Erik nieco się stropił.
– Może i masz rację. A mnie jest tak ciężko! Otaczają mnie sami wrogowie. Kari, jesteś taka kochana, będziesz moją dziewczyną, prawda? Powiedz, Kari? Powiedz, bo inaczej chyba się zabiję!
– Erik, wiesz, że zawsze byłam i pozostanę twoją przyjaciółką. Wszyscy jesteśmy twoimi przyjaciółmi.
Zacisnął mocno wargi i pokręcił przecząco głową.
– Zrobię wszystko, żeby ci pomóc. Ale uważam, że powinieneś zwrócić się o poradę do lekarza – dodałam.
Erik natychmiast czujnie nastawił uszu.
– Do lekarza? Dlaczego tak uważasz?
Starałam się mówić spokojnym głosem:
– Wiele przeszedłeś. Śmierć ojca wyprowadziła cię z równowagi. Lekarz przepisałby ci coś na uspokojenie.
Wiedziałam, że moje słowa brzmią nienaturalnie, ale bardzo chciałam go pocieszyć. Erik tylko na to czekał.
– Jest mi naprawdę ciężko – westchnął. – Nikt z was nie ma pojęcia, ile wycierpiałem.
– Wiem…
– Nic nie wiesz – przerwał mi od razu. – Tobie to dopiero dobrze!
Zdenerwowała mnie taka postawa. Zrozumiałam, że chłopak chce, żeby się nad nim użalać. Pławił się we współczuciu, które zewsząd mu okazywano. W końcu miałam już tego dość.
– Słuchaj, Erik, to twoje marudzenie przestaje być zabawne. Nie wiem, czego oczekujesz, ale nie psuj mi tego wieczoru!
Erik nieco się zreflektował.
– Kari, czy jesteś na mnie zła?
– Jeszcze nie, ale niewiele brakuje. Weź się wreszcie w garść, bo nikt, mimo największej przyjaźni, nie zniesie długo twoich humorów. Zrób to dla własnego dobra.
Erika wyraźnie zaskoczyła moja zdecydowana reakcja. Pokiwał tylko głową i uśmiechnął się do pozostałych.
– Na zdrowie! – zawołał już weselej. – Panie lensmannie! Inger, Arnstein, na zdrowie!
W pokoju z minuty na minutę robiło się coraz głośniej. Przestaliśmy wreszcie roztrząsać poważne problemy, Terje wyciągnął gitarę i nawet Erik rozluźnił się na tyle, że zaintonował wesołą piosenkę harcerską. Towarzyszyły mu tubalne głosy lensmanna Magnussena oraz Grima.
Tego wieczoru w domu Terjego i Arnsteina zapanował wyborny nastrój.
Ale następnego ranka ten dobry nastrój prysł. Gdy kościelny porządkował wieńce na grobie Wernera Moe, wśród barwnych, pachnących kwiatów znalazł mały poskręcany korzonek.
Magnussen w jednej chwili domyślił się, że to alrauna.
ROZDZIAŁ VII
Byłam ogromnie rozżalona, że przed opuszczeniem szpitala nie znalazłam okazji, by pożegnać się z Torem. W duchu liczyłam, że mój wybranek zaproponuje mi spotkanie, ale, niestety, tak się nie stało. Przez cały następny dzień chodziłam podenerwowana i zastanawiałam się, czy wypada do niego zadzwonić. Długo ze sobą walczyłam, ale w końcu nie wytrzymałam i wykręciłam jego numer.
Ledwie zdążył powiedzieć „halo”, a ja już trajkotałam jak katarynka. Zrelacjonowałam szczegółowo ostatnie wydarzenia, opowiedziałam o listach i alraunie, którą kościelny znalazł na grobie kapitana Moe. Nie omieszkałam wspomnieć, że lensmann odkrył pewne nieścisłości w moich relacjach.
Tor przysłuchiwał się w milczeniu. W zasadzie nie dałam mu nawet szansy na dojście do głosu.
– Tor, może wpadłbyś dziś do nas na chwilę? – zapytałam, kończąc długą relację.
W słuchawce zapadła cisza.
– Niestety, jestem zajęty – rzekł po chwili. – Ale opowiedz mi jeszcze o waszej liście. Mieliście podobno wyrafinowane pomysły, prawda?
