Выбрать главу

– No dobrze, i co dalej?

Gressvikowie podeszli do mnie i uścisnęli serdecznie.

– Bardzo pani dziękujemy za pomoc. Jeśli miałaby pani jakieś problemy, proszę się koniecznie z nami skontaktować. Ja zostanę jakiś czas w szpitalu. Moje nazwisko Gressvik.

Powtórzyłam podane mi nazwisko.

– Pani Gressvik, zapamiętam je bez trudu. Ale na pewno wszystko będzie w porządku.

Poczułam na sobie zdumiony wzrok Gressvików. W tej samej chwili zdałam sobie sprawę, że przypomniałam sobie ten fragment wydarzeń!

– To ten zapach. Przypomniał mi się zapach perfum pani Gressvik w połączeniu z zapachem sosnowego igliwia – wyjaśniłam.

– Zapach pozostawia na ogół najtrwalsze wspomnienia – potwierdził Tor. – Czy pamiętasz, co było dalej?

– Na razie jeszcze nie. Ale przypomnę sobie, jestem tego pewna.

Przylgnęłam rozpaloną z emocji twarzą do zimnej kierownicy. W skroniach poczułam dudniące pulsowanie. Byłam coraz bliższa przypomnienia sobie wszystkich wydarzeń tamtego dnia, ale wciąż narastał we mnie strach.

Lensmann odetchnął z ulgą.

– No, nieźle nam idzie. Kujmy żelazo póki gorące. Możecie państwo zakończyć scenę?

– Do widzenia, jeszcze raz dziękujemy! – krzyknęli, po czym zapalili samochód.

– Ja też państwu dziękuję. Może poczekacie państwo na mnie na dole? – zaproponował Magnussen.

Lensmann doskonale odnajdywał się w roli reżysera. Z powodzeniem mógłby nakręcić film.

– Nie, nie, na nas już czas. Cieszymy się, że okazaliśmy się pomocni. Teraz już się tu nie pogubimy. Do widzenia.

Pożegnaliśmy się wszyscy, a po chwili jasnoszary samochód Gressvików zniknął za drzewami.

– Proszę was teraz o ciszę. Muszę się skupić – powiedziałam, stojąc z rowerem przy rozwidleniu dróg. – Czasem coś mi się przypomina, ale zaraz potem te pojedyncze obrazy znikają.

Wokół mnie zaległa grobowa cisza, przyjaciele niemal wstrzymali oddech.

Dzień był ciepły i słoneczny. Z miejsca, w którym stałam, roztaczał się cudowny widok na porośniętą sosnami okolicę. Mech okrywał jasnozieloną kołderką brunatne runo, wiewiórka przeskakiwała w pośpiechu z gałęzi na gałąź. Starałam się całkowicie rozluźnić, przestać myśleć o czymkolwiek. Miałam nadzieję, że to odniesie rezultat.

Podświadomie czułam, że to coś, co mam sobie przypomnieć, nie jest przyjemne, ale nie chciałam zawieść lensmanna.

Zawróciłam rower i spojrzałam z góry na ścieżkę prowadzącą prosto do wykopu.

– Tam chyba coś leżało, coś niewielkiego – powiedziałam wyraźnie. – Ale jeszcze nie wiem, co. To było jak ostrzeżenie: nie ruszać!

Odstawiłam rower i ostrożnie zrobiłam kilka kroków w kierunku wykopu. Miałam wrażenie, jakbym znalazła się na nieznanej plaży i po raz pierwszy wchodziła do wody, badając ostrożnie grunt. Krok za krokiem, żeby nie trafić bosą stopą na coś nieprzyjemnego, żeby się nie poślizgnąć…

Ale tu nie było wody, tylko twardy, ubity piasek. Już raz znalazłam się w tym miejscu, tylko że nie mogłam lub nie chciałam sobie o tym przypomnieć.

Nagle poczułam, że prowadzi mnie jakiś wewnętrzny głos. Skierowałam się na ścieżkę, która wiodła na mokradła.

Lensmann i przyjaciele podążali za mną w najwyższym skupieniu.

Poruszałam się teraz bardzo wolno. Po zrobieniu każdego kroku wiedziałam, że byłam tu już wcześniej, ale wciąż nie potrafiłam przewidzieć, co czeka mnie zaraz potem. Zagubione wspomnienia wciąż spowijał gęsty mrok. Raz po raz pochylałam się, by z ziemi podnieść coś, czego teraz tu nie odnajdywałam, a co na pewno leżało przedtem.

Nagle poczułam ogarniające mnie mdłości.

– Nie mogę, dalej już nie pójdę – oznajmiłam zduszonym głosem.

Tor w mgnieniu oka był przy mnie.

– Coś sobie przypomniałaś?

