Zaniemówiłam. Grim, który otrząsnął się pierwszy, zapytał:
– List do Arnsteina wyraźnie nawiązuje do próby zamordowania Kari, z kolei karteczka do Inger zdradza jej związek z kapitanem Moe. Jaką rolę odgrywa w całej tej sprawie paseczek przysłany Terjemu? Cóż on może zrobić z alrauną? Przecież to tylko zabobony. Nic z tego nie rozumiem.
– Rzeczywiście. Zastanawialiśmy się nad tym kilka ładnych godzin, ale nic sensownego nie przyszło nam do głowy.
– A co z pozostałą czwórką? My też mieliśmy niezłe pomysły – powiedział Erik, usiłując obrócić wszystko w żart. – Dlaczego my nic nie dostaliśmy?
– To się nie trzyma kupy – dodał Arnstein. – Skąd się w ogóle wzięła ta lista?
– Prawdopodobnie aż do dziś leżała w szałasie – wtrącił Magnussen. – W tej sytuacji muszę się dowiedzieć, kto wiedział o kryjówce i o samej liście.
– Cała nasza szóstka – odparła bez namysłu Inger. – No i naturalnie Grethe.
– Na pewno nikt z was nie opowiadał o niej komuś obcemu?
Zapadło głębokie milczenie.
– Jeśli tak, to któreś z was nieźle się zabawia kosztem pozostałych – powiedział lensmann z przyganą w głosie.
Nastrój wesołości dawno mnie opuścił. Miny kolegów zdradzały, że również im wcale nie jest do śmiechu. Terje wpatrywał się w czubek swojego buta, którym zataczał po dywanie niewielkie kręgi. Inger marszczyła w zdenerwowaniu czoło, Arnstein utkwił wzrok w kominku, jakby stamtąd spodziewał się wybawienia. Za plecami słyszałam wyraźnie niespokojny oddech Grima.
Wreszcie Erik przerwał milczenie.
– Słuchajcie! Przecież o naszej liście wiedział Oskar! – wypalił. – Przypomnijcie sobie, że ostatniego wieczoru skradał się koło szałasu i podsłuchiwał, o czym rozmawiamy. To Grim przyłapał go na gorącym uczynku. Potem Oskar usiłował jeszcze wyrwać Arnsteinowi listę.
– To prawda – odparła z wyraźną ulgą Inger. – Uratował nas Terje, który bez namysłu połknął całą kartkę.
Terje nie mógł powstrzymać się od śmiechu.
– Potem, gdy już przepędziliśmy Oskara, Arnstein przepisał listę jeszcze raz.
– No dobrze, ale to dowodzi, że Oskar nie mógł jednak wiedzieć o drugiej liście – zauważyłam.
Jakoś nie wyobrażałam sobie Oskara w roli przestępcy, Polubiłam go. Przysyłał mi ciepłe kartki z życzeniami powrotu do zdrowia, zapraszał na wycieczkę samochodem.
– Ależ, Kari – wtrąciła się Inger. – Czy uważasz go za idiotę? Na pewno nie odmówił sobie szczegółowego przeszukania szałasu po naszym wyjściu. Jestem pewna, że potem zdradził wszystko całej swojej rodzince. Dam sobie rękę uciąć, że Olsenowie i Lilly wiedzieli o naszych makabrycznych pomysłach.
Odetchnęliśmy z ulgą.
W tej chwili odezwał się lensmann.
– Dobrze się składa, Kari, że tu przyszłaś – rzekł, zwracając się do mnie. – Pojawiło się kilka nowych faktów związanych z twoją osobą, chciałbym je z tobą omówić. Może uda się nam znaleźć w tym domu jakiś dyskretny kącik? Arnstein, chętnie skorzystamy z twojego pokoju, co ty na to? Zajmie nam to najwyżej pół godziny. O ile znam Terjego, w jego królestwie panuje niewyobrażalny bałagan.
Od razu dało się zauważyć, że Arnstein mieszka w swoim pokoju od wielu lat. Półki uginały się pod ciężarem książek, w większości były to powieści o Dzikim Zachodzie. Na ścianach wisiały plakaty z samochodami, transatlantykami i samolotami. Wysłużona szafa na ubranie wielokrotnie zastępowała tarczę w grze w lotki.
Terje, któremu wuj pozwolił uczestniczyć w rozmowie zagadnął mnie żartobliwie:
– Kari, z ciebie to twarda sztuka. Niełatwo cię sprzątnąć. Następnym razem chyba użyję siekiery. No, co robisz taką zdziwioną minę? Dobrze wiem, że mnie podejrzewasz. Bo kogóż by, jak nie bratanka lensmanna i do tego jego prawą rękę? W kryminałach takie osoby, są głównymi podejrzanymi…
– Terje, to nie jest temat do żartów – powiedział karcącym tonem Magnussen. – Nie zapominaj, że mamy tutaj do spełnienia poważne zadanie.
– Ma się rozumieć, wuju – odparł Terje, po czym puścił do mnie porozumiewawczo oko.
