Выбрать главу

Grim ukrył twarz w moich włosach. Czułam, jak jego silne dłonie czule mnie obejmują.

– Karinko, Karinko… ileż ja na ciebie czekałem… ile długich lat…

W chwili gdy wypowiadał te słowa w brzmiącym z fińska dialekcie, zmartwiałam.

Rozpoznałam głos, który już raz wcześniej słyszałam. To był głos mordercy Grethe Moe.

ROZDZIAŁ XIV

Właściwie nie była to do końca prawda: w tamtym głosie czuło się tylko obojętność, w głosie Grima zaś rozbrzmiewała autentyczna radość.

Jednak pierwsze wrażenie przeważyło. Jęknęłam i czym prędzej odepchnęłam przyjaciela.

– Grim, proszę, daj mi spokój!

Spojrzał na mnie, wyraźnie zaskoczony.

– Nie pytaj mnie o nic i błagam, nie gniewaj się. Ostatnio jestem kłębkiem nerwów. Wszystkiemu winne to straszne morderstwo. Mógłbyś mnie zawieźć do domu?

Grim nie odpowiedział ani słowem. Zapalił silnik, po czym zbyt energicznie szarpiąc drążkiem skrzyni biegów, ruszył w drogę powrotną.

Nigdy przedtem nie czułam się tak podle. W głowie wirowały mi setki myśli, których nie potrafiłam uporządkować. Grim zmarkotniał, zacisnął mocno usta i prowadził auto tak, jakby było mu najzupełniej obojętne, jak i dokąd jedzie. Nie starał się nawet omijać nierówności w drodze, co zwykle stawiał sobie za punkt honoru.

Uspokoiłam się, już wiedziałam, że wcale się go nie boję. Wciąż czułam na ustach smak jego gorących pocałunków.

Mimo że w głowie miałam jedną wielką pustkę, starałam się myśleć logicznie. Dokąd mógł się udać Oskar? Wprawdzie nie zależało mi na nim i nie żywiłam wobec niego żadnych cieplejszych uczuć, a jednak byłam ciekawa, co się z nim dzieje. Chciałam się także dowiedzieć, czy już odnaleziono Erika.

Mimo to najbardziej dręczyło mnie jedno: obok mnie siedział obrażony Grim, a ja dopiero przed chwilą zdałam sobie sprawę, jak bardzo go kocham. Jakby tego było mało, to właśnie za jego sprawą mógł zniknąć Erik…

Westchnęłam ciężko. Czułam się winna. Czy rzeczywiście zrobiłam wszystko, aby pomóc Erikowi? Może jednak jestem odpowiedzialna za jego zaginięcie? Te myśli nie dawały mi spokoju.

Byłam wyczerpana. Najchętniej skuliłabym się gdzieś w kąciku i zapomniała o przygnębiających wydarzeniach ostatnich tygodni.

– Grim, czy mogłabym się trochę zdrzemnąć? – zapytałam w pewnej chwili.

– Proszę bardzo – rzekł krótko, nie odrywając wzroku od drogi.

Zwinęłam się w kłębek. Lekko dotknęłam ramienia Grima i wtedy odsunął się, robiąc mi więcej miejsca. Widocznie usłyszał, że szczękam zębami, bo zaraz sięgnął do tyłu po koc i okrył mnie nim troskliwie. Mruknęłam niewyraźnie słowa podziękowania i zaczęłam się zastanawiać, czy morderca mógłby być taki jak Grim: bezwzględny, a jednocześnie ciepły i troskliwy. Nie bardzo chciało mi się w to wierzyć.

Po chwili zorientowałam się, że Grim jedzie już dużo spokojniej. Nie mogłam jednak usnąć. Leżałam w niewygodnej pozycji, ale nie to przeszkadzało mi najbardziej. Najgorsze, że w głowie ciągle miałam tylko ogromną pustkę. Wpatrywałam się tępo w budzące się ze snu jaśniejące niebo, a tuż obok mojej twarzy czułam ciepło, które biło od dłoni Grima. Przecież to jego głos słyszałam tamtego pechowego popołudnia! Może to on pozbawił życia Erika? Siedzi teraz koło mnie, a ja z trudem się powstrzymuję, by przytulić jego dłoń.

Właściwie powinnam przeprosić Grima. Najpierw pozwalam mu się obejmować, a zaraz potem odpycham od siebie. Nie miałam zamiaru go zranić, ale nie wiedziałam, jak mu to wyjaśnić.

Gdy dotarliśmy przed mój dom, była druga piętnaście. Wokół panowała niczym niezmącona cisza. Całe miasteczko pogrążone było w głębokim śnie.

– Jedziesz do siebie? – zapytałam.

