Выбрать главу

– Dlaczego ktoś miałby pragnąć śmierci kapitana? – nie mogłam zrozumieć. – Przecież podejrzany musiał mieć jakiś motyw?

– Hm, o to raczej nietrudno. Erik dziedziczy wszystko i po ojcu, Grim natomiast odbył tajemniczą rozmowę z panem Moe. Na razie nie potrafię znaleźć żadnego powodu, dla którego Inger, Arnstein albo Terje mieliby popełnić morderstwo, ale i nad tym muszę się zastanowić.

Magnussen pogrążył się w zadumie. W tym momencie uświadomiłam sobie, że Arnsteina i Inger niewątpliwie coś łączy. Odkąd bowiem zjawiłam się w miasteczku, widziałam ich wielokrotnie razem. Czyżby więc…

Napotkałam zatroskany wzrok lensmanna. Prawdopodobnie i jego dręczyły te same pytania.

Po długiej chwili uciążliwego milczenia Magnussen odezwał się ponownie:

– Ewentualne wydarzenia, które wiążą się z zabójstwem kapitana, jeśli w ogóle wchodzi ono w rachubę, są jedynie hipotezą. Raczej wolałbym porozmawiać z tobą o epizodzie z kapsułką. Wydaje mi się, że to równie poważna sprawa.

W tym momencie siedzący w kącie Bråthen podniósł się ze swego miejsca i podszedł do mojego łóżka.

– Widzę, że to przesłuchanie potrwa jeszcze jakiś czas. Nie wiem, jak znosi to nasza pacjentka. Czy mógłby pan ograniczyć swoje pytania do tych najważniejszych?

– No, Kari, co ty na to? – zapytał Magnussen. – Czy czujesz się zmęczona?

– Właściwie nie – odparłam. – Wszystko w porządku, panie lensmannie.

– No, jeśli tak – uśmiechnął się lekarz – to proszę kontynuować.

Odszedł jak niepyszny, jakby z poczuciem winy, iż przerwał ważne przesłuchanie. Tymczasem ja uznałam, że z tą zdradzającą zakłopotanie miną stał się jeszcze bardziej pociągający. Po chwili, niemal się usprawiedliwiając, rzekł:

– Ta sprawa wyjątkowo mnie zainteresowała. Panna Land to jakby moja pacjentka. Przyjmowałem ją na oddział w dniu wypadku i byłem przy niej, kiedy odzyskała przytomność. Gdybym mógł być w czymś pomocny, jestem do dyspozycji.

– Sądzę, że pan się tu nam przyda – zgodził się lensmann. – Proszę opowiedzieć, jakie obrażenia stwierdził pan u pacjentki po przyjęciu jej do szpitala?

– Przede wszystkim była okropnie posiniaczona. Mocno ucierpiały jej ręce i nogi od kolan w dół. Najgorzej jednak było z głową. Nad lewą skronią dostrzegliśmy ogromnego guza, a nad prawym uchem spore skaleczenie. No i naturalnie wstrząs mózgu.

– Nieźle – skomentował Magnussen, kręcąc głową ze zdumienia. – Dziwne… No, dobrze. Niewykluczone, że będę chciał jeszcze zamienić z panem kilka słów. A teraz wróćmy do tej nieszczęsnej kapsułki. Tutaj nie będziemy mieć aż tyle niejasności Chodzi z pewnością o usiłowanie morderstwa.

Lensmann sięgnął do kieszeni po papierosy, ale siedzący w kącie młody lekarz zmierzył go takim wzrokiem, że zrezygnowany Magnussen był zmuszony je na powrót schować.

– A więc to Inger przeliczyła tabletki w naczynku, tak? – zapytał. – Mogła też zrobić to celowo dla odwrócenia uwagi: najpierw policzyć do sześciu, a potem niepostrzeżenie włożyć tam coś jeszcze. Ale nie wiem, czy to ma sens. Okazję mieli również Terje i Arnstein, ale raczej nikt wcześniej. Czy przypominasz sobie, Kari, w jakiej kolejności wchodzili do ciebie odwiedzający?

– Tak. Najpierw przyszli rodzice. A potem Inger z chłopcami.

Nikt nie podejrzewał rodziców, ale moich przyjaciół nie można było na razie wykluczyć z kręgu podejrzanych.

– Spróbujmy jeszcze inaczej, Kari – przerwał lensmann. – Kto mógłby włożyć truciznę do naczynka? Kto stał blisko stolika?

Długo odtwarzałam szczegóły wszystkich wizyt, zanim odpowiedziałam na to pytanie. Magnussen czekał cierpliwie, zaś Bråthen przyglądał mi się z zaciekawieniem ze swojego kąta.

