— Nie wymawiaj tego zbyt głośno — ostrzegła Hebron.
— Co poczniesz, jeżeli Tutmozisowi nie uda się opanować świątyni?
— Odbiorę mu naczelne dowództwo i schowam do skrzyni moją koronę, a włożę hełm oficerski — odpowiedział Ramzes. — Jestem pewny, że gdy sam wystąpię na czele wojska, bunt upadnie…
— Który?… — spytała Hebron.
— Ach, prawda, że mamy aż dwa bunty! — zaśmiał się Ramzes. — Pospólstwo przeciw kapłanom, kapłani przeciw mnie…
Pochwycił Hebron w objęcia i zaprowadził na kanapę szepcząc:
— Jakaś ty dziś piękna!.. Ile razy widzę cię, zawsze wydajesz mi się zupełnie inną i coraz piękniejszą…
— Puść mnie!.. — szepnęła Hebron. — Czasami lękam się, ażebyś mnie nie ugryzł…
— Ugryźć… nie… ale mógłbym cię zacałować na śmierć… Ty nawet nie wiesz, jaka jesteś piękna…
— Po ministrach i jenerałach… No, puść…
— Chciałbym przy tobie zamienić się w krzak granatu… Chciałbym mieć tyle ramion, ile drzewo ma konarów, ażeby cię ściskać… Tyle dłoni, ile jest liści, i tyle ust, ile kwiatów, ażebym w jednej chwili mógł całować twoje oczy, usta, piersi…
— Jak na władcę, którego tron jest zagrożony, masz myśli dziwnie swobodne…
— Na łożu nie dbam o tron — przerwał. — Dopóki mam miecz, będę miał władzę.
— Wojsko twoje jest rozbite — mówiła broniąc się Hebron.
— Jutro przybędą świeże pułki, a pojutrze zgromadzę rozbitych… Powtarzam ci, nie zaprzątaj się marnościami… Chwila pieszczot więcej warta niż rok władzy.
W godzinę po zachodzie słońca faraon opuścił mieszkanie Hebron i powoli wracał do swego pałacyku. Był rozmarzony, senny i myślał, że arcykapłani są wielkimi głupcami stawiając mu opór. Jak Egipt Egiptem, nie byłoby lepszego pana niż on.
Nagle spomiędzy kępy figowej wysunął się człowiek w ciemnym płaszczu i zastąpił drogę faraonowi. Pan, aby mu się lepiej przypatrzyć, zbliżył twarz do jego twarzy i nagle zawołał:
— Ach, to ty, nędzniku?… Chodźże na odwach…
Był to Lykon. Ramzes schwycił go za kark; Grek syknął i ukląkł na ziemi. Jednocześnie faraon uczuł piekący ból z lewej strony brzucha.
— Jeszcze kąsasz? — zawołał Ramzes. Oburącz potężnie ścisnął za szyję Greka, a gdy usłyszał chrobot łamanych kręgów, odrzucił go ze wstrętem.
Lykon upadł miotając się w przedśmiertnych konwulsjach.
Faraon odszedł parę kroków. Dotknął się i namacał rączkę sztyletu.
— Ranił mnie?…
Wyciągnął ze swego boku wąziutką stal i przycisnął ranę.
«Ciekawym — myślał — czy który z moich doradców ma plaster?. «
Uczuł mdłości i przyśpieszył kroku.
Tuż pod pałacykiem zabiegł mu drogę jeden z oficerów wołając:
— Tutmozis nie żyje… Zabił go zdrajca Eunana!..
— Eunana? — powtórzył faraon. A cóż inni?…
— Prawie wszyscy ochotnicy, którzy pojechali z Tutmozisem, byli zaprzedani kapłanom.
— No, muszę już z tym skończyć! — rzekł pan. — Zatrąbcie na azjatyckie pułki…
Odezwała się trąbka i Azjaci zaczęli wysypywać się z koszar, ciągnąc za sobą konie.
— Podajcie i mnie konia — rzekł faraon. Ale uczuł silny zawrót głowy i dodał:
— Nie — podajcie mi lektykę… Nie chcę się męczyć… — Nagle zatoczył się na ręce oficerów.
— O mało nie zapomniałem… — mówił gasnącym głosem… — Przynieście hełm i miecz… Ten stalowy miecz… znad Jezior… Idziemy do Memfisu…
Z pałacyku wybiegli dostojnicy i służba z pochodniami. Faraon, podtrzymywany przez oficerów, miał szarą twarz i oczy zachodziły mu mgłą. Wyciągnął rękę jakby szukając broni, poruszył ustami i wśród ogólnej ciszy przestał oddychać, on, pan dwu światów: doczesnego i zachodniego.
