Lensmann wydał dyspozycje i policjanci zaczęli przeczesywać ogród.
Nagle jeden z aspirantów krzyknął:
– Przed domem znalazłem ślady opon.
– Spróbuj ustalić, dokąd prowadzą – polecił Magnussen.
– Dziewczęta, widziałyście tu jakieś auto?
– Nie… – powiedziałam.
– Nie, nie było żadnego – dodała Inger.
Lensmann Magnussen przyglądał mi się tymczasem z troską w oczach.
– Kari, lepiej wróć do domu. Źle wyglądasz, jesteś blada i roztrzęsiona – stwierdził. – Inger opowie mi potem, co się tutaj stało. Chłopcy, jesteście gotowi? Odciski zdjęte? – zwrócił się do swoich podwładnych.
– Tak jest – usłyszał w odpowiedzi.
Mężczyźni jeszcze pokrzykiwali między sobą, jeden z samochodów odjechał, a ja nadal stałam zagubiona na środku podwórza i szczękałam ze strachu zębami.
Nagle coś sobie przypomniałam:
– Panie Magnussen! – zaczęłam.
– Co takiego?
– Byłam dzisiaj w urzędzie gminy, w dziale ewidencji ludności. Odkryłam, że Oskar figuruje pod nazwiskiem Bakkelund – Olsen. Czy pan wie, dlaczego?
– Czy ty sądzisz, dziecko, że ja mam czas zajmować się takimi drobiazgami? – burknął lensmann, po chwili jednak dodał nieco łagodniej: – Oskar jest synem pani Lilly i to właśnie odkryła Grethe. Tego samego popołudnia wyjechała. Nie mogła pogodzić się z tym, że macocha ukryła ten fakt, a tym samym właściwie wyparła się własnego syna. Nie wiedział również o tym kapitan. Tego także Grethe nie potrafiła wybaczyć macosze.
– Oskar synem Lilly? – powtórzyłam z niedowierzaniem. – Czy pan Moe w ogóle się o tym nie dowiedział?
– A jakże, dowiedział się od Grethe, bo ona wykrzyczała tę nowinę na cały głos. Erika nie było wówczas w domu, więc najprawdopodobniej do dziś nic nie wie. Lilly uprosiła męża, żeby zachował milczenie, jak mówiła, dla dobra Olsenów. Oboje bowiem kochali Oskara i woleliby, żeby nadal uchodził za ich syna. Chcąc się odwdzięczyć przybranym rodzicom swego syna, Lilly postarała się, by Andreas dostał posadę zarządcy w zakładzie męża. Tak jednak kierowała szwagrem, żeby działał pod jej dyktando. Zawrzała z wściekłości, kiedy Grethe odkryła, kim naprawdę jest Oskar. Podejrzewam, że właśnie od tamtej pory pan Moe przestał darzyć Lilly zaufaniem.
– Wcale się nie dziwię – westchnęłam. – A kiedy pan się o tym dowiedział?
– O, kilka lat temu.
– Miał pan może ostatnio jakieś wieści ze Sztokholmu? – spytałam, zmieniając temat.
– Owszem, jestem w stałym kontakcie z tamtejszą policją. Chodzi o ustalenie, do kogo przed śmiercią pisała Grethe. Przypuszczam, że ta osoba sporo wie. Może rozmowa z tym kimś pomoże nam wyjaśnić, dlaczego Grethe wskazała na ciebie jako potencjalnego mordercę. Policja szwedzka już ustaliła, gdzie mieszkała Grethe pod koniec swojego pobytu w tym kraju. Na trop wpadli przypadkiem: w mieście zaginęła bowiem Norweżka, występująca pod nazwiskiem Margrethe Moen. Na pewno chodziło o naszą Grethe.
Niespodziewanie rozmowę przerwał nam funkcjonariusz, który odkrył, że zniknął jeden z samochodów należących do państwa Moe. Nigdzie nie było też Oskara.
Lensmann Magnussen żachnął się, ale po chwili powiedział swoim pomocnikom:
– Na dziś wystarczy. Dalsze poszukiwania na terenie posesji nie mają sensu. A ty, Kari, marsz do domu, bo mi tu zaraz zemdlejesz. Nie chciałbym mieć cię na sumieniu.
Przeprosił mnie i odszedł do swoich obowiązków, ja tymczasem ruszyłam noga za nogą w stronę domu. Nieoczekiwanie w bramie ukazała się dobrze mi znana półciężarówka. Za szybą dostrzegłam złotą czuprynę Grima. W jednej chwili odzyskałam siły i pobiegłam mu na spotkanie.
Grim wyskoczył z samochodu.
– Kari, co się stało? Skąd wzięło się tu tyle policji? Chciałem przyjechać wcześniej, ale nie mogłem uruchomić samochodu.
