– Czy przypominasz sobie, dlaczego znalazłaś się tu poprzednio? Czy przyszłaś tu sama?
– Tak. Szłam za jakimś śladem. Za czymś, co się rozsypało po ziemi.
Inger zapytała ostrożnie:
– Może kartki z notesu?
– Nie. To było coś błyszczącego, lśniącego… Papier? Mrówki nie żywią się papierem… To było… O Boże, nie!
Nagle jakby raził mnie piorun. W jednej chwili przed oczami stanął mi obraz sprzed kilku tygodni…
Zgięłam się wpół. W tej samej chwili Grim porwał mnie na ręce i błyskawicznie ukrył za najbliższym krzakiem. Podtrzymując mi głowę, mówił do mnie łagodnym głosem:
– Cichutko, jestem przy tobie. Nic się nie bój.
Ta przykra dla mnie sytuacja zdawała się wcale nie robić na nim wrażenia. Gdy było po wszystkim, Grim otarł pot z mojej twarzy i sięgnął do kieszeni po pastylki miętowe.
– Weź dwie, one doskonale zabijają nieprzyjemny smak w ustach.
– Grim, tak mi wstyd! I do tego Tor wszystko widział!
– No to co? Dla niego to przecież nic nowego – głos Grima zabrzmiał ostro, ze złością.
Kiedy wróciliśmy do grupy, odezwałam się matowym głosem:
– Panie lensmannie, przypomniało mi się, co wtedy odkryłam. Wiem też, dlaczego chciałam odesłać stąd Erika. Ale proszę mnie więcej o nic nie pytać, bo znowu dostanę torsji. Teraz na pewno dacie sobie radę beze mnie.
– No dobrze, ale co mamy robić?
Ukryłam twarz w dłoniach i rzuciłam się do ucieczki.
– Szukać! – krzyknęłam przez ramię. – Ruszcie trochę głowami!
Nie powinnam odzywać się do nikogo w taki sposób, tym bardziej do lensmanna. Byłam jednak na skraju załamania. Zapomniane obrazy powróciły, a świadomość tego, co się wydarzyło na polanie, przyprawiała mnie znowu o mdłości. Tak jak wówczas pragnęłam uciec w popłochu i możliwie najszybciej znaleźć się w bezpiecznym miejscu.
Jednak po dłuższej chwili opamiętałam się i zawróciłam.
– Przepraszam – wydukałam zawstydzona.
Lensmann zwrócił się do swojego bratanka z pytaniem:
– Terje, czy to tu znajdował się wasz szałas?
Terje podszedł bliżej do nadgniłych gałęzi i powiedział:
– Tak, to właśnie jego resztki. Spójrz, wuju, jakie mrówki urządziły sobie tutaj królestwo. Nigdy czegoś podobnego nie widziałem. A to chyba nasze stare koce? Fuj, ale paskudztwo!
Terje uniósł dwoma palcami kawałek grubego płótna, który oblepiony był przez tysiące mrówek. Na ten widok nogi się pode mną ugięły.
– Kari, poczekaj! – tonem nie tolerującym sprzeciwu nakazał lensmann. – Jesteś nam potrzebna. Nadal nie wiemy, czego szukać. Musisz nam pomóc.
– Odgarnijcie gałęzie – odparłam z trudem, po czym przysiadłam na pniu nieopodal, odwrócona plecami. Nie miałam odwagi dłużej przyglądać się tej scenie. Spodziewałam się okrzyków przerażenia, wiedziałam, że muszą nastąpić.
– Cholera! – rzekł z obrzydzeniem Terje. – Wszystko tu pogniło, nie można się do niczego dotknąć.
– Faktycznie. Czy to możliwe, że przesiadywaliście tu całymi godzinami?
– Wuju, wtedy szałas wyglądał zupełnie inaczej – zaprotestował Terje.
Czekałam przerażona, co odkryją. Ale nic się nie działo. Kiedy wreszcie odwróciłam głowę, na ziemi, przed kupką gałęzi, leżało całe znalezisko: zgniłe koce i kilka pogiętych puszek. Byłam zdumiona, ale jednocześnie kamień spadł mi z serca. Przyjaciele powoli zaczynali powątpiewać, że trafią na kolejny ślad.
Lensmann zabrał głos.
– A co z listą? Czy to nie tu właśnie ją ukryliście?
Terje, nie czekając na wyjaśnienia pozostałych kolegów, zajrzał w jedyny jako tako zachowany kąt i uniósł kamień, pod którym kiedyś ukryliśmy kartkę z makabrycznymi pomysłami.
Jednak nic tam nie znalazł. Ani śladu świeczek, zapałek, notesu.
