Выбрать главу

– Tak.

– No widzisz… Wyobraź sobie, że siedzisz w taksówce z czapką naciągniętą na uszy jak Doug McArthur, a tu nagle jakaś starsza pani z torbą pełną zakupów podchodzi, żeby wziąć taryfę, widzi, że siedzisz rozwalony z ręką wywieszoną przez okienko, i co ona sobie wtedy pomyśli? Pomyśli, że na pewno jeździsz jak wariat i nie pojedzie z tobą. Wsiądzie do autobusu. Takie numery dobre są w armii, ale nie w naszej firmie.

Spencer podniósł z podłogi blachę i przyczepił ją z powrotem do czapki. Zależało mu na tej robocie.

– No widzicie… Większość facetów uważa się za dobrych kierowców. A prawda jest taka, że bardzo niewielu ludzi potrafi prowadzić. Potrafią tylko kręcić kółkiem. Ilekroć jadę ulicą, zdumiewa mnie, że co parę sekund nie zdarza się wypadek. Każdego dnia widzę dwóch lub trzech ludzi, którzy przejeżdżają po prostu na czerwonych światłach, tak jakby w ogóle ich nie było. Nie jestem kaznodzieją, ale mogę powiedzieć wam tyle: warunki, w jakich żyją ludzie, doprowadzają, ich do wariactwa i to wariactwo objawia się tym, że tak właśnie prowadzą swe samochody. Nie jestem tu po to, aby pouczać was, jak macie żyć. Będziecie musieli zwrócić się w tej sprawie do waszego rabina, księdza albo do kurwy z sąsiedztwa. Jestem tu po to, żeby nauczyć was prowadzić taksówkę. Staram się, aby firma nadal płaciła niskie składki ubezpieczeniowe. Mam za zadanie ustawić wszystko tak, żeby przyszli taksówkarze wracali co wieczór do domu cali i zdrowi.

– O, kurde! – westchnął siedzący obok mnie chłopaczek. – Ten stary Smithson to jest ktoś, no nie?

– Poeta. Każdy człowiek jest poetą – mruknąłem.

– No więc… – Smithson powtórnie stracił wątek. – McBride! Obudź się, do jasnej cholery, i słuchaj, co mówię… No więc… jaka jest jedyna sytuacja, w której człowiek może stracić panowanie nad taksówką?

– Kiedy mu stanie? – spytał jakiś menel z Południa.

– Mendoza, jeśli nie potrafisz prowadzić, kiedy ci stanie, to nie będziemy mieli z ciebie pożytku. Niektórzy z naszych najlepszych kierowców jeżdżą z suchostojem przez cały dzień i przez całą noc.

Chłopcy odpowiedzieli śmiechem.

– No więc jaka jest jedyna sytuacja, w której człowiek może stracić panowanie nad taksówką?

Nikt nie odpowiedział. Podniosłem do góry rękę.

– Słucham cię, Chinaski?

– Człowiek może stracić panowanie nad taksówką, gdy kicha.

– Tak jest. To jest właściwa odpowiedź.

Znowu poczułem się prymusem. Zupełnie jak za dawnych lat w miejskim koledżu Los Angeles: złe stopnie, ale w gębie mocny.

– No dobrze. A więc jeśli zachce nam się kichać, to co wówczas robimy?

W momencie gdy podnosiłem ponownie rękę, otwarły się drzwi i do sali wszedł jakiś człowiek. Przemierzył przejście pomiędzy rzędami ławek i zatrzymał się naprzeciw mnie.

– Nazywasz się Chinaski?

– Tak.

Gwałtownym, gniewnym niemal gestem zerwał mi taksówkarską czapkę z głowy. Wszyscy się na mnie gapili. Twarz Smithsona nie wyrażała żadnych emocji.

– Chodź ze mną – powiedział ów człowiek.

Wyszedłem za nim z sali wykładowej. Poprowadził mnie do swojego biura.

– Siadaj.

Usiadłem.

– Sprawdziliśmy cię, Chinaski.

– Tak?

– Byłeś osiemnaście razy karany za zwykłe opilstwo i raz za prowadzenie po pijanemu.

– Wiedziałem, że jeśli o tym napiszę, to mnie nie przyjmiecie.

– Oszukałeś nas.

– Przestałem pić.

– To nie ma żadnego znaczenia. Podałeś fałszywe dane w kwestionariuszu i jesteś zdyskwalifikowany.

Wstałem i wyszedłem bez słowa. Powędrowałem chodnikiem obok Gmachu Rakowego. Wróciłem do naszego mieszkania. Jane leżała w łóżku. Miała na sobie podartą różową halkę. Jedno z ramiączek spięte było agrafką. Zdążyła już się upić.

– Jak ci poszło, staruszku?

– Nie przyjęli mnie na taksówkarza.

– A to czemu?

– Nie chcą mieć u siebie homoseksualistów.

– Ach, tak. W lodówce jest wino. Nalej sobie szklankę i chodź do łóżka.

Tak też zrobiłem.