Rozdział osiemnasty
Od śmierci Ramzesa XIII aż do dnia jego pogrzebu rządził państwem, jako arcykapłan Amona tebańskiego, a namiestnik zgasłego króla — najdostojniejszy San-amen-Herhor.
Kilkumiesięczna władza namiestnika była wielce pomyślną dla Egiptu. Herhor uspokoił bunty pospólstwa i, jak było dawnymi czasy, pozwolił co siódmy dzień wypoczywać ludziom pracującym. Zaprowadził surową karność między kapłanami, otoczył opieką cudzoziemców, a szczególniej Fenicjan, i zawarł traktat z Asyrią nie odstępując jednak Fenicji, która pozostała hołdowniczką Egiptu.
W ciągu tych krótkich rządów sprawiedliwość wypełniała się szybko, ale bez okrucieństwa, i lada kto nie śmiał bić egipskiego chłopa, który mógł odwołać się do sądu, jeżeli miał dosyć czasu i świadków.
Herhor zajął się też spłatą długów obciążających majątki faraona i państwa. W tym celu skłonił Fenicjan do zrzeczenia się pewnej części sum należących im od skarbu, a na pokrycie reszty podniósł z Labiryntu ogromną kwotę trzydziestu tysięcy talentów.
Dzięki tym środkom w ciągu trzech miesięcy nastał w państwie spokój i dobrobyt, a ludzie mówili:
— Błogosławione niech będą rządy namiestnika San-amen-Herhora! Zaprawdę, bogowie przeznaczyli go na władcę, aby uwolnił Egipt od klęsk zadanych mu przez Ramzesa XIII, lekkoducha i łowcy kobiet…
Kilkadziesiąt dni wystarczyło, aby naród zapomniał, że wszystkie dzieła Herhora były tylko spełnieniem zamiarów młodego i szlachetnego faraona.
W miesiącu Tobi (październik-listopad), gdy mumię Ramzesa XIII już złożono w królewskich pieczarach, do świątyni Amana tebańskiego zeszło się wielkie zgromadzenie najdostojniejszych osób. Byli tam prawie wszyscy arcykapłani, nomarchowie i jenerałowie wojsk, a w ich liczbie okryty chwałą sędziwy wódz armii wschodniej — Nitager.
W tej samej olbrzymiej sali kolumnowej, gdzie przed pół rokiem kapłani sądzili Ramzesa XII i okazywali niechęć Ramzesowi XIII, w tym samym miejscu dziś zgromadzili się dostojnicy, aby pod przewodnictwem Herhora rozstrzygnąć najważniejszą sprawę państwową. Jakoż dnia dwudziestego piątego Tobi, w samo południe, Herhor w infule Amenhotepa zasiadł na tronie, inni na krzesłach, i odbyła się narada.
Trwała dziwnie krótko, jakby rezultat jej z góry był przygotowany.
— Arcykapłani, nomarchowie i wodzowie! — zaczął Herhor. — Zebraliśmy się tu w sprawie smutnej i ważnej. Wraz ze śmiercią wiecznie żyjącego Ramzesa XIII, którego krótkie i burzliwe panowanie skończyło się w tak nieszczęśliwy sposób…
Tu Herhor westchnął.
— …Wraz ze śmiercią Ramzesa XIII nie tylko zgasł faraon, ale i pełna sławy dynastia dwudziesta…
Między zebranymi przeleciał szmer.
— Dynastia nie skończyła się — wtrącił prawie szorstko potężny nomarcha memfijski. — Żyje przecie czcigodna królowa Nikotris, więc tron należy do niej…
Po chwili milczenia odpowiedział Herhor:
— Najdostojniejsza małżonka moja, królowa Nikotris…
Teraz w zebraniu rozległ się nie szmer, ale krzyk i trwał kilka minut. Gdy ucichło, Herhor spokojnie i dobitnie mówił dalej:
— Moja najdostojniejsza małżonka, królowa Nikotris, nieutulona w żalu po śmierci syna, zrzekła się tronu…
— Pozwólcie!.. — zawołał nomarcha memfijski. — Najdostojniejszy namiestnik mianuje królowę swoją małżonką… Jest to wiadomość zupełnie nowa, którą przede wszystkim należy sprawdzić…
Na znak Herhora najwyższy sędzia tebański wydobył ze złotej puszki i głośno odczytał akt ślubu zawartego przed dwoma dniami między najdostojniejszym arcykapłanem Amona San-amen-Herhorem i królową Nikotris, wdową po Ramzesie XII, matką Ramzesa XIII.
Po tym wyjaśnieniu nastała grobowa cisza. Herhor zaś mówił:
— Ponieważ małżonka moja i jedyna dziedziczka tronu zrzekła się swoich praw, ponieważ tym sposobem skończyło się panowanie dwudziestej dynastii, musimy więc wybrać nowego władcę…