Выбрать главу
Daremnie grozi! pędzę i podwajam razy; Obłok strudzony zaczął po niebie się słaniać, Coraz niżej głowę skłaniać; Potem oparł się na głazy. A gdym oczy raz jeszcze ze wzgardą obrócił, Jużem o całe niebo w tyle go porzucił. Widziałem z twarzy, co on w sercu knował: Zaczerwienił się od złości, Oblał się żółcią zazdrości, Na koniec jak trup sczerniał i w górach się schował. Pędź, latawcze białonogi,
Sępy z drogi, chmury z drogi!
Teraz oczy kręgiem słońca Okręciłem koło siebie. I na ziemi, i na niebie Już nie było za mną gońca. Tu natura snem ujęta Nigdy ludzkich stóp nie słyszy, Tu żywioły drzemią w ciszy, Jak niepłoszone zwierzęta, Których stado nie ucieka, Widząc pierwszą twarz człowieka.
Przebóg! Ja tu nie pierwszy! Śród piaszczystej kępy Oszańcowane świecą się zastępy, Czy błądzą, czy z zasadzki czatują na łupy? Jeźdce[11]w bieli i konie straszliwej białości! Przybiegam — stoją; wołam — milczą; to są trupy! Starożytna karawana Wiatrem z piasku wygrzebana! Na skieletach[12]wielbłądów siedzą jeźdców kości. Przez jamy, gdzie były oczy, Przez odarte z ciała szczęki Piasek strumieniem się toczy  złowrogie szemrze jęki: «Beduinie opętany! Gdzie lecisz? tam huragany[13]
Ja pędzę, ja nie znam trwogi. Pędź, latawcze białonogi! Trupy, huragany z drogi!
Huragan, z afrykańskich pierwszy wichrzycieli, Przechadzał się samotny po żwiru topieli. Obaczył mię z daleka, wstrzymał się i zdumiał, I kręcąc się na miejscu, tak do siebie szumiał: «Co tam za jeden z wichrów, moich młodszych braci, Tak poziomego lotu, nikczemnej postaci, Śmie deptać lądy, którem w dziedzictwie osiągnął?» Ryknął i ku mnie w kształcie piramidy ciągnął. Widząc, żem był śmiertelny i nieustraszony, Ze złości ląd nogą trącił, Całą Arabiją[14] zmącił I jak gryf[15]ptaka porwał mnie w swe szpony. Oddechem ognistym palił, Skrzydłami kurzawy walił, Ciskał w górę, bił o ziemię, Nasypywał żwiru brzemię. Ja zrywam się, walczę śmiało, Targam jego członków kłęby, Ćwiertuję piaszczyste ciało, Gryzę go wściekłymi zęby.
Huragan chciał z mych ramion w niebo uciec słupem: Nie wydarł się; w pół ciała zerwał się i runął, Deszczem piasku z góry lunął I legł u nóg mych długim jak wał miejski trupem.
Odetchnąłem! ku gwiazdom spoglądałem dumnie; I wszystkie gwiazdy, oczyma złotemi, Wszystkie poglądały ku mnie; Bo oprócz mnie nie było nikogo na ziemi. Jak tu mile oddychać piersiami całemi! Oddycham pełno! szeroko! Całe powietrze w Arabistanie[16] Ledwo mi na oddech stanie. Jak tu mile poglądać oczyma całemi! Wytężyło się me oko Tak daleko! tak szeroko! Że więcej świata zasięga, Niż jest w kole widnokręga. Jak miło się wyciągnąć ramiony całemi! Wyciągnąłem ku światu ramiona uprzejme, Zda się, że go ze wschodu na zachód obejmę. Myśl moja ostrzem leci w otchłanie błękitu, Wyżej, wyżej i wyżej, aż do niebios szczytu. Jak pszczoła topiąc żądło i serce z nim grzebie, Tak ja za myślą duszę utopiłem w niebie!
вернуться

jeźdce — w innych wydaniach: jezdce a. jeźdze; dziś popr. forma M. lm: jeźdźcy.

вернуться

skielet — dziś: szkielet.

вернуться

huragan — jest to wyraz amerykański urikan, i oznacza straszliwą burzę tropikową. Ponieważ znajomy powszechnie w Europie, użyliśmy go zamiast wyrazów arabskich Semum, Serser, Asyf itp. w znaczeniu wichru albo trąby powietrznej, zasypującej niekiedy całe karawany. Persowie nazywają go Girdebad. [przypis autorski]

вернуться

Arabiją — dziś popr. forma B. lp: Arabię.

вернуться

gryf — zwierzę fantastyczne o ciele lwa oraz głowie i skrzydłach orła, obecne w ikonografii asyryjskiej i egipskiej, a w mit. gr. poświęcone Apollinowi.

вернуться

Arabistan — Arabia, nazwa całego Półwyspu Arabskiego, daw. również europejskiej części Turcji, zamieszkałej przez ludność kamówiącą po arabsku.