momencie udało mi się go wsadzić.

Grace jęknęła. Zacząłem ją posuwać bardzo powoli, kontrolując każdy ruch. Było w porządku. Nie wyślizgiwał się z niej, tak jak z Jerry. „Ty podły skurwysynie – szepnęła. – Ty bydlaku. Laura jest moją przyjaciółką”. „A ja cię teraz pierdolę. Czujesz go w sobie, jak włazi i wyłazi, włazi i wyłazi, w tę i z powrotem, w tę i z powrotem, chlup, chlup, chlup, chlup”. „Nie mów w ten sposób, bo mnie to podnieca”. „Czujesz, jak cię jebię? Jeb, jeb, jebu, jeb… jebanie, jebanie, jebanie… jebu, jebu, jebu, jeb… Podłe, brudne, świńskie jebanie…”. „Przestań, ty przeklęty bydlaku, do cholery”. „Czujesz, jak spęczniał? Jest coraz większy i większy. Czujesz go?”. „Och, tak, tak…”. „Uważaj, zaraz się spuszczę. O Jezu, zaraz się spuszczę!”. Odczekałem, aż przestanie ze mnie strzykać, i wyszedłem z niej. „Zgwałciłeś mnie, ty bydlaku” – syknęła. – „Powinnam powiedzieć Laurze, że mnie zgwałciłeś”. „Powiedz jej, powiedz. Na pewno ci uwierzy”. Grace wygramoliła się z koi i poszła do łazienki. Obtarłem go prześcieradłem, wciągnąłem portki i zeskoczyłem na dół.

– Słuchajcie, dziewczyny, umiecie grać w kości?

– A co do tego potrzeba? – spytała Laura.

– Ja mam kości. Macie jakąś forsę? Do gry potrzebne są kości i pieniądze. Zaraz wam wszystko pokażę. Każdy wyjmuje forsę i kładzie ją przed sobą. Jeśli macie mało, nie musicie się tego wstydzić. Ja też nie mam dużo. W końcu jesteśmy przyjaciółmi, prawda?

– Tak – przytaknęła Jerry. – Wszyscy jesteśmy przyjaciółmi.

– No pewnie, że jesteśmy – stwierdziła Laura.

Grace wyszła z łazienki.

– Co ten skurwysyn znowu wymyślił? – spytała.

– Ma nas uczyć, jak się gra w kości – wyjaśniła Jerry.

– Gracze używają terminu „rżnąć w kości”. Zaraz wam, dziewczyny, pokażę, jak się rżnie w kości.

– Pokażesz nam, taak? – burknęła Grace.

– Taak, Grace. Posadź swoją wysoko zawieszoną dupę na podłodze i przyjrzyj się. Zaraz wam pokażę, na czym polega gra.

Po upływie godziny, gdy prawie wszystkie pieniądze były już moje, na schodkach pojawił się nagle Wilbur Oxnard. Zastał nas właśnie w takiej sytuacji – rżnących w kości i pijanych.

– Nie zezwalam na hazard na tym statku! - wrzasnął zatrzymując się u podnóża schodków.

Grace podniosła się z kolan, przeszła przez pokój, objęła Wilbura, wetknęła mu w usta swój długi język, po czym złapała go za genitalia.

– Gdzie był mój Willie? Dlaczego zostawił swoją Grace, taką stęsknioną i samotną, na tym wielkim statku?

Willie podszedł do nas cały uśmiechnięty. Usiadł przy stole. Grace wyjęła następną flaszkę whisky i otworzyła ją. Wilbur napełnił szklanki i zwrócił się do mnie:

– Musiałem wpaść do domu i poprawić parę nut w partyturze. Nadal masz zamiar popracować nad tym librettem?

– Nad librettem?

– No tak. Nad tekstem.

– Prawdę mówiąc, jak dotąd nad tym nie myślałem. Ale jeśli naprawdę traktujesz sprawę serio, to zabiorę się do pracy.

– Traktuję sprawę bardzo serio.

– No to od jutra biorę się do roboty.

W tym momencie Grace sięgnęła pod stół i rozpięła Wilburowi rozporek. Zapowiadała się fajna noc. Dla nas wszystkich.

35

Minęło kilka dni. Siedzieliśmy we trójkę – Grace, Laura i ja – przy barze w lokalu o nazwie „Green Smear”. Zjawiła się Jerry.

– Jedną whisky. Czystą – powiedziała barmanowi.

Kiedy jej podano trunek, przez chwilę w milczeniu się w niego wpatrywała.

– Słuchaj, Grace, wyniosłaś się na całą noc. Zostawiłaś mnie samą z Wilburem.

– Tak, kochanie. Miałam pewien interesik do załatwienia. Lubię trzymać staruszka w niepewności.

– Wiesz, jaki on był zdołowany? Nie było Henry'ego, nie było Laury. Nie miał z kim pogadać. Próbowałam mu jakoś pomóc.

Laura i ja odsypialiśmy całonocną imprezę w domu barmana. Prosto stamtąd wróciliśmy do knajpy. Nie zabrałem się do tej pory za libretto i Wilbur ścigał mnie z tego powodu po mieście. Chciał, żebym przeczytał te wszystkie jego cholerne książki, a ja już dawno zrezygnowałem z czytania czegokolwiek.

– No i zaczął pić. – ciągnęła dalej Jerry – Ale jak! Dorwał się do wódki. Zaczął pić czyściochę i cały czas pytał, gdzie jest jego dziewczyna.

– Może to właśnie jest miłość – zauważyła Grace.

Jerry dopiła czystą whisky i zamówiła następną.

– Nie chciałam, żeby się tak zapijał, i kiedy go ścięło, odlałam z butelki trochę wódki i dolałam tyle samo wody. Ale i tak zdążył wypić mnóstwo tego pięćdziesięcioprocentowego świństwa. Bez przerwy prosiłam go, żeby poszedł do łóżka…

– Ach tak? – powiedziała z przekąsem Grace.

– Prosiłam go bez przerwy, ale nie chciał. Odbiło mu tak, że sama też musiałam się napić. Wzięło mnie jakoś wyjątkowo szybko, zachciało mi się spać i zostawiłam go siedzącego w fotelu. Przy tej wódce.

– Nie zabrałaś go do łóżka? – spytała Grace.

– Nie. Rano wchodzę do pokoju, a on nadal siedzi w tym fotelu. Butelka stoi obok. Mówię mu: „Dzień dobry, Willie”. Patrzę, a on ma takie piękne oczy. W życiu takich nie widziałam. Okno było otwarte i oczy miał pełne słonecznego blasku, jakby się w nich dusza odbijała.

– Wiem – wtrąciła Grace. – Oczy to on ma piękne.

– No więc miał otwarte oczy i nie odpowiadał. Nie było siły, żeby go zmusić do mówienia. No to zadzwoniłam do jego brata, wiecie, tego doktora, który daje sobie w żyłę. Przyjechał, spojrzał na niego i od razu za telefon. Zawiadomił kogo trzeba, usiedliśmy we dwójkę i czekaliśmy. Zjawiło się dwóch facetów, zamknęli Willy'emu oczy, zrobili mu jakiś zastrzyk. Potem żeśmy jeszcze trochę posiedzieli i pogadali, a potem jeden z tych facetów spojrzał na zegarek i powiedział: „W porządku”. Obaj wstali, podnieśli Willy'ego z fotela, położyli na noszach, wynieśli z domu i odjechali. No i tyle.