Nagle krzyknął.
– Ostrożnie! – upominał lensmann. – Odsuńcie się stąd na chwilę!
Nachylił się nad dołem i począł delikatnie przesypywać ziemię.
– Tylko nie rękami, tu potrzebne są rękawiczki! – ostrzegł Tor.
– A któżby używał rękawiczek w środku lata? – zapytał zdziwiony Terje.
Okazało się jednak, że Oskar ma przy sobie rękawiczki ze skóry. Wyciągnął je z kieszeni i bez wahania podał lensmannowi.
– Proszę. Ja sam nie czuję się na siłach.
Rękawiczki były jednak za małe i na lensmanna, i na Grima.
– Dajcie mnie – rzekł Tor. – Chyba ja najlepiej się do tego nadaję.
W wielkim skupieniu odgarniał ziemię centymetr po centymetrze. Pochyleni, śledziliśmy uważnie jego ruchy. Grim objął mnie lekko ramieniem.
– Nie ma wątpliwości – oświadczył po chwili lensmann.
Inger ukryła w dłoniach mokrą od łez twarz i przytuliła się do Arnsteina. Oskar nie mógł wyjść ze zdumienia:
– Jak to możliwe, że ciało jest tak dobrze zachowane?
– To za sprawą torfu – wyjaśnił Tor. – Nic tak dobrze nie konserwuje. To właśnie w takich miejscach archeologowie odkopują przedmioty, a nawet zwłoki sprzed tysięcy lat.
Lensmann tymczasem polecił Terjemu przynieść aparat fotograficzny z lampą błyskową i instrumenty pomiarowe. Kiedy chłopak pojawił się z powrotem, można było rozpocząć szczegółowe badania.
Ogarnęło mnie uczucie bezradności. Nie miałam ochoty dłużej być świadkiem tych przygnębiających oględzin nie chciałam z nikim rozmawiać. Czułam się wyczerpana i załamana.
Inger wciąż płakała.
– Nie wiem, kto dokonał tej strasznej zbrodni, ale winę za śmierć Grethe na pewno ponosi Lilly! To przez nią dziewczyna opuściła rodzinny dom! Ja jej tego nie daruję! – szlochała.
Nikt nie powiedział słowa. Nawet Oskar nie stanął w obronie ciotki. Jakiś czas później, choć nie wiem, czy minęło pół godziny czy też kilka godzin, spod lasu ruszył milczący korowód.
W pewnym momencie zbliżył się do mnie lensmann i zapytał:
– A więc Grethe nie przyjechała tym samym piątkowym pociągiem co ty?
– Na pewno nie. Ale w tym dniu do Åsmoen przybył po południu jeszcze jeden pociąg.
– Zatem najprawdopodobniej zjawiła się wtedy.
Nagle coś sobie przypomniałam.
– Zaraz, zaraz! Przecież w piątek po południu kręciłam się tu niedaleko. Wyszłam na spacer, chciałam pooddychać świeżym wiejskim powietrzem. Usłyszałam wtedy od strony stacji pociąg, niedługo potem minęła mnie jakaś para. Nie zauważyli mnie, bo ukryłam się za drzewami. Dotarły do mnie jednak strzępy ich rozmowy i odniosłam wrażenie, że jeden z tych głosów znam. Teraz wiem, że należał do Grethe!
– A ta druga osoba?
– Nie za dobrze słyszałam… Ten ktoś mówił wyjątkowo cicho, niemal szeptem.
– Ale chyba rozpoznałaś, czy to męski czy kobiecy głos?
– Właśnie nie bardzo, choć ze strzępów zdań wywnioskowałam, że to dwoje zakochanych. Ten głos musiał więc należeć do mężczyzny.
– No dobrze. A o czym rozmawiali? – pytał dalej lensmann.
Usiłowałam jak najdokładniej wszystko powtórzyć.
– Chyba mówili o gospodarstwie pana Moe, ale, kto wie, może chodziło o coś zupełnie innego? Wydawało mi się, że dziewczyna była wprost uradowana. Potem kilka razy słyszałam swoje własne imię, a na koniec padło słowo „korytarz”.
– W gospodarstwie kapitana Moe korytarzy jest dość sporo – wtrącił lensmann. – Może więc masz rację.
– Rozmawiali też chyba o polityce, wymienili nazwę jakiegoś rosyjskiego miasta. Odniosłam wrażenie, że ta druga osoba to obcokrajowiec.
– No, tego by jeszcze brakowało! Kari, moja lista podejrzanych jest dostatecznie długa, a ty jeszcze chcesz ją powiększyć? To niemożliwe!
– Panie lensmannie, dam sobie głowę uciąć, że on, a może ona, mówił bardzo dziwnie. Na pewno nie był to czysty norweski.
