Выбрать главу

– Terje, nie mów tak – starałam się go pocieszyć. – Ja czuję się podobnie. Od jakiegoś czasu paraliżuje mnie strach.

Terje wyprostował się i rzekł:

– Wiem, boisz się, że zrobił to któryś z twoich przyjaciół, mam rację?

– Może, sama nie wiem. Najchętniej uciekłabym gdzie pieprz rośnie.

– Kari, to tak jak ja. Teraz, kiedy mam możliwość spokojnie z tobą porozmawiać, czegoś się dowiedzieć, wszystko mi się miesza. Bo, widzisz, jest coś, nad czym długo myślałem, tylko zupełnie nie mogę sobie przypomnieć, co to takiego. Wszystko przez ten alkohol…

Zastanawiałam się, gdzie Terje tak się upił. W Åsmoen wprawdzie jest kilka barów, ale nie ma tam zwyczaju, żeby serwować napoje wyskokowe w środku dnia.

– Piłem, to prawda. Erik prosił mnie, żebym posiedział u niego dłużej, bo czuł się bardzo samotny. Wyciągnął butelkę wina, kieliszki, pogadaliśmy przez chwilę, po czym kazał mi czekać i zniknął. Nie powinien był mnie tak zostawiać – przyznał skruszony chłopak. – Czekaj, coś mi się przypomina. Już wiem! Chciałem cię spytać o nazwę rosyjskiego miasta, które nieznajomy mężczyzna wymieniał tamtego popołudnia!

– Nie przypuszczam, żeby to miało pomóc w czymkolwiek. Zresztą zapomniałam, jak się nazywało. Czekaj, na pewno nie chodziło o Moskwę ani o Petersburg. Leżało chyba na północ, bo cały czas kojarzy mi się z chłodem.

– Może Omsk albo Murmańsk…

– Raczej nie…

– Archangielsk?

– Tak, Archangielsk! – pełna euforii krzyknęłam tak głośno, aż zwróciło to uwagę przechodniów.

W tej samej chwili zdałam sobie sprawę, że Archangielsk leży nad Morzem Północnym, niedaleko Kirkenes, skąd przecież pochodzi Grim. Przypomniało mi się jednak, że oba miasta dzieli rozległy półwysep Kola. Jak to dobrze!

– Nie, Terje. To miasto na pewno nie ma ze sprawą nic wspólnego.

– Może i nie – chłopak wzruszył ramionami. – Chyba czas na mnie, Kari. Na szczęście nie mam daleko do domu, bo chyba zasnąłbym po drodze. Żebym tylko mógł przestać myśleć o Grethe, a to nie takie proste. Swoją drogą, człowiek to dziwne stworzenie, raz chce zapamiętać, ile się da, innym razem pragnie wszystko zapomnieć…

Zrozumiałam, że Terje popadł w głęboko filozoficzny nastrój, wobec czego szybko się z nim pożegnałam i ruszyłam w swoją stronę.

Mimo to nadal nie mogłam przestać myśleć o Archangielsku. Wydawało mi się, że słyszałam lub widziałam tę nazwę w zupełnie innych okolicznościach, ale gdzie, kiedy?

Podróż do Archangielska… Nie. Wyprawa z… Nie. Ucieczka… Tak! Ucieczka z Archangielska! To przecież tytuł książki Juliusza Verne. Książki, która stoi na półce u Arnsteina…!

Czy to zwyczajny zbieg okoliczności?

Znowu nabrałam ochoty, by podjąć poszukiwania. Muszę za wszelką cenę zdobyć tę książkę!

ROZDZIAŁ XII

Rozmowa, którą przypadkiem podsłuchałam w dniu, w którym zamordowano Grethe Moe, wciąż nie dawała mi spokoju. W czasie tej rozmowy padła nazwa rosyjskiego miasta: Archangielsk. Jedyną znaną mi osobą, która mogła mieć z tą miejscowością coś wspólnego, był Grim. Chłopak pochodził z Laponii, położonej daleko na północy. Wprawdzie nie musiało to nic oznaczać, ale mimo to chciałam rzucić okiem na książkę Verne’a „Ucieczka z Archangielska”. Wiedziałam, że znajdę ją na półce u Arnsteina.

Toteż do jego domu skierowałam kroki. Pani Magnussen przyjęła mnie ciepło, ale poinformowała, że starszego syna, niestety, nie ma w domu. Terje rozłożył się na sofie w salonie i zdążył zapaść w głęboki sen, więc pani Magnussen nie wiedziała, czy zechcę sama czekać na Arnsteina.

Zapewniłam, że nie obudzę Terjego i chętnie poczekam na Arnsteina w jego pokoju.