– Nie wiem, może wstąpię do państwa Moe i zobaczę, czy Magnussen jeszcze tam jest. A może pójdę spać…

– Ja padam z nóg. Cześć, i dziękuję za wszystko…

Grim odwrócił głowę w przeciwną stronę i rzucił sucho:

– Cześć.

Chciałam coś jeszcze powiedzieć, ale zabrakło mi odwagi Było mi strasznie przykro, więc odwróciłam się na pięcie, w kilku susach pokonałam schody i zniknęłam w sieni. Usłyszałam jeszcze, jak Grim z piskiem opon rusza sprzed domu.

Tym razem szybko zapadłam w sen, ale nie był to sen spokojny. Najpierw śniłam, że jestem na swoim własnym ślubie. Ubrana w piękną suknię, stoję przed ołtarzem obok narzeczonego. Nie wiem jednak, kto nim jest, gdyż ów mężczyzna skrywa twarz pod rondem cylindra. Gdy unosi nieco głowę, widzę, że to Erik, który mówi: „To wszystko twoja wina, Kari. Nie chciałaś mnie, ale teraz nie masz wyjścia”. Krzyknęłam przerażona, po czym usłyszałam uspokajający głos Tora: „Kari, ja tylko żartowałem. Spójrz na mnie”. Zatrwożona, podniosłam wzrok i teraz ujrzałam łagodne, ciepłe spojrzenie Bråthena. Przysunęłam się do niego i nagle znowu zobaczyłam u swojego boku kogoś innego; tym razem był to Grim. Pełne żalu oczy zdawały się mówić: „Kari, Kari, tyle lat czekałem…” Naraz kościół przemienił się w salon u państwa Moe. Na schodach stał Oskar, śmiał się szyderczo i wołał: „Podpaliłem wszystko, zaraz cały dom stanie w płomieniach! To wasz koniec. Pozamykałem drzwi, nigdzie nie uciekniecie!”. Wtedy usłyszałam potężny huk i, zlana potem, przebudziłam się z koszmaru.

Co to za hałas? Czyżby burza? A może nadal śnię?

Coś mi jednak mówiło, że ten dudniący odgłos nie pochodzi ze snu. Okno było lekko uchylone, więc wstałam i poczłapałam w tamtą stronę.

Słońce jeszcze drzemało, trawę pokrywała cieniutka warstewka porannej rosy. Nawet ptaki nie dawały o sobie znać. Wokół panowała cisza.

Wróciłam do łóżka, ale tym razem sen nie przychodził. Przewracałam się z boku na bok, to wspomnienie dziwnego odgłosu nie dawało mi spokoju.

Co to mogło być? Zdaje się, że już kiedyś słyszałam podobny hałas. Przypominał jadący samochód ciężarowy albo koparkę przesypującą zwały piachu…

Na miłość boską, to niemożliwe!

„Związać, zakopać po szyję w piachu i powolutku całkiem zasypać”.

To przecież pomysł podsunięty przez Erika! W jednej sekundzie otrzeźwiałam i wyskoczyłam z łóżka. Na nocną koszulę narzuciłam płaszcz, bose stopy wsunęłam w pantofle. Gdy wymykałam się z domu, drzwi zaskrzypiały złowrogo.

Jeszcze pora, by uratować Erika. Żeby tylko starczyło mi sił!

W porannych promieniach wschodzącego słońca okolica wydawała mi się inna niż zwykle. Przez moment zatęskniłam za Grimem. Wiedziałam, że czułabym się dużo pewniej, gdyby teraz był przy mnie. Jednak po chwili przypomniałam sobie, że to jego własny głos go zdradził, głos zabójcy.

Chlipnęłam cicho i pobiegłam w stronę głównej szosy. Nad całą okolicą wciąż zalegała złowróżbna cisza. Gdy przebiegałam przez drewniany mostek, moje kroki zadudniły tak głucho, że poczułam na grzbiecie gęsią skórkę. Za mostem skręciłam w stronę piaskowni. Minutę później stałam na skraju głębokiej piaszczystej czeluści.

Widok przeogromnej jamy przerażał i jednocześnie budził respekt. Wokół wznosiły się wysokie, wyciągnięte do nieba szyje dźwigów. Na samym dole, a także wzdłuż niektórych fragmentów ścian, ciągnęły się podłużne ślady, wskazujące, skąd ostatnio wybierano piach. Ale zaraz, tam na końcu… Czy to cień? Czy może…

Ostrożnie zaczęłam iść po sypkiej skarpie. Kierowałam się w stronę miejsca, które wydało mi się podejrzane. To nie cień, to wyraźnie ciemniejsze, wilgotne partie piachu, który najprawdopodobniej niedawno został tu zrzucony. Może to coś w rodzaju lawiny? Ale usypany w dole kopiec wydawał się na tyle duży, by z łatwością skryć ludzkie zwłoki…