Wydawało mi się, że śnię.
– Co ty na to? – zagrzmiał lensmann.
– Pierwszą moją reakcją był śmiech.
– Czy pan sobie ze mnie żartuje?
– Ani myślę!
– Ale… ale ja nie rozumiem…
– Czego? Ojczystego języka? Grethe spodziewała się, że może ją spotkać coś złego z twojej strony. A teraz dziewczyna nie żyje!
– Ależ ja tego nie zrobiłam! – jęknęłam zrozpaczona. – To jakieś nieporozumienie! Przecież sam pan chyba widzi, że to absurd!
– A kto oprócz ciebie w naszym miasteczku ma na imię Kari i przyjaźnił się z Grethe?
Kręciłam z niedowierzaniem głową i nie byłam w stanie nic więcej powiedzieć.
– Daj mi do telefonu ojca – zażądał w końcu.
Tatę musiałam ściągać z łóżka. Umówili się, że lensmann za kilka minut zjawi się u mnie na przesłuchanie.
Tymczasem wybiła północ.
Magnussen zapukał po dziesięciu minutach. Tym razem nikogo ze sobą nie przyprowadził. Usiadł ciężko w fotelu naprzeciw mnie i rozpoczął przesłuchanie. Patrzył na mnie chłodno, ale bez wrogości. Zdawał się pytać: „Kari, Kari, czemu mi to zrobiłaś?”. Natomiast ton jego głosu nie pozostawiał cienia wątpliwości: pan Magnussen był najprawdopodobniej przekonany o mojej winie.
Przez ponad dwie godziny wprost zarzucał mnie pytaniami. W końcu oczami wyobraźni widziałam siebie w najbardziej niedorzecznych sytuacjach. W głowie dudniło mi i huczało.
– Kiedy po raz ostatni widziałaś Grethe? Kiedy z nią rozmawiałaś? Gdzie przebywałaś tego wieczoru, kiedy zmarł kapitan Moe?
Zeznałam, że w czwartek, na dzień przed przyjazdem do domu, byłam na wykładzie na uniwersytecie.
– A gdzie ostatnio mieszkałaś w Oslo?
I tak dalej, bez końca. Starałam się odpowiadać wyczerpująco na wszystkie pytania, wkrótce jednak odniosłam wrażenie, że lensmann powtarza się i każe mi opowiadać wciąż o tym samym.
– Dlaczego przyjechałaś z Oslo właśnie w ów piątek? Gzy nie dlatego, że po usłyszeniu wiadomości o śmierci kapitana spodziewałaś się przyjazdu Grethe?
– Ależ skąd! Nie miałam pojęcia, że kapitan nie żyje. Dowiedziałam się o tym na miejscu od Grima.
– A dlaczego wyszłaś na spacer zaraz po przyjeździe? Czy spotkałaś wtedy Grethe wracającą z dworca? Czy wcześniej zaplanowałaś atak?
– Nie, nie! To wszystko nieprawda! – łkałam bezsilnie.
– Jak to się stało, że przesiadywałaś o zmroku w lesie, skoro podobno panicznie boisz się ciemności? W jaki sposób zaciągnęłaś Grethe na bagniska?
Starałam się bronić, zaprzeczałam, ale nic to nie dało.
Według Magnussena skłamałam, opowiadając, że na bagnach widziałam dwie osoby. Pomysł z obdukcją ciała kapitana, na który rzekomo wpadłam w sobotę, był, zdaniem lensmanna, znakomitym wybiegiem. W ten sposób odwróciłam uwagę od siebie. Państwo Gressvik dzięki absolutnemu zbiegowi okoliczności zapewnili mi alibi. Po spotkaniu z nimi sprytnie ukryłam ciało Grethe w rowie który wcześniej wykopał Grim. A w szpitalu sama podrzuciłam kapsułkę z trucizną.
– Panie lensmannie, niech się pan zlituje! Skąd bym ją wzięła? – zapytałam kompletnie załamana.
Po raz pierwszy lensmann Magnussen się zawahał.
– Do tego też z czasem dojdziemy – stwierdził po chwili. Przeciwko mnie przemawiał również fakt, że trzy następne listy trafiły do adresatów po moim wyjściu ze szpitala, a więc wówczas, gdy sama mogłam je nadać. A kto uwierzyłby w rozsypane papierki po cukierkach, które rzekomo doprowadziły mnie na miejsce zbrodni?
Więcej już nie mogłam znieść. Uderzyłam dłonią w stół i poderwałam się, krzycząc.
– Ja tego nie zrobiłam! Nie zrobiłam i już!