W ten sposób nadarzyła mi się niepowtarzalna okazja – mogłam przejrzeć lektury Arnsteina bez świadków. Bez trudu znalazłam poszukiwany tytuł i otworzyłam go na pierwszej stronie. Widniała tam dedykacja: „Dla Arnsteina na piętnaste urodziny z uściskami od Grethe i Erika”,

W pośpiechu zaczęłam kartkować książkę, mając nadzieję na odnalezienie jakichś podejrzanych notatek. Jednak na nic podobnego się nie natknęłam. Zaczęłam czytać i wkrótce lektura całkowicie mnie pochłonęła.

Gdy przeczytałam już kilkanaście stron, usłyszałam kroki na schodach, a w chwilę potem spokojny głos Arnsteina. Zanim pomyślałam, co dalej robić, odruchowo wsunęłam książkę pod sweter. Rogi twardej okładki odznaczały się pod ubraniem, więc czym prędzej skrzyżowałam dłonie na piersiach i przybrałam niewinną minkę.

– Cześć, Kari. Czym sobie zasłużyłem na twoje odwiedziny? – powitał mnie serdecznie Arnstein.

Zdębiałam. Na to pytanie zupełnie nie byłam przygotowana. Co ja mu teraz powiem? Tymczasem chłopak czekał, lekko rozbawiony moim zaskoczeniem, podczas gdy ja w myślach gorączkowo poszukiwałam sensownego wytłumaczenia. Książka, którą ukryłam pod swetrem, niespodziewanie zaczęła mi przeszkadzać.

– Tak po prostu… chciałam z kimś trochę pogadać – zaczęłam. – Sama nie wiem, co robić. Wszystko wydaje mi się takie skomplikowane.

– Masz rację. Ostatnio dzieją się u nas niepokojące rzeczy – przyznał Arnstein.

Powoli usiadł na kanapie. Był przystojnym mężczyzną. Niemal czarne włosy, takie same oczy, ciemna karnacja – wszystko to w połączeniu z ujmującym wyrazem twarzy sprawiało, że trudno było przejść obok niego obojętnie. Nic dziwnego, że zagubiona i spontaniczna z natury Inger dobrze czuła się u jego boku. Arnstein należał bowiem do mężczyzn trzeźwo myślących i zrównoważonych.

Chłopak bez trudu odgadł, o czym myślę, bo rzekł:

– Wuj Erling nie jest zachwycony moim związkiem z Inger. Sama dobrze wiesz, dlaczego… Jako lensmann uważa, że w ten sposób miałbym powód do popełnienia zbrodni.

– Ale on chyba ciebie nie podejrzewa?

Arnstein wzruszył ramionami:

– No wiesz, jestem jego bratankiem, więc raczej wykluczył mnie z kręgu podejrzanych. Ale ludzie zawsze szukają dziury w całym. Żebyś wiedziała, co wygadują na nasz temat! No, ale chciałaś, zdaje się, porozmawiać o czym innym?

Och, jaki on dociekliwy! Na dodatek zaczął przyglądać mi się z uwagą.

– Kari, czy ty się źle czujesz? Wyglądasz nie najlepiej…

– Naprawdę? Sama nie wiem. Ostatnio denerwuję się z byle powodu. Mam w głowie kompletny chaos, a oprócz tego odnoszę wrażenie, że wszyscy coś przede mną ukrywają. Nie wiem już, kto mówi prawdę, a kto kłamie i gra, kto jest mi życzliwy, a kto tylko udaje. Gdy się spotykamy na co dzień, nie potrafię powstrzymać pytania: „Czy to Grim, a może Inger?” Przyjechałam do domu, żeby odpocząć, a tymczasem…

Arnstein uśmiechnął się wyrozumiale.

– Jeśli to dla ciebie jakieś pocieszenie, mogę cię zapewnić, że ani ja, ani Inger nie zabiliśmy kapitana Moe, Terje i Grethe też są niewinni.

– Nie ja, nie Erik i również nie Grim. Więc kto?

– Pewnie Lilly albo któreś z Olsenów – podsumował Arnstein. – Czy to nie ulga zwalić na nich całą winę? No jak, nie czujesz się teraz lepiej, Kari? Nie ma to jak znaleźć kozła ofiarnego! – wyraźnie żartował chłopak.

– Ależ Arnstein! Chyba nie mówisz tego poważnie?

– Mówiąc serio, tu rzeczywiście nic się nie zgadza. Wiem, że Olsenowie są chciwi i wyjątkowo samolubni, ale żeby zaraz mordować człowieka… Trudno mi w to uwierzyć.

– Więc kto pozostaje?

– Nie pytaj, Kari, bo naprawdę nie wiem – odpowiedział zmęczonym głosem. – Nikt z nas nie byłby do tego zdolny! Bo my nie szukamy jakiegoś desperata, który dopuścił się zbrodni w afekcie. Wszystko to jest wykalkulowane z zimną krwią. Aż mnie ciarki przechodzą, gdy o tym myślę. Ten morderca drwi sobie z nas w najlepsze.