W sali tej znajdował się malachitowy posążek Horusa z ptasią głową, ozdobiony złotem i klejnotami, przed nim ołtarz w formie ściętej piramidy, broń królewska, kosztowne fotele i ławki tudzież stoliki zapełnione drobiazgami.
Gdy faraon ukazał się, jeden z obecnych kapłanów spalił przed nim kadzidło, a jeden z urzędników zameldował następcę tronu, który niebawem wszedł i nisko ukłonił się ojcu. Na wyrazistej twarzy księcia było widać gorączkowy niepokój.
— Cieszę się, erpatre — rzekł faraon — że wracasz zdrowym z ciężkiej podróży.
— Obyś wasza świątobliwość żył wiecznie i dziełami swoimi napełnił oba światy — odparł książę.
— Dopiero co — mówił faraon — moi radcy wojenni opowiadali mi o twojej pracy i roztropności.
Twarz następcy drżała i mieniła się. Wpił wielkie oczy w faraona i słuchał.
— Czyny twoje nie zostaną bez nagrody. Otrzymasz dziesięć talentów, wielki łańcuch i dwa greckie pułki, z którymi będziesz robił ćwiczenia.
Książę osłupiał, lecz po chwili zapytał stłumionym głosem:
— A korpus Menfii?…
— Za rok powtórzymy manewry, a jeżeli nie popełnisz żadnego błędu w prowadzeniu wojska, dostaniesz korpus.
— Wiem, to zrobił Herhor!.. — zawołał następca ledwie hamując się z gniewu.
Obejrzał się wkoło i dodał:
— Nigdy nie mogę być sam z tobą, mój ojcze… Zawsze między nami znajdują się obcy ludzie.
Faraon z lekka poruszył brwiami i jego świta znikła jak gromada cieniów.
— Co masz mi do powiedzenia?
— Tylko jedno, ojcze… Herhor jest moim wrogiem… On oskarżył mnie przed tobą i naraził na taki wstyd!..
Mimo pokornej postawy książę gryzł wargi i zaciskał pięści.
— Herhor jest moim wiernym sługą, a twoim przyjacielem. Jego to wymowa sprawiła, że jesteś następcą tronu. To ja — nie powierzam korpusu młodemu wodzowi, który pozwolił odciąć się od swojej armii.
— Połączyłem się z nią!.. — odparł zgnębiony następca — To Herhor kazał okrążać dwa żuki…
— Chcesz więc, ażeby kapłan wobec wojska lekceważył religię?
— Mój ojcze — szeptał Ramzes drżącym głosem — ażeby nie zepsuć pochodu żukom, zniszczono budujący się kanał i zabito człowieka.
— Ten człowiek sam podniósł rękę na siebie.
— Ale z winy Herhora.
— W pułkach, które tak umiejętnie zgromadziłeś pod Pi-Bailos, trzydziestu ludzi umarło ze zmęczenia, a kilkuset jest chorych.
Książę spuścił głowę.
— Ramzesie — ciągnął faraon — przez usta twoje nie przemawia dostojnik państwa, który dba o całość kanałów i życie robotników, ale człowiek rozgniewany. Gniew zaś nie godzi się ze sprawiedliwością jak jastrząb z gołębiem.
— O mój ojcze! — wybuchnął następca — jeżeli gniew mnie unosi, to dlatego że widzę niechęć dla mnie Herhora i kapłanów…
— Przecież sam jesteś wnukiem arcykapłana, kapłani uczyli cię… Poznałeś więcej ich tajemnic, aniżeli którykolwiek inny książę…
— Poznałem ich nienasyconą dumę i chęć władzy. A że ukrócę to… więc już dziś są moimi wrogami… Herhor nie chce mi dać nawet korpusu, gdyż woli rządzić całą armią…
Wyrzuciwszy te niebaczne słowa następca struchlał. Ale władca podniósł na niego jasne spojrzenie i odparł spokojnie:
— Armią i państwem rządzę ja. Ze mnie płyną wszelkie rozkazy i wyroki. Na tym świecie jestem wagą Ozirisa i sam ważę sprawy moich sług: następcy i ministra czy ludu. Nieroztropnym byłby ten, kto by sądził, że nie są mi znane wszystkie gwichty.
— Jednak gdybyś, ojcze, patrzył na bieg manewrów własnymi oczami…
— Może zobaczyłbym wodza — przerwał faraon — który w stanowczej chwili rzuca wojsko i ugania się po krzakach za izraelską dziewczyną. Ale ja o takich błahostkach nie chcę wiedzieć.
Książę upadł do nóg ojcu szepcząc:
— Tutmozis powiedział ci o tym, panie?