Pokręciłam przecząco głową.

– Nie wiem, ale znowu jakiś wewnętrzny głos zabrania mi iść dalej. Chcę do domu…

– Kari, weź się w garść i spróbuj jeszcze raz – prosił lensmann. – Przecież wiemy, że jesteś na właściwym tropie.

– Właśnie, nie mam co do tego żadnych wątpliwości.

– Ale czy to konieczne? – bronił mnie Tor. – Może ktoś ją chciał zgwałcić, a ona nie chce sobie tego przypominać?

Magnussen pokręcił przecząco głową.

– Niewątpliwie ktoś chciał wyrządzić jej krzywdę i tu czekał na swoją ofiarę. Dlatego, przerażona, rzuciła się do ucieczki. Ktokolwiek to był, znajdę go, zanim zaatakuje po raz kolejny.

ROZDZIAŁ IX

Z trudem udało mi się zebrać siły. Metr po metrze zbliżaliśmy się do mokradeł, lecz im dalej się posuwaliśmy, tym większy odczuwałam strach. Moje dłonie zrobiły się lepkie od potu, co kilka sekund przełykałam niespokojnie ślinę. Szersza droga nagle się urwała i rozwidliła w kilka mniejszych ścieżek.

Nie wiedziałam, którą mam wybrać, przeszłam więc kilka kroków pierwszą z nich. Nic. Potem spróbowałam iść drugą. Również i ta nie wywołała żadnych nieprzyjemnych skojarzeń. Dopiero gdy stanęłam na trzeciej dróżce, wiedziałam, że jestem na tej właściwej.

Wokół roztaczały się bagniska.

Nagle krzyknęłam i błyskawicznie obróciłam na pięcie, próbując zawrócić. Zanim Tor i lensmann zorientowali się, co się dzieje, przemknęłam obok nich i, jak zwykle w momencie zagrożenia, skryłam się w objęciach Grima.

Na środku dróżki, którą się posuwaliśmy, znajdowało się mrowisko, pokryte tysiącami wędrujących w szaleńczym tempie mrówek.

– Mrówki, mrówki! Na pomoc! Grim, zabierz mnie stąd jak najprędzej, błagam, zabierz – krzyczałam zdesperowana. – Jest mi niedobrze, zaraz dostanę torsji! Nie chcę! Nie tu, Grim!

– No, już dobrze. Nie ma się czego wstydzić – uspokajał Grim, głaszcząc mnie delikatnie po głowie.

Wczepiłam się z całych sił w jego ramiona:

– Grim, nie odchodź ode mnie, nie zostawiaj mnie tu samej, tak się boję! – szeptałam rozdygotana.

– Będę cały czas szedł tuż za tobą. No jak, lepiej? Wydaje mi się, że powoli nabierasz kolorów.

– Najgorsze chyba minęło – potwierdziłam i z wyraźną niechęcią puściłam dłoń Grima. – Panie lensmannie, chyba mogę iść dalej.

Z minuty na minutę byłam bardziej przekonana, że zbliżamy się wreszcie do celu. Niestety, nudności powróciły. Pot perlił mi się na czole i spływał po plecach. Zbliżaliśmy się do naszej dziecięcej kryjówki, która teraz przypominała bezładnie narzuconą stertę zmurszałych gałęzi.

Nagle ze zdwojoną siłą odżyły we mnie wspomnienia sprzed siedmiu lat, jednak jakiś wewnętrzny głos protestował przeciwko ich odgrzebywaniu Zatrzymałam się na moment.

– Czuję, że Erik nie powinien uczestniczyć w tej wyprawie. Niech wraca do domu – powiedziałam.

– Kari, dlaczego tak mówisz? – zapytał chłopak wyraźnie zaskoczony. – Nie chcesz, żebym wam towarzyszył?

– Nie. Nie pytaj teraz, dlaczego, bo nie wiem, jak to wyjaśnić. Nie możesz iść i już.

– Poczekaj w samochodzie – polecił pan Magnussen. – Myślę, że Kari ma powód, by tak mówić.

Erik odszedł wyraźnie obrażony. Tymczasem ja otarłam pot z czoła i spytałam:

– Panie lensmannie, czy naprawdę muszę kontynuować ten eksperyment?

– Musisz, Kari.

– Chyba nie jestem w stanie. Wiem, że odkryję coś odrażającego, choć jednocześnie nie mam pojęcia, co to takiego.

Tym razem nastrój w niczym nie przypominał nastroju romantycznego spaceru i uroczych chwil spędzonych niedawno z Torem. Teraz czułam tylko zgniliznę, odór zatęchłej stojącej wody i zmurszałych korzeni. W głębokim dole leżały bezładnie zwalone, gnijące konary. Wszystkie kolory straciły swój blask i świeżość.