A jednak Terje wypatrzył malutki skrawek papieru. Wziął go ostrożnie do ręki, rozwinął i wręczył wujowi. Magnussen odczytał na głos:
– Numer siedem: Dać sobie spokój i zapaść się pod ziemię (Grethe).
W tym momencie straciłam przytomność. Potem usłyszałam głos Tora:
– Uspokójcie się. Chyba wraca do siebie.
– Nie budźcie mnie. Miałam nadzieję, że zostawicie mnie w spokoju!
– Sama się obudziłaś – odpowiedział Tor, który przyklęknął obok.
– Jak długo byłam nieprzytomna?
– Nie dłużej niż pół minuty.
– Pewnie robiłam jakieś głupie miny? A zresztą, co mi tam. Posuń się, chcę wstać. Chyba leżę na szyszkach, bo rozbolały mnie plecy.
Podniosłam się i usiadłam obok Tora. Przede mną kucnął lensmann Magnussen i poważnym tonem zapytał:
– Kari, co się stało? Dlaczego zemdlałaś?
Pytanie wydało mi się całkiem nie na miejscu.
– Z powodu treści kartki.
– Czy to takie nadzwyczajne? Przecież Grethe, jakby to powiedzieć, „zapadła się pod ziemię” przed sześcioma laty.
Patrzyłam to na jednego, to na drugiego z najwyższym zdumieniem. Czyżby jeszcze się nie domyślili?
– Czy wtedy też znalazłaś taką karteczkę? To ona cię tak wystraszyła?
– Nie, wcale nie! Czemu niczego nie kojarzycie? Znalazłam się tu, idąc po śladach papierków po toffi. Wypatrzyłam je już przy drogowskazie i aż tu mnie zawiodły.
Tor złapał się za głowę:
– No tak! Przecież w szpitalu coś bredziła na temat toffi!
– No to dobrze, że się wreszcie o tym dowiedzieliśmy – skomentował tę nowinę lensmann. – Lepiej późno niż wcale.
– Toffi? Chyba nie chcesz przez to powiedzieć… – Terje był wyraźnie zaskoczony.
Tym razem jednak uprzedził go Grim.
– Kari, czy tu właśnie spotkałaś Grethe?
– Może Grethe usiłowała cię skrzywdzić? – wtrącił zbity z tropu Magnussen.
Przymknęłam oczy i pokręciłam przecząco głową.
– Nie. Grethe rzeczywiście mnie wystraszyła, ale nie miała takiego zamiaru. – Czułam, że do oczu napływają mi łzy. – Do chatki przywiodły mnie ślady po jej ulubionych cukierkach – powiedziałam ściszonym głosem. – Wszystkie papierki były oblepione przez mrówki. W szałasie natknęłam się na… ciało Grethe, Była przykryta tymi ohydnymi kocami. Ktoś ją zamordował – wykrztusiłam z trudem.
Grim przykucnął obok, a ja podświadomie wtuliłam się w jego ramiona. Był zawsze przy mnie, gdy potrzebowałam go najbardziej. Pachniał świeżo wypraną i wyprasowaną koszulą i tytoniem.
– Co takiego? – zapytała po długiej chwili milczenia Inger.
– Taa…taa…tak – chlipałam. Grim wciąż gładził mnie delikatnie po głowie. Czułam, jak mocno łomocze mu serce.
Magnussen nic nie mówił. Tymczasem znów odezwała się Inger:
– Pytanie, co się z nią stało?
– Skoro Grethe miała zapaść się pod ziemię, to pewnie już została zakopana – zauważył Terje.
Teraz lensmann poderwał się z miejsca i począł szczegółowo badać wnętrze szałasu.
– Podłogi nikt nie rozkopywał od lat, więc tu jej na pewno nie ma – stwierdził stanowczo. – Wcale mi się nie uśmiecha przekopywać mokradeł – westchnął. – Ale chyba nie będę miał innego wyjścia.
– Przecież to wszystko wydarzyło się w kwietniu. Wtedy ziemia była zmrożona, jak więc udałoby się w niej cokolwiek zakopać? – zauważyła rezolutnie Inger.
– Masz rację. To mało prawdopodobne – westchnął lensmann.
Podniosłam wzrok na Grima. Jego twarz z bliska nie prezentowała się zbyt efektownie: miejscami skóra nadal była twarda i nierówna.
– Grim wspominał niedawno, że wiosną kładł dreny na polu, prawda?
Teraz Grim zaglądał mi głęboko w oczy. Nagle oblała mnie fala gorąca. Poczułam rozkoszny dreszcz, który przypominał mi dziewczęce marzenia i fantazje o wielkiej, romantycznej miłości.