Выбрать главу

– Nie taka była umowa. Nie płacę.

– Robota jest skończona.

– Ale nie ty ją skończyłeś.

– Szefie, nie bądź takim gównozjadem – odezwał się ktoś.

Billy pogrzebał w kieszeni i wręczył mi 5$. Przeszliśmy do baru.

– Polej wszystkim po kielichu, Tommy! – Położyłem 5$ na kontuarze. – I dla mnie jednego.

Barman obszedł wszystkich, nalewając drinki.

Wypiłem swoją dolę. Tommy zwinął leżące przede mną pieniądze.

– Jesteś nam winien trzy dolary i piętnaście centów.

– Wpisz mi na krechę.

– W porządku. Jak masz na nazwisko?

– Chinaski.

– Znasz kawał o tym, jak Polaczek idzie do wychodka?

– Znam.

Potem, aż do zamknięcia, ktoś mi stawiał. Po ostatniej kolejce rozejrzałem się dokoła. Helen zdążyła już wyjść. Perfidnie mnie oszukała.

Jak to dziwka, pomyślałem. Bała się długiego, ostrego dymania…

Wstałem i ruszyłem piechotą do domu, w którym wynajmowałem pokój. Księżyc świecił jasno. W pewnym momencie wydało mi się, że ktoś za mną idzie. Obejrzałem się za siebie. Byłem zupełnie sam. Zmyliło mnie echo moich własnych kroków. To one tak dudniły na pustej ulicy.

23

Saint Louis przywitało mnie chłodem – w każdej chwili mógł zacząć padać śnieg – mnie zaś udało się znaleźć wolny pokój w miłym, czystym domu, na pierwszym piętrze, od podwórka. Był wczesny wieczór, a ponieważ znowu dopadła mnie depresja, poszedłem od razu do łóżka i jakoś udało mi się zasnąć.

Rano obudziło mnie okropne zimno. Trząsłem się jak paralityk. Wstałem i zobaczyłem, że jedno z okien jest otwarte. Zamknąłem je, wróciłem do łóżka i już wtedy, gdy próbowałem zasnąć, poczułem mdłości. Obudziłem się po godzinie – i tym razem wzięło mnie na dobre: ledwie zdążyłem wstać, włożyć coś na siebie i dobiec do łazienki. Zwymiotowałem, wróciłem do pokoju, rozebrałem się i wlazłem do łóżka. Po chwili usłyszałem pukanie do drzwi. Nie zareagowałem. Pukanie się powtórzyło.

– Kto tam? – spytałem.

– Źle się pan czuje?

– Nie, nic mi nie jest.

– Możemy wejść?

– Wejdźcie.

Do pokoju weszły dwie dziewczyny. Jedna trochę przygruba, ale za to wypucowana, lśniąca czystością, w sukience w różowe kwiaty. Miła, sympatyczna twarz. Druga, ściśnięta w talii szerokim pasem, podkreślającym jej wspaniałą figurę, miała długie ciemne włosy, śliczny nos, szpilki, cudowne nogi i białą bluzkę z głębokim dekoltem. A także ciemnopiwne, bardzo ciemnopiwne oczy, które wpatrywały się we mnie z rozbawieniem, z wielkim rozbawieniem.

– Na imię mam Gertruda – powiedziała. – A to moja koleżanka Hilda.

Koleżankę stać było jedynie na to, by się zarumienić, natomiast Gertruda ruszyła śmiało przez pokój w stronę mojego łóżka.

– Słyszałyśmy, co robiłeś w łazience. Jesteś chory?

– Tak. Ale to nic poważnego. Na pewno! Spałem po prostu przy otwartym oknie.

– Pani Downing, nasza gospodyni, przygotowuje dla ciebie jakąś zupę.

– Nie, nie trzeba.

– Dobrze ci to zrobi.

Gertruda podeszła jeszcze bliżej. Zatrzymała się tuż przy moim łóżku. Hilda stała tam gdzie przedtem, różowa, wypucowana i zarumieniona. Gertruda obracała się na swych bardzo wysokich szpilkach raz do mnie, raz do niej.

– Niedawno tu przybyłeś?

– Niedawno.

– Nie służysz w wojsku?

– Nie.

– A co robisz?

– Nic.

– Nigdzie nie pracujesz?

– Nie.

– No tak – powiedziała Gertruda, zwracając się do Hildy. – Popatrz na jego ręce. Ma przepiękne dłonie. Widać, że nigdy nie pracował.

Do drzwi zapukała gospodyni, pani Downing. Była zwalista, tęga i miła. Pomyślałem, że pewnie umarł jej mąż. I że jest pobożna, Niosła wielką miskę wołowego rosołu, trzymała ją wysoko przed sobą, a ja widziałem, jak z miski wydobywa się para. Zamieniliśmy kilka uprzejmych słów. Tak, jej mąż już nie żyje, ona jest bardzo pobożna, a do rosołu mam krakersy oraz pieprz i sól.