— Tutmozis jest dzieciakiem jak i ty. On już robi długi, jako szef sztabu w korpusie Menfi, i myśli w swym sercu, że oko faraona nie dosięgnie jego spraw w pustyni…
Rozdział siódmy
W kilka dni później książę Ramzes został wezwany przed oblicze najczcigodniejszej matki swojej, Nikotris, która była drugą żoną faraona, a dziś największą panią w Egipcie.
Bogowie nie omylili się, powołując ją na rodzicielkę króla. Była to osoba wysoka, dość pełna i pomimo czterdziestu lat jeszcze piękna. Nade wszystko w oczach, twarzy i całej postaci jej był taki majestat, że nawet gdy szła samotna, w skromnej szacie kapłanki, ludzie schylali przed nią głowy.
Dostojna pani przyjęła syna w gabinecie wyłożonym fajansowymi płytami. Siedziała na inkrustowanym krześle, pod palmą. U jej nóg, na stołeczku leżał mały piesek; z drugiej strony klęczała czarna niewolnica z wachlarzem. Królewska małżonka miała na sobie muślinowy płaszcz, haftowany złotem, a na peruce obrączkę ozdobioną klejnotami w formie lotosu.
Kiedy książę nisko ukłonił się, piesek obwąchał go i znowu położył się, a pani skinąwszy głową zapytała:
— Z jakiegoż to powodu, Ramzesie, żądałeś ode mnie posłuchania?
— Jeszcze przed dwoma dniami, matko.
— Wiedziałam, że jesteś zajęty. Ale dziś oboje mamy czas i mogę cię wysłuchać.
— Tak mówisz do mnie, matko, jakby owionął mnie nocny wiatr pustyni, i już nie mam odwagi przedstawić ci mojej prośby.
— Więc zapewne chodzi o pieniądze?
Ramzes zmieszany spuścił głowę.
— Dużo ci też potrzeba?
— Piętnaście talentów…
— O bogowie! — zawołała pani — wszak parę dni temu wypłacono ci dziesięć talentów ze skarbu. Przejdź się, moja dziewczynko, po ogrodzie, musisz być zmęczona — rzekła monarchini do czarnej niewolnicy. Gdy zaś zostali oboje z synem, zapytała księcia:
— Więc twoja Żydówka jest aż tak wymagająca?
Ramzes zarumienił się, ale podniósł głowę.
— Wiesz, matko, że tak nie jest — odparł. — Ale obiecałem nagrodę wojsku i… nie mogę jej wypłacić!..
Królowa przypatrywała mu się ze spokojną dumą.
— Jak to niedobrze — odezwała się po chwili — kiedy syn robi postanowienia nie naradziwszy się z matką. Właśnie, pamiętając o twoim wieku, chciałam ci dać niewolnicę fenicką, którą przysłał mi Tyr, z dziesięcioma talentami posagu. Ale ty wolałeś Żydówkę.
— Podobała mi się. Tak pięknej nie ma między twymi służebnicami, matko, ani nawet między kobietami jego świątobliwości…
— Ależ to Żydówka!..
— Nie uprzedzaj się; matko, błagam cię… To jest fałsz, że Żydzi jedzą wieprzowinę i zabijają koty…
Dostojna pani uśmiechnęła się.
— Mówisz jak chłopiec z najniższej szkoły kapłańskiej — odparła wzruszając ramionami — a zapominasz o tym, co powiedział Ramzes Wielki: «Lud żółty jest liczniejszym i bogatszym od nas; działajmyż przeciw niemu, lecz ostrożnie, aby nie stał się jeszcze silniejszym…» Nie sądzę więc, ażeby dziewczyna z tego ludu była właściwa na pierwszą kochankę następcy faraona.
— Czyliż słowa Ramzesa mogą odnosić się do córki nędznego dzierżawcy!.. — zawołał książę. — Gdzie wreszcie są ci Żydzi u nas?… Trzy wieki temu jak opuścili Egipt, a dzisiaj tworzą śmieszne państwo, rządzone przez kapłanów…
— Widzę — odpowiedziała dostojna pani z lekka marszcząc brwi — że twoja kochanka nie traci czasu… Bądź ostrożny, Ramzesie!.. Pamiętaj, że wódz ich, Messu, jest to kapłan zdrajca, którego w naszych świątyniach po dziś dzień przeklinają… Pamiętaj, że Żydzi wynieśli więcej skarbów z Egiptu, aniżeli była warta praca ich kilku pokoleń: zabrali nam nie tylko złoto, ale i wiarę w Jedynego i nasze święte prawa, które dziś ogłaszają za własne. Nareszcie wiedz o tym — dodała z mocą — że córki tego ludu wolą śmierć aniżeli łoże obcego człowieka. A jeżeli oddają się, nawet nieprzyjacielskim wodzom, to chyba w tym celu, ażeby albo zjednać ich dla swojej polityki, albo zabić…