Dotarliśmy do głównej drogi i tu się rozdzieliliśmy. Grim i Arnstein skręcili do siebie, my natomiast wsiedliśmy do samochodów. Lensmann nalegał, bym pojechała razem z nim, więc Tor ofiarował się, że podwiezie Oskara i Erika.
– Powiedz, Kari, co przypominała ci mowa tego nieznajomego?
– Hm, nie jestem pewna, ale wydaje mi się, że akcentował wyraźnie pierwsze sylaby.
– Ach, tak. Pomyślałem, że może mówił po rosyjsku, skoro wspominał jakieś rosyjskie miasto. Ale akcent na pierwszą sylabę wskazywałby raczej na węgierski albo fiński.
Poczułam się nieswojo. Nieraz żartowaliśmy z Grima, w którego żyłach płynęła i norweska, i fińska krew. Jego matka pochodziła z Finlandii. Gdy Grim się denerwował, od razu, nie zdając sobie nawet z tego sprawy, zaczynał mówić po fińsku. Zawsze mnie to bawiło, ale nie dzisiaj. Nie wspomniałam, rzecz jasna, lensmannowi o tym przyzwyczajeniu Grima.
Ażeby skierować jego uwagę na inne tory, powiedziałam:
– Dziwi mnie, że Grethe nie miała ze sobą żadnego bagażu. Przecież nie było jej tu bardzo długo.
Lensmann wyraźnie się ożywił.
– Masz rację! Ale przypomnij sobie dobrze, czy rzeczywiście tamtego popołudnia nic ze sobą nie niosła?
– Wie pan, w ogóle nie przyszło mi wtedy do głowy, że to może być ona. Ale chyba nie miała żadnej torby.
– Dzisiaj znaleźliśmy koło niej damską torebkę, ale nic ważnego tam nie było. Muszę zasięgnąć języka na dworcu, może zostawiła jakiś bagaż w przechowalni. – Magnussen pogładził dłonią rozczochrane włosy. – W każdym razie najprawdopodobniej nie spodziewała się, że spotka ją coś złego. Mówiłaś, że sprawiała wrażenie szczęśliwej, czy tak?
– Owszem, powiedziałabym nawet, że była uradowana.
– Dziewczyna otrzymała silny cios w tył głowy. Mam nadzieję, że zginęła od razu i nie cierpiała.
– Czy już pan się domyśla, czym ją uderzono?
– Jeszcze nie. Na to pytanie najlepiej odpowiedzą specjaliści.
– Któż to mógł być? Pamiętam, że powiedziała wówczas: „Byłam taka głupia, jak mogłam podejrzewać cię o coś podobnego? Obiecaj, że mi wybaczysz”. Te słowa nasunęły mi myśl, że to dwoje zakochanych.
– No, nie byłbym tego aż taki pewien. Grethe mogła przecież rozmawiać ze swoją macochą.
– No tak – odparłam nie w pełni przekonana. – Ale także i z Oskarem.
– Albo z kimkolwiek innym – uciął lensmann. – No, jesteśmy już u ciebie. Wpadniesz jeszcze do Erika?
– Przepraszam, niech się pan nie gniewa, ale naprawdę ledwo żyję. Chyba jednak zostanę w domu.
– Rozumiem. Wiele dziś przeżyłaś. Zatem dobrej nocy.
Z oddali ujrzałam jeszcze machającego mi na pożegnanie Tora. Tak niewiele mieliśmy dziś dla siebie czasu. Pomachałam mu także i weszłam do domu.
Ale zanim się położyłam, musiałam jeszcze ze szczegółami zrelacjonować wydarzenia dzisiejszego dnia przerażonym rodzicom. Minęła więc kolejna godzina i wtedy niespodziewanie zadzwonił telefon.
W słuchawce usłyszałam ostry, nieprzyjazny głos lensmanna Magnussena.
– Na stacji w przechowalni bagażu natrafiliśmy na walizkę należącą do Grethe – powiedział. – Na samym wierzchu leżał blok papieru listowego, a obok zaklejona koperta. Erik rozpoznał, że list napisała Grethe. Przeczytam ci go, Kari.
Lodowaty ton, jakim się do mnie zwracał, nie wróżył nic dobrego.
Drogi przyjacielu!
Dziękuję za list. Nie mogę się pogodzić z tym, że jesteś daleko w obcym kraju. Chciałam ci donieść o przykrym zdarzeniu. Dzisiaj przez radio usłyszałam, że właśnie zmarł mój ojciec. Całą noc nie mogłam zasnąć i zdecydowałam, że muszę być na jego pogrzebie. Boję się panicznie tego powrotu, gdyż może mnie drogo kosztować. Niewykluczone, że w Åsmoen spotkam Kari. Pomyśl, najpierw przyjaźń, a teraz taki koszmar! Muszę jednak pożegnać ojca. Wracam. Czas najwyższy, by uporządkować sprawy rodzinne, bez względu na to, co mnie czeka. Pamiętaj: gdyby coś mi się stało, winą obarczam Kari.