– Dziękuję pani.

Gospodyni spojrzała na dziewczyny.

– My już sobie teraz pójdziemy. Mam nadzieję, że wkrótce pan wydobrzeje. I mam również nadzieję, że dziewczęta zbytnio pana nie wymęczyły.

– Ależ skąd! – Uśmiechnąłem się, nie podnosząc nosa znad rosołu. Sprawiło jej to wyraźną przyjemność.

– Chodźcie, moje drogie!

Pani Downing nie zamknęła za sobą drzwi. Hilda jeszcze raz się zarumieniła, zdobyła się na niedostrzegalny niemal uśmiech i wyszła. W pokoju została tylko Gertruda. Przyglądała się, jak zajadam rosół.

– Smaczny?

– Chciałbym wam wszystkim podziękować. Coś w tym było… naprawdę niezwykłego.

– Pójdę już sobie.

Odwróciła się i ruszyła w stronę drzwi. Szła bardzo powoli, a jej pośladki poruszały się pod obcisłą czarną spódniczką. Nogi miała w kolorze złota. Zatrzymała się w progu, obróciła na pięcie i jeszcze raz poczułem na sobie spojrzenie jej ciemnych oczu. Patrzyłem na nią jak urzeczony. Wytrzymała mój wzrok, aż do momentu, gdy spostrzegła, jak na nią reaguję. Wówczas potrząsnęła głową i roześmiała się. Szyję miała prześliczną. I te niesamowicie ciemne włosy.

Odeszła korytarzem. Drzwi do mojego pokoju pozostawiła uchylone.

Doprawiłem rosół solą i pieprzem, pokruszyłem do niego krakersy, po czym, za pomocą łyżki, zaaplikowałem sobie to lekarstwo.

24

Znalazłem pracę w dziale wysyłkowym sklepu z damską konfekcją. Nawet w czasie drugiej wojny światowej, kiedy rzekomo istniał niedobór siły roboczej, na każde wolne miejsce zgłaszało się czterech lub pięciu kandydatów. (Przynajmniej tak było w przypadku prac nie wymagających specjalnych kwalifikacji.) Czekaliśmy. Każdy trzymał w ręku wypełniony uprzednio kwestionariusz. Urodzony? Kawaler? Żonaty? Stosunek do służby wojskowej? Jaka kategoria? Poprzednia praca? Poprzednie prace? Powody zwolnienia? Zdążyłem wypełnić tyle kwestionariuszy, że już dawno nauczyłem się właściwych odpowiedzi na pamięć. A ponieważ wstałem z łóżka dość późno, miałem być wezwany jako ostatni. Rozmowę kwalifikacyjną przeprowadzał ze mną łysy mężczyzna. Nad uszami sterczały mu dziwaczne kępki włosów.

– Słucham pana? – zaczął, patrząc na mnie sponad trzymanego w ręku formularza.

– Jestem pisarzem, który chwilowo cierpi na brak inspiracji.

– O! Pisarzem?

– Tak.

– Jest pan tego pewien?

– Nie. Nie jestem.

– A co pan pisze?

– Głównie opowiadania. Obecnie pracuję nad powieścią. Jestem mniej więcej w połowie.

– O! W połowie powieści?

– Tak.

– A jaki ona ma tytuł?

– Cieknący kran mego złego losu.

– Podoba mi się. A o czym to jest?

– O wszystkim.

– O wszystkim? Chce pan powiedzieć, że również o raku?

– Oczywiście.

– A o mojej żonie?

– Ona też tam występuje.

– Nie do wiary! A dlaczego chce pan pracować w sklepie z damską odzieżą?

– Zawsze lubiłem damy odziane w damską odzież.

– Ma pan kategorię 4 – F?

– Tak.

– Proszę pokazać mi kartę powołania.

Pokazałem mu kartę. Rzucił na nią okiem i zaraz mi ją oddał.

– Jest pan przyjęty – powiedział.

25

Pracowało się na dole, w piwnicy. Ściany były pomalowano na żółto. Pakowaliśmy damską odzież w kartonowe pudła o długości metra i szerokości trzydziestu, czterdziestu centymetrów. Wymagało to pewnej umiejętności, gdyż każdą suknię trzeba było złożyć tak, aby się w pudle nie pogniotła. Zapobiec temu miały kartonowe podkładki, wypełnianie pustej przestrzeni ligniną, a także dokładne instrukcje, jak mamy to robić. Przy wysyłkach za miasto, korzystano z usług Poczty Federalnej. Każdy z nas miał własną wagę i stempel opłaty pocztowej.