— Ty jesteś Nitager, najwaleczniejszy z walecznych!.. — zawołał książę.
W tej chwili zbliżył się do nich minister wojny, który słyszał rozmowę, i rzekł cierpko:
— A gdyby po waszej stronie znalazł się równie niesforny wódz, jak erpatre, czym zakończylibyśmy manewry?
— Dajże spokój młodemu wojownikowi! — odparł Nitager. Czyliż nie wystarcza ci, że pokazał lwie pazury, jak przystało na dziecię faraonów?…
Tutmozis słysząc, jaki obrót przybiera rozmowa, zwrócił się do Nitagera:
— Skąd wziąłeś się tutaj, dostojny wodzu, jeżeli główne twoje siły znajdują się przed naszą armią?
— Wiedziałem, jak niedołężnie maszeruje oddział z Memfis, gdy następca gromadzi pułki pod Pi-Bailos. No i dla śmiechu chciałem przyłapać was, paniczyków… Na moje nieszczęście znalazł się tu następca i popsuł mi plany. Tak zawsze postępuj, Ramzesie, naturalnie wobec prawdziwych nieprzyjaciół.
— A jeżeli, jak dziś, trafi na trzy razy większą siłę?… — zapytał Herhor.
— Więcej znaczy odważny rozum aniżeli siła — odpowiedział stary wódz. — Słoń jest pięćdziesiąt razy mocniejszym od człowieka, a jednak ulega mu lub ginie z jego ręki…
Herhor słuchał w milczeniu.
Manewry uznano za skończone. Następca tronu w towarzystwie ministra i wodzów pojechał do wojsk pod Pi-Bailos, przywitał weteranów Nitagera i pożegnał swoje pułki rozkazując im iść na wschód i życząc powodzenia. Następnie otoczony wielką świtą wracał szosą do Memfis wśród tłumów z ziemi Gosen, które z zielonymi gałązkami i w świątecznych szatach pozdrawiały zwycięzcę.
Gdy gościniec skręcił ku pustyni, tłum przerzedził się; a gdy zbliżyli się do miejsca, gdzie sztab następcy z powodu skarabeuszów wszedł do wąwozu, na szosie już nie było nikogo.
Wtedy Ramzes skinął na Tutmozisa i wskazując mu łysy pagórek szepnął:
— Pójdziesz tam, do Sary…
— Rozumiem.
— I powiesz jej ojcu, że oddaję mu folwark pod Memfisem.
— Rozumiem. Pojutrze będziesz ją miał.
Po tej wymianie zdań Tutmozis cofnął się ku maszerującym za świtą wojskom i zniknął.
Prawie naprzeciw wąwozu, do którego z rana wjechały machiny wojenne, o kilkanaście kroków za szosą rosło nieduże, choć stare drzewo tamaryndowe. W tym miejscu zatrzymała się straż poprzedzająca książęcą świtę.
— Czy znowu spotykamy się ze skarabeuszami?… — zapytał ze śmiechem następca tronu ministra.
— Zobaczymy — odparł Herhor.
Jakoż zobaczyli: na wątłym drzewie wisiał nagi człowiek.
— Cóż to znaczy! — zawołał wzruszony następca.
Pobiegli do drzewa adiutanci i przekonali się, że wisielcem jest ów stary chłop, któremu wojsko zasypało kanał.
— Słusznie powiesił się — krzyczał między oficerami Eunana. — Czybyście uwierzyli, że ten nędzny niewolnik ośmielił się schwytać za nogi jego dostojność ministra!..
Ramzes usłyszawszy to zatrzymał konia. Następnie zsiadł i zbliżył się do złowrogiego drzewa. Chłop wisiał z głową wyciągniętą naprzód; miał usta szeroko otwarte, dłonie zwrócone do widzów, a w oczach zgrozę. Wyglądał jak człowiek, który chce coś powiedzieć, ale mu głosu zabrakło.
— Nieszczęśliwy — westchnął ze współczuciem książę.
Gdy wrócił do orszaku, kazał sobie opowiedzieć historię chłopa, a później przez długi czas jechał milczący.
Przed oczyma wciąż stał mu obraz samobójcy, a w sercu nurtowało uczucie, że temu pogardzonemu niewolnikowi stała się wielka krzywda. Tak niezmierna krzywda, że nad nią mógł zastanawiać się nawet on, syn i następca faraona.
Gorąco było nieznośne, kurz wysuszał wargi i kłuł oczy ludziom i zwierzętom. Zatrzymano oddział na krótki postój, a tymczasem Nitager kończył rozmowę z ministrem.
— Moi oficerowie — mówił stary wódz — nie patrzą pod nogi, tylko przed siebie. I może dlatego nigdy nie zaskoczył mnie nieprzyjaciel.
