Dopiero teraz mogłam przyjrzeć się pasażerom drugiego auta.
Była to dość dziwna para. Mężczyzna prezentował się nienagannie: był wysoki i postawny, ubrany w elegancki garnitur w ciemnobrązową krateczkę, gustowny krawat w kropki i skórzane, brązowe buty. Jego uśmiechnięte, żywe oczy z ciekawością spoglądały na obecnych. Policzki i dłonie miał usiane piegami, co zdecydowanie dodawało mu uroku. Na głowie mierzwiła się ruda czupryna. Pierwsza rzecz, na którą zwróciłam uwagę u jego partnerki, to paznokcie pomalowane łuszczącym się, krwistoczerwonym lakierem. Kobieta miała pomarszczoną cerę, z bezbarwnych ust wyzierały poszarzałe zęby, a niekorzystne wrażenie pogłębiała czarna garsonka, która nie mogła ukryć zbyt przysadzistej figury. Cienkie włosy kobiety opadały w nieładzie na ramiona.
Oboje od razu grzecznie się przywitali. Sprawiali wrażenie sympatycznych ludzi.
Lensmann bez zbędnych wstępów zwrócił się do mnie z pytaniem:
– Kari, czy poznajesz tych państwa?
– Nie – powiedziałam bez wahania.
Kobieta uniosła ze zdumieniem brwi.
– Coś takiego! Słyszałeś, kochanie? Ta młoda dama nas nie poznaje!
W głosie kobiety zabrzmiała jakby nutka pretensji.
– Panie lensmannie, to bez wątpienia ta sama dziewczyna – stwierdził stanowczo mężczyzna.
Magnussen przyglądał się nam przez chwilę, po czym rozpoczął prezentację. Jednak nazwisko, które nosiło małżeństwo – Gressvik – nic mi nie mówiło.
– Pani Gressvik, czy może pani raz jeszcze szczegółowo opowiedzieć, co wydarzyło się w tym miejscu ósmego kwietnia? Tak jak przypuszczaliśmy, panna Land niczego sobie nie przypomina.
– Panno Land, to właśnie my wyciągnęliśmy panią z rowu…
– Bardzo proszę od samego początku – nakazał Magnussen.
– No właśnie. Tego dnia przyjechaliśmy do szpitala, gdyż czekała mnie tu poważna operacja. Trochę się tu pogubiliśmy i utknęliśmy w tym paskudnym wykopie. Przez chwilę zastanawialiśmy się, jak się z niego wydostać. Wreszcie udało się nam wypchnąć auto z piachu. Błądziliśmy po okolicy, szukając drogi do szpitala, i wtedy spostrzegliśmy tę panienkę na rowerze. Jechała przed nami. Zdecydowałam, że spytamy ją o drogę. Nacisnęliśmy na hamulec, ale dziewczyna się nie zatrzymała, a ponieważ było bardzo ślisko, również i nasze auto potoczyło się dalej. Nie mogliśmy nic zrobić, choć w dobrych warunkach Lasse jest doskonałym kierowcą. Niestety, panienka, lekko przez nas potrącona, wylądowała w rowie. Natychmiast wyskoczyliśmy z auta, żeby sprawdzić, czy nic się jej nie stało. Nie należymy, broń Boże, do tych, co uciekają z miejsca wypadku. Pomogliśmy się jej podnieść, ale wyglądało na to, że bez trudu trzyma się na nogach. Była zupełnie przytomna i normalnie z nami rozmawiała. Nabiła sobie tylko potężnego guza. Zresztą twierdziła, że czuje się całkiem dobrze.
– Wtedy zapytaliście ją państwo o drogę do szpitala, czy tak?
– No właśnie!
– I co było dalej?
– Wskazała nam drogę, która wiodła stromo pod górę, ale nie byliśmy pewni, czy znowu się nie pogubimy. Całe zbocze porośnięte jest gęsto sosnami. Poza tym panna Land nadmieniła, że kilkaset metrów dalej spotyka się aż pięć różnych dróżek. Zaproponowała, że może nam towarzyszyć i wskaże właściwą. Byliśmy jej ogromnie wdzięczni. Dziwiło mnie wprawdzie, że zabrała ze sobą rower i targała go pod górę. Mogła go z powodzeniem zostawić na dole, w krzakach. No, ale to jej sprawa. Gdy dotarliśmy do rozwidlenia, już wiedzieliśmy, którą drogą mamy się udać, podziękowaliśmy więc tej młodej osobie i ruszyliśmy w swoją stronę. Zauważyłam, że panna Land stoi jeszcze przez chwilę przy rozwidleniu, jakby zastanawiała się, dokąd ma się skierować.
