Выбрать главу

– No, jak tam, Karlsen, może zajrzymy wreszcie do tego listu? Proszę, otwieraj i czytaj.

– Czy ja mogę już sobie pójść? – zapytałam ostrożnie.

– Kari, nie musisz nas opuszczać, zostań – odparł Magnussen i ponownie zwrócił się do Grima: – Słuchamy.

List od kapitana Moe do Grima był obszerny. Chłopak zaczął czytać na głos, po chwili jednak umilkł, jedynie po ruchu jego oczu poznaliśmy, że czyta dalej. Nagle zmarszczył czoło, wziął głęboki oddech, po czym zapytał:

– Mam czytać wszystko?

– Oczywiście, czytaj, o ile nie uznasz, że kapitan miałby coś przeciwko temu.

– Nie, nie, wręcz przeciwnie – odparł Grim. – Ale proszę, nie zdradźcie się z tym, co tu usłyszycie. Przynajmniej jedna osoba nie może się dowiedzieć o treści tego listu.

Zgodnie obiecaliśmy, a Grim od nowa rozpoczął czytanie.

Drogi Grimie!

Dziś wieczór, po zakończeniu naszej rozmowy, wydarzyło się coś, co skłania mnie do sięgnięcia po pióro i napisania do ciebie.

Tu Grim podniósł wzrok i rzekł:

– Widać z tego, że kapitan pisał ów list na krótko przed śmiercią.

Mógłbym wprawdzie zwrócić się do mojego adwokata albo do lensmanna Magnussena, ale jakoś nie mam dziś głowy do oficjalnego tonu. Ponieważ uważam cię za bliskiego przyjaciela rodziny, poza tym doskonale znasz wszystkich, o których chcę ci napisać, wolę, żebyś ty o wszystkim wiedział.

W czasie naszej rozmowy sam pewnie zauważyłeś, że jestem w kiepskiej formie. Nie muszę przed tobą udawać, że stosunki, jakie łączą mnie z moją żoną, są wyjątkowo napięte. Dzisiejsza awantura tak wyprowadziła mnie z równowagi, że boję się o swoje serce. Dlatego wezwałem cię do siebie, by porozmawiać o przyszłości mojego gospodarstwa. Ogromnie się ucieszyłem, że pomożesz Erikowi uprawiać rolę. Jemu jest bardzo potrzebne czyjeś wsparcie, zarówno w pracy, jak i w rodzinie. Obawiam się podstępu ze strony Olsenów, a szczególnie Oskara, bo Andreas i Molly raczej nie są w stanie mu zaszkodzić. Wiem, że to będzie dla ciebie zaskoczeniem, ale wiedz, że Oskar tak naprawdę jest nieślubnym synem Lilly. Andreas i Molly tylko go wychowywali. Pamiętaj, że Lilly i Oskar nie mają prawa tu pozostać! Nie dajcie się. Niech zabierają pieniądze, które im się należą, i niech się wynoszą gdzie pieprz rośnie. Możecie im nawet przekazać fabrykę, ale pod żadnym pozorem nie pozwólcie, aby tknęli spadek po mojej pierwszej żonie. On przypada tylko i wyłącznie Erikowi. Pamiętaj jednak, że oni zrobią wszystko, aby wyrwać, co się da! Ja ich dobrze znam.

Moją obecną żonę przejrzałem na wskroś. To intrygantka jakich mało. Dlatego ten list kieruję do ciebie, ona już dostatecznie mnie zraniła. Po naszej rozmowie spotkałem się z Inger, moją małą, biedną dziewczynką. Ta żywa, wrażliwa osóbka nie potrafi, niestety, niczego ukryć. Wiem o wszystkim. Wiem, że chciała mi powiedzieć o swoim uczuciu do Arnsteina. Dopiero teraz zdałem sobie z tego sprawę, choć przecież nie raz widywałem ich razem, nawet ostatnio byli u nas w domu. Próbowali się nawzajem unikać, ale nie bardzo im się to udawało. Inger przez cały dzisiejszy wieczór była smutna, choć starała się to przede mną ukryć. Gdy od niechcenia zadałem jej zwyczajne pytanie, które dotyczyło Arnsteina, tak się żachnęła, jakbym wytoczył przeciwko niej potężną armatę.

Wtedy ostatecznie zrozumiałem, że nie mam już na co liczyć. Chciałem jej oszczędzić nieprzyjemnej rozmowy. Ja już swoje przeżyłem, pozostało mi jedynie umęczone, zbolałe serce i samotność, a i to nie na długo.

Skoro zdecydowałeś się pomóc Erikowi, już się o niego nie boję. Jeśli mnie zabraknie, wierze, że Lilly i Oskar wkrótce się stąd wyniosą. Niech zajmą moje mieszkanie w stolicy.