73

Parę dni później znalazłem ogłoszenie w gazecie. Sklep z przyborami artystycznymi oferował pracę w dziale wysyłkowym. Było to bardzo blisko miejsca, w którym mieszkaliśmy, niestety jednak zaspałem i dotarłem tam dopiero o 3 po południu. Kierownik rozmawiał właśnie z innym kandydatem. Jakaś dziewczyna dała mi formularz do wypełnienia. Wyglądało na to, że mój konkurent wywarł dobre wrażenie na kierowniku – słychać było, jak obaj się śmieją. Wypełniłem formularz i czekałem. Wreszcie zostałem wezwany.

– Powiem panu coś – zacząłem. – Dziś rano zgodziłem się już podjąć pracę gdzie indziej. Po czym, zupełnie przypadkowo, natrafiłem na pańskie ogłoszenie. Mieszkam tuż za rogiem. Pomyślałem sobie więc, że może byłoby przyjemniej mieć pracę tak blisko domu.

Poza tym sam trochę maluję. I przyszło mi do głowy, że pracując tu mógłbym pewnie kupować u was taniej przybory artystyczne.

– Dajemy naszym pracownikom 15 procent zniżki. Jak się nazywa firma, która pana zatrudniła?

– Jones – Hammer Arc Light Company. Mam być tam kierownikiem działu wysyłkowego. Firma mieści się przy Alameda Street, niedaleko rzeźni. Zaczynam pracę jutro o 8 rano.

– No cóż… Chcielibyśmy porozmawiać jeszcze z innymi kandydatami.

– Rozumiem. Prawdę mówiąc, nie liczę specjalnie na to, że mnie zatrudnicie. Wpadłem tu po prostu, bo miałem po drodze. Mój numer telefonu znajdzie pan w formularzu. Oczywiście, gdy zacznę już pracować w Jones – Hammer, to nie będę mógł tak po prostu od nich odejść. Byłoby to nie fair.

– Jest pan żonaty?

– Tak. Mam jedno dziecko. Mój synek nazywa się Tommy. Ma 3 latka.

– Doskonale. Damy panu znać.

O wpół do siódmej wieczorem zadzwonił telefon.

– Pan Chinaski?

– Tak. Słucham?

– W dalszym ciągu reflektuje pan na tę pracę?

– Przepraszam, ale o którą pracę chodzi?

– W Graphic Herub Art Supply.

– No… chyba tak.

– W takim razie proszę zgłosić się o 8.30 rano.

74

Wyglądało na to, że ten interes z przyborami artystycznymi nie szedł za dobrze. Zamówienia przychodziły rzadko i były nieduże. Kierownik, Bud, przyszedł na zaplecze, gdzie stałem wsparty o stół do pakowania, paląc cygaro.

– Kiedy nie ma ruchu w interesie, możesz wyskoczyć na kawę. Jest tu taka kafejka za rogiem. Uważaj tylko, żeby być tu z powrotem, gdy podjadą ciężarówki po odbiór towaru.

– Jasne.

– I dbaj o to, żeby półka z raklami była pełna. Zawsze masz mieć na magazynie pełny ich asortyment.

– Tak jest.

– Miej również oczy otwarte i pilnuj, żeby nikt nie wchodził od tyłu i nie podkradał nam towaru. Po tych uliczkach włóczy się masa pijaczków.

– Dobra.

– Masz dużo naklejek „OSTROŻNIE – SZKŁO”?

– Tak.

– Nie miej żadnych oporów i naklejaj ich jak najwięcej. Gdy ci się skończą, natychmiast daj mi znać. Starannie pakuj towar, szczególnie farby w szklanych pojemnikach.

– Dopilnuję, żeby wszystko było jak trzeba.

– No dobrze. A gdy nie ma ruchu w interesie, idziesz sobie tą uliczką na kawę. Do kafejki „U Montie'ego”. Mają tam kelnerkę z wielkimi cycami. Musisz zobaczyć te jej cyce. Nosi bluzki z dekoltem i bez przerwy się nachyla. I ciastka mają świeże.

– W porządku.

75

Jedna z dziewcząt pracujących w biurze nazywała się Mary Lou. Mary Lou miała styl. Jeździła trzyletnim cadillakiem i mieszkała z matką. Rozrywkowa była z niej kobitka. Zabawiała filharmoników z Los Angeles, reżyserów filmowych, operatorów, prawników, pośredników od nieruchomości, kręgarzy, świętych mężów, eks – lotników, tancerzy baletowych i innych przedstawicieli branży rozrywkowej w rodzaju zapaśników lub lewoskrzydłowych obrońców. Ale nie wyszła dotąd za mąż i z biura Graphic Herub Art Supply również nie udało jej się wyrwać. Nie licząc tych sporadycznych okazji, gdy sądząc, że poszliśmy już do domu, pruła się na szybciucha z Budem w damskiej toalecie, chichocząc, za drzwiami zamkniętymi na zasuwkę. Poza tym była wierząca i uwielbiała grać na wyścigach, najchętniej zasiadając w loży, i najchętniej w Santa Anita. Na bywalców toru w Hollywood Park patrzyła z wyższością. Rozpaczliwie zależało jej na tym, by zmienić coś w swym życiu, jednocześnie zaś była wybredna – także, ma swój sposób, piękna ale mimo to brakowało jej widocznie atutów, by stać się kimś, kto sprostałby jej wyobrażeniom na temat własnej osoby.