– Dziękuję pani bardzo, pani Gressvik. To było bardzo dobre sprawozdanie.
Pani Gressvik skłoniła uprzejmie głowę w kierunku lensmanna.
– Kari, czy cośkolwiek sobie z tego przypominasz?
– Zupełnie nic. Chociaż przez chwilę miałam wrażenie, jakby coś mi się gdzieś kołatało, ale teraz znowu mam pustkę w głowie.
Magnussen zamyślił się, po czym zaproponował:
– A gdybyśmy tak przeprowadzili mały eksperyment? Może Kari była tamtego dnia na tyle oszołomiona, że po raz drugi wpadła do rowu? Nie wątpię też, że znajdowała się i w tym wskazanym przez nią samą miejscu, i w tym drugim, gdzie znaleźli ją pastor i Grim. Mogę się też domyślać, że Kari, zjeżdżając od strony szpitala po odprowadzeniu państwa Gressvik, po prostu ponownie wylądowała w rowie. Jeszcze w szpitalu, gdzie otrzymałem pierwsze informacje o jej obrażeniach, doszedłem do wniosku, że musiała uderzyć się dwukrotnie. No bo w jaki sposób nabiłaby sobie guzy i na lewej, i na prawej skroni jednocześnie? No, dobrze, na czym to ja skończyłem? Aha, otóż uważam, że drugi upadek nie był spowodowany wyłącznie nieuwagą. Wczoraj dowiedziałem się, że Kari w trakcie pobytu w szpitalu kilkakrotnie krzyczała we śnie, i to o mrówkach!
Tor przytaknął, a ja, ni stąd, ni zowąd poczułam, że robi mi się niedobrze.
– Wygląda na to, że nie mrówki tak ją wystraszyły, ale coś znacznie gorszego. Nic sobie nie przypominasz?
Starałam się, jak mogłam. Wiedziałam, że musiało się wydarzyć coś ważnego, ale co?
W tym momencie do rozmowy wtrącił się Tor:
– Kari wypowiadała przez sen również imię. Bała się czegoś okropnie…
– Czyje imię? – zapytał Magnussen.
Delikatnym mrugnięciem usiłowałam dać Torowi znać, żeby milczał, ale on nie pojął moich sygnałów.
– Grim… – odparł z wahaniem Tor.
Zmarszczone czoło lensmanna dowodziło, że urzędnik intensywnie analizuje wszystkie fakty,
– Grim? – powtórzył ze zdziwieniem. – To przecież właśnie on opowiedział mi o nagłej antypatii Kari do mrówek. Nie wspominał natomiast, że go przywoływałaś we śnie – rzekł, zwracając się do mnie.
– Bo o tym nie wiedział. To zdarzyło się podczas jego nieobecności – dodałam szybko.
– No dobrze. Ale Grim także próbuje uporządkować zdarzenia. Doszedł do wniosku, i chyba słusznie, że twój dziwny strach przed mrówkami musiał zrodzić się w czasie pomiędzy pierwszym a drugim upadkiem. Ty sama nadal nie znasz powodu tego strachu, przedtem nigdy nie bałaś się mrówek. Panie Bråthen, czy pierwszy upadek mógł spowodować słabszy wstrząs mózgu, podczas gdy drugi miał już poważniejsze konsekwencje?
– To całkiem prawdopodobne – odparł lekarz.
– Czy jest możliwe, aby Kari zapomniała o wszystkim, co wydarzyło się przed drugim upadkiem?
Tor wyraźnie się ożywił.
– Owszem – powiedział. – Ale może być również inaczej, mam na myśli świadomą utratę pamięci. Kari może wiedzieć, co się wydarzyło…
W tym momencie stanowczo zaprotestowałam.
– Ależ ja wcale nie chcę powiedzieć, że usiłujesz coś przemilczeć – uspokajał mnie Tor. – To, co widziałaś, mogło wywołać u ciebie szok i twoja świadomość celowo wymazała zdarzenie z pamięci. Natomiast tkwi ono gdzieś głęboko w podświadomości i co jakiś czas wywołuje pozornie niczym nieuzasadniony strach. Prawdopodobnie wstrząs mózgu przyczynił się dodatkowo do zatarcia tego nieprzyjemnego wspomnienia.
Magnussen po raz kolejny zwrócił się do mnie z zapytaniem:
– Na pewno nie przypominasz sobie, co cię tak przeraziło?
Pokręciłam przecząco głową. Miałam takie wrażenie, jakbym przez kilka ostatnich godzin bez przerwy siedziała na karuzeli.
– Kari, jesteś okropnie blada – zauważył Tor. – Panie Magnussen, może na dziś wystarczy tych przesłuchań? Kari jest wciąż osłabiona.