– No wiesz, to było tak dawno. Nie pamiętam szczegółów. Nie lubiliśmy macochy Erika. Wymyślaliśmy najprzeróżniejsze sposoby, aby się jej pozbyć. Wiesz, takie dziecięce żarty. Przypominam sobie, że Arnstein zaproponował truciznę, która wywołuje długie męczarnie. Inger wpadła na pomysł, żeby odbić jej kapitana Moe, a Terje chciał podrzucić pannie Bakkelund alraunę, która miałaby sprowadzić na nią nieszczęście. Grim, któremu Lilly wiecznie wytykała szpetotę, życzył, aby i ona cierpiała z tego samego powodu. Chciał, by słońce tak spiekło jej twarz, aby nikt jej nie rozpoznał. Ja strasznie bym się uśmiała, gdyby na przykład na oczach mieszkańców naszego miasteczka zgubiła spódnicę. To by dopiero była heca! Erik zakopałby swoją przyszłą macochę po szyję w piachu. To chyba wszystko. No, i jeszcze pomysł Grethe. Miała wtedy wszystkiego dość i chciała po prostu gdzieś zniknąć, zapaść się pod ziemię, co też właściwie jej się udało. Nadal nie daje znaku życia.
– Wielkie nieba! Tego się nie spodziewałem. Nie chciałbym być w skórze pani Moe!
– Najgorsze jest to, że i dziś zaczynają się tu dziać jakieś koszmary – dodałam.
Tor spoważniał.
– No właśnie. Bardzo się o ciebie niepokoję. Dopóki leżałaś w szpitalu, miałem cię pod opieką, ale teraz wszystko się może zdarzyć. Powinniśmy porozmawiać, opowiedziałabyś mi bliżej o tym zniknięciu. Niestety, dzisiaj nie mam zupełnie czasu, by cię odwiedzić.
Poczułam się zawiedziona.
– A ja tak czekałam, że przyjdziesz!
– Bardzo mi przykro. Ale jutro będę wolny, może więc wtedy nadrobimy zaległości?
Od razu przystałam na tę propozycję.
– Zatem wybierzemy się na spacer i jeszcze raz omówimy wszystkie szczegóły. Najlepiej będzie, jak do tej pory pozostaniesz w domu. Z nikim nie rozmawiaj, zgoda?
– Zgoda. Zaszyję się w najdalszy kąt i będę szczękać zębami ze strachu.
A w duchu dodałam: „Dla ciebie zdobędę się na wszystko”.
Wtorek minął bez większych sensacji. Po otwarciu grobu ciało kapitana Moe zostało poddane obdukcji. Lensmann Magnussen pokazał nam znalezioną wśród wieńców alraunę. Naturalnie nie była to prawdziwa roślinka, a jedynie jej imitacja, nieudolnie wyrzeźbiona w kawałku drewna. Magnussen zapewnił nas, że sprawdzi, z jakiego rodzaju drzewa wycięto korzonek.
Poinformował mnie też, że znalazł ślad, który prawdopodobnie pomoże mu odpowiedzieć na pytanie, co działo się ze mną między piętnastą a piętnastą trzydzieści. Raz jeszcze pojechał na miejsce zdarzenia i dokładnie przebadał całą okolicę. Nakazał nam kupić jutrzejszą gazetę i śledzić rubrykę ogłoszeń.
Następnego dnia parę minut po piętnastej mały opel Tora zaparkował przed naszym domem. Drzwi otworzyła mu moja mama, na której widok niespodziewany gość odrobinę się spłoszył. Mnie przez to wydał się jeszcze bardziej pociągający. Od razu też spodobał się mamie. Siedzący w fotelu ojciec mruknął coś na powitanie spoza gazety, którą właśnie czytał.
Zrobiło mi się bardzo miło, gdy Tor pochwalił mój wygląd. W tej chwili naprawdę niewiele brakowało mi do szczęścia.
Pół godziny później spacerowaliśmy nieopodal miejsca, w którym zostałam potrącona przez samochód. Nagle o czymś sobie przypomniałam.
– Tor! Musimy kupić dzisiejszą gazetę!
– A od kiedy to czytujesz lokalną prasę? No dobrze, niedaleko jest kiosk. Wiesz, to twoje zniknięcie nie daje mi spokoju – powiedział w chwili, gdy przechodziliśmy obok miejsca wypadku. – Długo się nad tym zastanawiałem. Czy to możliwe, że wałęsałaś się w kółko, nie wiedząc, co ze sobą począć? Może dopiero potem zemdlałaś?
Nie wydawało mi się to prawdopodobne.
– A rower? Pastor znalazł mnie przecież leżącą obok roweru. Ciekawa jestem, jakie to ogłoszenie zamieścił lensmann.
– Wydaje mi się, że musimy wszystko jeszcze raz dokładnie przeanalizować – powiedział stanowczo Tor. – Najlepiej będzie, jak zaczniesz od szczegółowej charakterystyki każdego z podejrzanych. Odnoszę wrażenie, że krąg osób związanych z tą sprawą jest wyjątkowo duży. Opowiedz mi najpierw o waszym najzacieklejszym wrogu, pani Moe.