– Inger i chłopcy wędrowali po całym pokoju, więc każde z nich mogło podrzucić kapsułkę. Potem zjawili się Olsenowie. Lilly Moe znajdowała się najbliżej stolika, miała więc bezpośredni dostęp do naczynka. Oskar stanął tuż obok. Za to pani Molly i jej mąż Andreas zostali po drugiej stronie łóżka. Zaraz, zaraz! Pani Olsen w pewnej chwili podeszła do mnie od strony stolika, by się pożegnać. Najdalej stał niewątpliwie Andreas i on na pewno nie miał możliwości podłożenia trucizny.

Lensmann mruknął coś niewyraźnie pod nosem. Ja tymczasem kontynuowałam:

– Oskar pozostał jeszcze kilka minut, gdy wyszli już Olsenowie. Po Oskarze zjawił się u mnie Erik – powiedziałam, czerwieniąc się jak burak. – Był… był trochę egzaltowany. Pamiętam, że przysiadł na brzegu łóżka i już się stamtąd nie ruszał. Więcej naprawdę sobie nie przypominam, bo byłam bardzo wyczerpana. Wydaje mi się, że Erik siedział daleko od stolika.

– Rozumiem. A co z Grimem?

– Grim pozostał, aż usnęłam, co zresztą nastąpiło bardzo szybko.

Lensmann Magnussen spojrzał na zegarek i rzucił jakby od niechcenia:

– Wygląda na to, że Inger, Lilly i Grim mieli największe szanse.

– Ale chyba nie tak łatwo sporządzić truciznę w domu? – przerwałam szybko. – Przecież potencjalny morderca musiał wejść w posiadanie tej… rtęci.

Magnussen uśmiechnął się tajemniczo.

– To już zostaw mnie. Ale jeśli jesteś ciekawa, zapytaj pana doktora, w jaki sposób można zdobyć rtęć. I nic się nie martw, do wszystkiego powoli dojdziemy.

Uspokoiłam się po tych słowach.

– Nawet nie miałam kiedy się zdenerwować. Nie mogę tego w ogóle pojąć. Może nie całkiem zdaję sobie sprawę z powagi sytuacji.

– Wszystko w porządku. Nie ma podstaw do obaw. Jeśli pan doktor nadal będzie się tobą tak troskliwie opiekował, z pewnością nic ci nie grozi – powiedział lensmann i mrugnął porozumiewawczo do Bråthena. – Wrócę tu jeszcze, jeśli pojawią się kolejne wątpliwości.

Podszedł do drzwi.

– Panie Magnussen! Nigdy nie uwierzę, żeby któryś z moich przyjaciół miał coś wspólnego z tą okropną sprawą! – wykrzyknęłam.

Lensmann odwrócił się i spytał:

– Kari, czy myślisz, że mnie łatwo prowadzić to dochodzenie? Pamiętaj, że wśród podejrzanych są moi najbliżsi. A jednak państwo Olsenowie mają niepodważalne alibi. Na wszelki wypadek chyba jeszcze raz przepytam pastora.

– A potem?

– Zamierzam wprowadzić w życie twój szalony pomysł: chcę dokonać obdukcji zwłok kapitana Moe – odparł z powagą i wyszedł, trzasnąwszy za sobą drzwiami.

Nie wiem, czy to ze względu na moją osobę, czy też w związku z próbą pozbawienia mnie życia, Bråthen każdego dnia na kilkanaście minut pojawiał się u mnie. Najwyraźniej nie były tym zachwycone pielęgniarki z oddziału. Zawsze, gdy Bråthen wpadał na krótką pogawędkę, któraś z sióstr pod byle pretekstem zjawiała się przy moim łóżku. Bråthen odgrażał się, że sam wpadnie na trop potencjalnego zabójcy, który podrzucił mi truciznę, a mnie z kolei udzielił się jego zapał. Nasze rozmowy jednak nie przybliżyły rozwiązania zagadki, niemniej obecność Bråthena sprawiała mi niezwykłą przyjemność. Chwilami nawet zapominałam, że cała ta ponura sprawa dotyczy właśnie mnie samej. Dzięki Bråthenowi traktowałam to wszystko jak pasjonujący kryminał. Zwracał się do mnie po imieniu, więc i ja w końcu odważyłam się na to samo. Ostrożnie podpytywałam go o rtęć, którą umieszczono w przeznaczonej dla mnie kapsułce, i o to, czy każdy może wejść w jej posiadanie.

Okazało się, że nie jest to wcale trudne. Po prostu wykorzystano kapsułkę po innym leku, wprowadzając do niej rtęć ze zwykłego termometru.

Byłam zaszokowana. Nie mogłam uwierzyć, że tak niewielka dawka rtęci może być niebezpieczna. Okazało się jednak, że wszystko zależy od reakcji organizmu, który zazwyczaj broni się i wydala truciznę. Gdy jest słaby i wyczerpany, zażycie takiej kapsułki pociąga za sobą fatalne skutki. Rtęć wywiera szczególnie negatywny wpływ na nerki, a to niełatwo wykryć.