— Tym przypomniałeś mi, wasza dostojność, że powinienem zapłacić pewne długi — odparł Herhor i kazał zgromadzić się oficerom i żołnierzom, jacy byli pod ręką.
— A teraz — rzekł minister — zawołajcie Eunanę.
Obwieszony amuletami oficer znalazł się tak prędko, jakby od dawna czekał na to wezwanie. Na jego twarzy malowała się radość, z trudem hamowana przez pokorę.
Herhor, ujrzawszy przed sobą Eunanę, zaczął:
— Z woli jego świątobliwości, wraz ze skończeniem manewrów, najwyższa władza wojskowa znowu przechodzi w moje ręce.
Obecni pochylili głowy.
— Władzy tej wypada mi użyć przede wszystkim na wymiar sprawiedliwości…
Oficerowie zaczęli spoglądać po sobie.
— Eunano — ciągnął minister — wiem, że zawsze byłeś jednym z najpilniejszych oficerów…
— Prawda mówi przez wasze usta, dostojny panie — odparł Eunana. — Jak palma czeka na rosę, tak ja na rozkazy zwierzchników. A gdy ich nie otrzymuję, jestem jak sierota w pustyni, szukająca drogi swojej.
Okryci bliznami oficerowie Nitagera z podziwem przysłuchiwali się wartkiej wymowie Eunany i myśleli w sobie:
«Ten będzie wywyższony nad innych!»
— Eunano — mówił minister — jesteś nie tylko pilny, ale i pobożny; nie tylko pobożny, ale i czujny jak ibis nad wodą. Bogowie też zleli na ciebie wielkie dobrodziejstwa: dali ci wężową przezorność i wzrok jastrzębia…
— Czysta prawda płynie z ust waszej dostojności — wtrącił Eunana. — Gdyby nie mój dziwny wzrok, nie wypatrzyłbym dwu świętych skarabeuszów…
— Tak — przerwał minister — i nie uratowałbyś naszego obozu od świętokradztwa. Za ten czyn, godny najpobożniejszego Egipcjanina, daję ci…
Tu minister zdjął z palca złoty pierścień.
— Daję ci ten oto pierścień z imieniem bogini Mut, której łaska i roztropność będą ci towarzyszyły do końca ziemskiej wędrówki, jeżeli na nią zasłużysz.
Jego dostojność wręczył pierścień Eunanie, a obecni wydali wielki okrzyk na cześć faraona i zaszczękali orężem.
Ponieważ minister nie ruszył się, więc i Eunana stał i bystro patrzył mu w oczy, jak wierny pies, który otrzymawszy z ręki pańskiej jeden kąsek, jeszcze kręci ogonem i czeka.
— A teraz — zaczął znowu minister — przyznaj się Eunano, dlaczego nie powiedziałeś, gdzie poszedł następca tronu, gdy wojsko z trudem maszerowało przez wąwóz?… Popełniłeś zły czyn, musieliśmy bowiem trąbić alarm w sąsiedztwie nieprzyjaciela.
— Bogowie są moimi świadkami, żem nic nie wiedział o najdostojniejszym księciu — odparł ździwiony Eunana.
Herhor potrząsnął głową.
— Nie może być, ażeby człowiek, obdarzony takim jak ty wzrokiem, który o kilkadziesiąt kroków widzi wśród piasku święte skarabeusze, nie dostrzegł tak wielkiej osoby, jaką jest następca tronu.
— Zaprawdę nie widziałem!.. — tłumaczył się Eunana bijąc się w piersi. — Zresztą nikt mi nie kazał czuwać nad księciem.
— Czyliż nie uwolniłem cię od dowództwa przedniej straży?… Czyliż wyznaczyłem ci jakie zajęcie? — pytał minister. — Byłeś zupełnie wolny, właśnie jak człowiek powołany do śledzenia rzeczy ważnych. A czy wywiązałeś się z tego zadania?… Zaiste, za podobny błąd w czasie wojny musiałbyś umrzeć śmiercią…
Nieszczęsny oficer pobladł.
— Ale ja mam dla ciebie serce ojcowskie, Eunano — mówił dostojny pan — i pamiętając na wielką usługę, jaką oddałeś armii przez wypatrzenie symbolów świętego słońca, skarabeuszów, wyznaczam ci, nie jak surowy minister, ale jako łagodny kapłan, bardzo małą karę.
Otrzymasz pięćdziesiąt kijów.
— Wasza dostojność…
— Eunano, umiałeś być szczęśliwym, bądź teraz mężnym i przyjmij to drobne upomnienie, jak przystało na oficera armii jego świątobliwości.