Doszedłem do wniosku, że będziecie mnie najlepiej wspominać, gdy się usunę. Zamierzam dokończyć ten list, włożyć do szuflady, po czym wezmę sporą dawkę środków nasennych. Mam nadzieję, że nie zdążycie mnie obudzić. Pozwólcie mi odejść w spokoju. I tak moje serce bije z trudem, zostało mi niewiele życia. Niech ludzie wierzą, że to właśnie ono zawiodło. Gdyby jednak ktoś się dziwił, dlaczego tak nagle odszedłem, ten list wszystko wyjaśni. Odchodzę z własnej woli

Zatrzymaj ten list, proszę. Może będziesz musiał go komuś pokazać. Ale błagam, pod żadnym pozorem nie mów nic Inger!

Przekazałem mojemu prawnikowi czeki. To podziękowanie za przyjaźń, jaką okazaliście Erikowi i Grethe. Na skromniejsze sumy dla Arnsteina, Terjego i Kari oraz nieco większą dla Inger, tak by mogła spłacić samochód. Zostaną wręczone w dniu odczytania testamentu. Ponadto, mimo że tak protestowałeś, prawnik przekaże ci dokumenty własności gospodarstwa. Tę darowiznę podpisaliśmy obaj, ja i mój syn Erik. Przyjmij ją i więcej nie marudź.

Twój oddany przyjaciel

Werner Moe

Grim złożył starannie papier. Siedzieliśmy w milczeniu, zaszokowani nowinami.

– A więc to było samobójstwo – wyszeptał po dłuższej chwili równie jak my zaskoczony lensmann.

– Samobójstwo? – wykrzyknęłam. – W takim razie co tu się w ogóle dzieje?

ROZDZIAŁ XV

– Nigdy bym nie przypuszczał – Magnussen wciąż nie mógł dojść do siebie po usłyszeniu zaskakującej nowiny. – Teraz już nic nie rozumiem. Dwa morderstwa zamiast trzech… Skąd się zatem wziął twój pomysł obdukcji, Kari? – Lensmann spoważniał. – Tym samym twoje alibi straciło wartość…

– Ależ panie Magnussen… – zaprotestowałam.

– Uspokój się, ja tylko żartowałem. Ci, ktoś nadchodzi! Ani słowa o liście!

– Inger oczywiście niczego się nie dowie? – upewniał się zaniepokojony Grim.

– Oczywiście, że nie. Nic jej nie powiemy – uspokoił go lensmann.

Donośnie stukające o posadzkę obcasy zdradziły, że właśnie nadchodzi Lilly Moe. Po chwili drzwi się otworzyły i stanęła w nich elegancka jak zwykle, choć tym razem w żałobnej czerni wdowa. Tuż za nią podążała jej siostra z mężem.

– Czy prawnik już się zjawił? – zapytała krótko Lilly.

– Prawnika nie będzie – odparł równie zwięźle Magnussen. – Rozumie chyba pani, że w tych smutnych okolicznościach musimy przesunąć odczytanie testamentu.

Źrenice Lilly Moe zwęziły się momentalnie i przypominały teraz oczy kota.

– Znowu? Jak długo jeszcze…?

– Droga Lilly – zwrócił się do szwagierki Andreas. – To rzeczywiście nie wypada! Przez wzgląd na chłopca…

– Dobrze się składa, panie Olsen, że się pan zjawił. – Magnussen popatrzył surowo na Andreasa. – Rewident przekazał mi nareszcie księgi zakładów Moe.

Andreas poczerwieniał i spuścił oczy.

– To poważna sprawa – ciągnął Magnussen. – Dlaczego pozwolił pan na to, by pański… hm… syn pobierał regularnie tak wysokie kieszonkowe?

– Jak to wysokie? – wtrąciła się Lilly Moe. – Kilkaset koron od czasu do czasu to dużo?

– Kilkaset? Dobre sobie! – wykrzyknął Andreas. – Sama wiesz, że zawsze żądał co najmniej tysiąc, a często i więcej. Mówił, że ty się zgadzasz. Podobno mu obiecałaś…

– Nigdy mu nie obiecywałam aż tyle! Więc ile mu dałeś?

Andreas Olsen otarł pot z czoła. Wyglądał teraz na bardzo zmęczonego. Wyręczył go Magnussen, mówiąc:

– Prawda jest taka, że zakłady Moe znajdują się na skraju bankructwa. Andreas Olsen słabo się starał, ale nie czas na to, by go teraz oceniać. Nie sądzę też, żebyśmy musieli winić Oskara. Chłopak uważał po prostu, że sięganie do kasy zakładu to łatwy sposób na pozyskanie gotówki.

– Bankructwo… – wyszeptała pani Moe, jakby nie słysząc tego, co mówi lensmann.

Dopiero po chwili zareagowała. Z jej gardła wydobył się przeciągły krzyk protestu. Był tak intensywny, że aż zabolały nas uszy.