– A tak na marginesie, to wcale nie jesteś moją prawą ręką. Nie przyrównałbym cię nawet do najmniejszego palca u nogi. Już bardziej przypominasz mi odcisk na tym palcu. No, dosyć tych jałowych dyskusji. Kari, drogie dziecko, to wszystko przestaje mi się podobać.
– Co pan ma na myśli, panie Magnussen?
– Twoje relacje z miejsca kolizji są nieścisłe.
Nadal nie mogłam pojąć, do czego zmierza lensmann.
– Jak to?
Magnussen pochylił się w moim kierunku i zaczaj spokojnie wyjaśniać:
– Posłuchaj uważnie. Na samym początku dowiedziałem się od bratanka, że koniecznie chcesz mnie widzieć i żądać obdukcji zwłok kapitana. Pomyślałem: „Głupie, rozhisteryzowane dziewczynisko”. Następnie znalazłaś się w szpitalu z poważnymi obrażeniami ciała. Wtedy rozzłościłem się na dobre. Skoro dziewczyna nie umie jeździć na rowerze, nie powinna na niego wsiadać. Gdy odzyskałaś przytomność, zeznałaś, że potrącił cię samochód. W tej sytuacji moim obowiązkiem było odszukanie sprawcy. Niestety, dotąd mi się to nie udało, więc sprawa prawdopodobnie zostanie umorzona. Choć leży mi na sercu twoje dobro, nie mogę raczej nic więcej zrobić. Chyba że znalazłby się ów winowajca, który cię potrącił. Ale wciąż pewne fakty nie zgadzają się w czasie. W dodatku ktoś usiłuje cię otruć, a dzisiaj jeszcze te trzy anonimy…
– Nadal nie wiem, o co panu chodzi – powiedziałam spokojnie.
– Jak wiesz, diabeł tkwi w szczegółach – stwierdził Magnussen. – Chciałbym jeszcze raz prześledzić wydarzenia tamtego kwietniowego popołudnia. Po pierwsze: czy jesteś całkowicie pewna, że od państwa Moe pobiegłaś prosto do domu, a zaraz potem wsiadłaś na rower i wyruszyłaś do mnie?
– Oczywiście, chociaż po drodze rozmawiałam jeszcze z Grimem, ale nie zajęło mi to więcej niż pół minuty.
– Dobrze. Idźmy zatem dalej. Zapisałem godzinę, o której zdenerwowana wybiegłaś z domu państwa Moe. Zaraz, gdzie ja mam tę kartkę… – Lensmann zaczął metodycznie przeszukiwać kieszenie. – Jest. Miało to miejsce dokładnie o czternastej czterdzieści. Tak przynajmniej mówiła Molly Olsen, która niemal w tej samej chwili zerknęła na zegar. Godzinę potwierdziła Inger, która właśnie śpieszyła się na umówiony obiad, kiedy ją mijałaś. Nie ma wątpliwości co do pory, o której opuściłaś towarzystwo. Terje przeprowadził próbę, dzięki której ustalił, ile czasu zajęło ci pokonanie drogi do domu. Sądzimy, że nie trwało to dłużej niż cztery minuty i dodatkowa minuta na wyprowadzenie roweru z garażu. Pół minuty zajęła ci trasa do miejsca, w którym spotkałaś Grima, i tyle samo rozmowa z nim. Gdy ruszyłaś w dalszą drogę, mogła być czternasta czterdzieści sześć. Czy to się zgadza?
– Nie miałam wtedy zegarka, ale to brzmi bardzo prawdopodobnie.
– Teraz dochodzimy do punktu spornego. Od spotkania z Grimem do miejsca, gdzie zgodnie z twoją relacją potrącił cię samochód, jazda rowerem zabiera około sześciu minut. Powinnaś się tam znaleźć mniej więcej o czternastej pięćdziesiąt dwie. Jednak o tej porze nie widziała cię tam ani Inger, która wyjechała od państwa Moe wkrótce po tym, jak ty stamtąd wybiegłaś, ani Arnstein, przejeżdżający tamtędy dziesięć minut po Inger. Nie natknął się na ciebie również Terje, który jako trzeci znalazł się przy skrzyżowaniu w chwilę po swoim bracie, a więc już po piętnastej. Grim chciał za tobą jechać, ale jego półciężarówka odmówiła posłuszeństwa. W tym samym czasie pastor zakończył rozmowę z panią Lilly Moe i Olsenami. Ponieważ jest bardzo punktualny, a śpieszył się na kolejne spotkanie, przed wyjściem sprawdził swój zegarek z zegarem u państwa Moe. Była dokładnie piętnasta dwadzieścia pięć. Po kilku minutach znalazł się przy skrzyżowaniu betonówki z drogą główną i od razu zauważył, że leżysz cała we krwi w rowie, pod przewróconym rowerem. W pierwszej chwili nie wiedział, co robić. Zdążył jedynie odsunął rower lub raczej to, co z niego zostało. Wówczas zjawił się Grim. To on przeniósł cię do samochodu i zawiózł do szpitala.