W tej samej chwili drzwi otworzyły się z impetem i do mojego pokoju wkroczył Tor. Zanim lensmann zdążył cokolwiek powiedzieć, zagrzmiał:
– Pan chyba zupełnie postradał zmysły, panie Magnussen! Czy chce pan doprowadzić tę biedną dziewczynę do załamania nerwowego? Jest druga w nocy! Czy pan zapomniał, że ona przed dwoma dniami opuściła szpital po poważnym wstrząsie mózgu? Czy zapomniał pan, co przy pana wydatnej pomocy przeszła dzisiaj?
– Ale ten list… – stropił się lensmann.
– Cóż mnie obchodzi jakiś list! Gdyby nawet posądzono ją o najgorsze zbrodnie świata, nie ma pan prawa tak jej traktować! Koniec przesłuchania! Kari idzie natychmiast do łóżka! Jako lekarz zalecam jej absolutny spokój.
Rad nierad, lensmann Magnussen musiał się w końcu poddać. Wstał i skierował się do wyjścia.
– Pani Land, tę noc spędzi pani w tym samym pokoju co córka. Odpowiada pani za nią. Niech nie rusza się stąd na krok. Wrócę tu jutro z samego rana.
Tor nadal upierał się przy swoim.
– Oczywiście, że Kari musi być pod nadzorem, ale nie jako zabójczym, tylko jako osoba, która nadal wymaga troskliwej opieki. Proszę nie spuszczać jej z oczu ani na minutę.
Matka, która wyglądała na przestraszoną, zapewniła, że będzie nade mną czuwała.
Tor wydal mi się w tym momencie najwspanialszym człowiekiem pod słońcem. Po chwili zwrócił się do mnie.
– Spij dobrze, Karinko – powiedział ciepło. – Zabieram lensmanna. Chcę z nim zamienić kilka słów. Nic się nie martw, na pewno wszystko się wyjaśni.
Tata zdecydował, że zamieszka tymczasem w moim pokoju, a ja, razem z mamą, przeniosłam się do ich sypialni.
Po raz pierwszy od czasu, gdy jako kilkuletnia dziewczynka z upodobaniem wskakiwałam do łóżka rodziców, mogłam się wygodnie rozciągnąć w ich szerokim małżeńskim łożu. Ale chociaż mama już dawno zgasiła światło, wciąż nie mogłam zasnąć i wpatrywałam się uporczywie w okno, przez które do pokoju wkradały się pierwsze oznaki poranka.
– Mamo, śpisz?
– Nie, dziecinko.
– Jak to się stało, że Tor pojawił się właśnie wtedy, kiedy go najbardziej potrzebowałam?
Mama przez chwilę milczała, a potem uśmiechnęła się delikatnie.
– Zadzwoniłam po niego.
Podniosłam się ze zdumienia.
– Naprawdę?
– Tak. Oboje z tatą uznaliśmy, że pan Magnussen przesadza. Ale cóż mogliśmy na to poradzić? Byłam pewna, że nie zwróci uwagi na nasze prośby, ale lekarza z pewnością usłucha. Zadzwoniłam do szpitala i, wyobraź sobie, zastałam tam Tora. Mieszka w przyszpitalnym hotelu. Opowiedziałam mu o najściu lensmanna, a on zjawił się w okamgnieniu. Muszę przyznać, że doskonale się spisał.
– Mamo, jesteś aniołem. Ale powiedz mi… czy wy… czy ty i ojciec myślicie, że mogłabym…?
– Ależ, Kari! Co też ci przychodzi do głowy? Jesteś naszą córką, znamy cię na wylot! To jakieś straszne nieporozumienie, wierzę, że szybko zostanie wyjaśnione. Wiemy, że nie miałaś z tą zbrodnią nic wspólnego.
Niezłomna wiara rodziców w moją niewinność była dla mnie w tym momencie ogromnym pocieszeniem.
– Dziękuję, mamo – powiedziałam uspokojona. – Doprawdy, nie wiem, jak Grethe mogła napisać o mnie coś tak okropnego?
– Sama tego nie pojmuję. Ale nad tym będziemy zastanawiać się później. Teraz musisz przede wszystkim dobrze wypocząć.
W pokoju na chwilę zapadła cisza.
– Mamo?
– Tak, kochanie?
– Czy miałaś wielu adoratorów, gdy byłaś w moim wieku?
Mama uśmiechnęła się leciutko.
– No, pewnie podobałam się kilku chłopcom.
– A skąd wiedziałaś, który z nich…
– Który z nich to właśnie ten jedyny? Hm, po prostu to czułam – odparła.
Westchnęłam.
– Miałaś szczęście…
– A ty nie wiesz?