Rzuciłam mu się w ramiona.
– Grim! E… Erik gdzieś zniknął… – wyjąkałam przerażona. Bardzo si… się o niego boję. Na schodach znalazłyśmy ślady krwi!
– Co ty mówisz? – zawołał zdumiony i przytulił mnie mocniej do siebie.
Zrobiło mi się tak błogo i tak się rozczuliłam, że z trudem powstrzymałam łzy. Poczułam się tak, jakbym nagle znalazła się w wygodnym fotelu, otulona szczelnie grubym wełnianym kocem.
– Opowiedz spokojnie, co się stało – poprosił.
Z trudem zrelacjonowałam przebieg wydarzeń w domu państwa Moe, bo broda cały czas mi się trzęsła.
– Co my teraz zrobimy, Grim?
– Chodź, to nie pora, by się rozklejać. Musimy go poszukać!
Chwycił mnie za rękę i niemal zaciągnął do swojego auta. Po chwili już mknęliśmy główną ulicą, kierując się na drogę wylotową.
Zapadał wieczór. Jechaliśmy wzdłuż fiordu. Było naprawdę pięknie. Nad srebrzystogranatową gładką taflą wody wznosiły się porośnięte smukłymi jodłami wzgórza, przystrojone w zwiewne sukienki z mgły. Od czasu do czasu mijaliśmy samotnie pasące się konie. Żadne z nas nie odezwało się słowem. Dłonie Grima pewnie spoczywały na kierownicy, ja zaś wpatrywałam się tępo przed siebie i nie mogłam zebrać myśli.
Po drodze nie spotkaliśmy żadnego samochodu. Wkrótce w oddali poczęły wyłaniać się żółte światełka, zwiastujące sąsiednią miejscowość.
– Gdzie mamy go szukać? – spytałam.
– Nie wiem. Pojeździmy w koło, może coś zauważymy.
Poruszaliśmy się po mieście bez żadnego planu. Po chwili znowu zapytałam:
– Czy widziałeś jakiś samochód, gdy naprawiałeś swoją ciężarówkę? Nikt cię wtedy nie mijał?
Grim zastanawiał się przez chwilę, a potem rzekł:
– Wiesz co? Obok mnie rzeczywiście przejeżdżało jakieś auto ze zgaszonymi światłami, ale nie widziałem nic więcej, bo ten stary grat znowu nawalił. Nie wychodziłem spod niego. Wiem tylko, że samochód jechał dość szybko, właśnie to zwróciło moją uwagę. Trzy lub cztery minuty później wyście się zjawiły.
– Ale my nikogo po drodze nie widziałyśmy – oświadczyłam zdumiona.
– Nie? Dziwne. Przecież nie ma innej drogi.
Rozmowa z Grimem tym razem nie przyniosła mi ukojenia. Czułam wyraźny ucisk w okolicy serca i całkiem nieświadomie odwróciłam się, by sprawdzić, czy ktoś za mną nie siedzi. W samochodzie nikogo poza nami nie było.
Grim zatrzymał się przy stacji benzynowej.
– Muszę zatankować – stwierdził.
Po chwili zjawił się z tabliczką mlecznej czekolady w dłoni.
– Pomyślałem, że na pewno jesteś głodna – powiedział ciepło.
– Co za intuicja! – wykrzyknęłam z podziwem.
Nasz samochód minęło kilku mężczyzn. Nie chcieliśmy, żeby nas dostrzegli, więc skuliliśmy się i przylgnęli do siebie. Ciepło płynące od Grima było dla mnie jak forteca, chroniąca przed złem otaczającego świata. Podniosłam wzrok i spojrzałam w jego jasną, serdeczną twarz. Może to właśnie ja zdobyłam się pierwsza na odwagę? Przez długą chwilę wpatrywaliśmy się w siebie. Potem Grim oparł jedno ramię na kierownicy, drugim objął mnie wpół i przyciągnął.
– Kari… – wyszeptał z drżeniem w głosie.
Moja dłoń odnalazła jego włosy. Serce tłukło mi jak szalone.
Co się ze mną dzieje? pomyślałam oszołomiona. Co my tutaj robimy? Dlaczego Tor w ogóle nie przychodzi mi na myśl?
Wargi Grima leciutko musnęły moje, w ich delikatnym dotyku wyczułam niepewność, więc bez wahania przyciągnęłam do siebie jego twarz. W tym momencie wszystko poza gorącymi pocałunkami Grima straciło dla mnie znaczenie.
Więc to prawda! Grim naprawdę zechciał mnie pocałować!
Czy ja śnię? Czy to możliwe, żebym właśnie o nim marzyła? Nie mogłam uwierzyć w swoje szczęście! Nie zwracałam nawet uwagi na kilkudniowy zarost, który bezlitośnie drapał moje policzki.