Grim spojrzał na mnie pytającym wzrokiem, więc wyjaśniłam:
– Mamę zdziwiła tak niespodziewana śmierć kapitana Moe. A tymczasem jest ona właściwie na rękę domownikom.
– Masz rację. To dziwny zbieg okoliczności – powiedział, a w jego ciemnoszarych oczach pojawił się ponury cień.
Co za zimnica! W taką pogodę w ogóle nie ma po co wychodzić z domu, pomyślałam i otuliłam się szczelniej płaszczem. Przenikliwy kwietniowy wiatr dokuczliwie rozwiewał poły mojego okrycia i z minuty na minutę coraz bardziej dawał mi się we znaki.
Mimo tej niesprzyjającej pogody dostrzegałam całe piękno moich rodzinnych stron. Śnieg wciąż częściowo zalegał na rozległych polach, tworząc białe plamy. Strzeliste topole i równie smukła wieża miejscowego kościółka rysowały się wyraźnie na tle granatowofioletowego nieba. Również wiecznie zielone, porastające zbocza świerki i sosny pięknie komponowały się z przeróżnymi odcieniami błękitu i granatu. Przytulone do muru cmentarnego korony dębów szeleściły łagodnie wiosenną kołysankę.
Tuż na przeciwko mnie, nad grobem kapitana Moe, w ciasnej grupce zebrała się najbliższa rodzina zmarłego. Wdowa, wsparta na ramieniu swojego szwagra Andreasa, szczelnie ukryła twarz za czarną woalką. Obok stała koścista Molly Olsen, którą troskliwie obejmował Oskar. Chłopak jak zwykle prezentował się doskonale, choć na jego twarzy malowała się powaga. Na końcu, zupełnie osamotniony i przygnębiony, stał Erik. Brakowało jedynie siostry Erika, Grethe.
Uroczystość pogrzebową zaplanowano z najdrobniejszymi szczegółami. W ostatniej drodze kapitanowi towarzyszyło bardzo wielu ludzi. Wśród zgromadzonych dostrzegłam wielu oficerów w eleganckich mundurach, była też delegacja pracowników z zakładu kapitana Moe oraz kilku bogatych gospodarzy.
Orkiestra wojskowa właśnie zakończyła kolejną pieśń i pastor rozpoczął mowę pogrzebową. Szukałam wzrokiem znajomych twarzy.
Wkrótce zauważyłam dyrektora ze szkoły wraz z żoną – rodziców Arnsteina i Terjego. Obok nich… czyżby? Czy ten młody mężczyzna to naprawdę Arnstein? Tak! To on, ale jaki zmieniony! W pamięci pozostał mi wysoki chudzielec o dużych stopach i w małych okularkach, a tymczasem miałam przed sobą postawnego, pełnego powagi mężczyznę! Dawna niepewność zniknęła zupełnie z jego twarzy, ustępując miejsca pełnemu zdecydowania spojrzeniu.
Stojący obok Terje dużo bardziej przypominał siebie sprzed kilku lat. Był średniego wzrostu, ale sprawiał wrażenie wysportowanego. Wprost biła od niego energia i radość życia, choć uroczystość, w której uczestniczył, do tego nie nastrajała.
Po lewej ręce Arnsteina stała wyjątkowo poważna Inger, która dziś przywdziała czarny strój. W tej samej chwili również i ona mnie dostrzegła i skinęła głową na przywitanie. Dalej stała jej matka uczesana w kunsztowny kok. Inger odziedziczyła wspaniale włosy właśnie po mamie i ku jej wielkiej radości nie miała ochoty ich ścinać, choć poza tym wszystko zawsze robiła na opak.
Ze zdumieniem zauważyłam, że zmienił się też Erik, on jednak zdecydowanie na gorsze. Trzęsły mu się ręce i broda. Zrozumiałam, że jest pogrążony w głębokim smutku po stracie ojca. Podeszłam do niego i stanęłam u jego boku. Na mój widok uśmiechnął się ciepło.
W czasie gdy pastor kończył swoją mowę, rozległo się płaczliwe zawodzenie wdowy po zmarłym.
Po chwili glos zabrał bliski współpracownik kapitana, zarządca jego majątku i radca prawny. Był wyraźnie stremowany swoją rolą.
– Dla większości z nas śmierć jest nieprzyjacielem. Dla ludzi starych i głęboko wierzących śmierć jest wybawieniem. Dla ciebie, Wernerze, okazała się ona właśnie tym drugim.
Spojrzałam z przerażeniem na spowitą w woal twarz pani Moe. Co on mówi, czyżby postradał zmysły?
– Co to znaczy? – wyszeptałam zaszokowana do Erika.
– Ojciec miał bardzo poważne kłopoty z sercem przez cały ostatni rok – odpowiedział cicho.
– Ach, tak. A ja myślałam…
– Cicho! – skarcił nas Grim.
Pani Moe sprawiała wrażenie załamanej. Nie żywiłam do niej przyjaznych uczuć, a jednak zrobiło mi się jej żal.
Głos zabrało jeszcze kilka kolejnych osób. Gdy zagrała orkiestra, zebrani zgodnie zaintonowali żałobną pieśń. Na koniec pastor w imieniu rodziny zaprosił wszystkich na stypę u państwa Moe, po czym większość z obecnych powoli ruszyła w kierunku bramy cmentarza.
Przystanęłam nieopodal wraz z Grimem i Erikiem. Co chwila do Erika podchodzili znajomi, składając kondolencje.
– Grim, chyba już czas na nas? – zwróciłam się do przyjaciela.
– Jasne – odparł Grim i zaczął się wycofywać.
W tym momencie Erik mocno złapał mnie za ramię.
– Ależ Kari, nie możesz mi tego zrobić! Chodź ze mną, tak cię proszę! Potrzebuję kogoś, kto…
Nie wiedziałam, co odpowiedzieć, zerknęłam na Grima, oczekując wsparcia. Grim mrugnął porozumiewawczo.
– No, dobrze, pójdziemy z tobą, jeśli tak nalegasz.
– Dziękuję, Kari! Jesteś wspaniała!
Zdziwiła mnie jego niespodziewana radość i ulga, z jaką to powiedział. Nie spodobał mi się natomiast fakt, że tak ostentacyjnie pominął Grima. Ale Grim przyjął to całkiem spokojnie i zupełnie się tym nie przejął.
W tym samym momencie podeszli do nas Arnstein, Terje i Inger.
– Was także zapraszam – zwrócił się do nich Erik. – Musicie mi pomóc w zmaganiach z tymi potworami.
– Możesz na mnie polegać – odrzekła Inger takim tonem, jakby była zdecydowana na wszystko. – Jestem z tobą. Niech sobie nie myśli, że się mnie tak łatwo pozbędzie!
Wielkie nieba! Ta dziewczyna ma i tupet, i nerwy ze stali. Ja nigdy nie zdobyłabym się na to, by jako zażyła przyjaciółka męża zjawić się w domu wdowy, i to w dniu pogrzebu. Niezmiernie dziwił mnie też stosunek Erika do Inger. Wyglądało na to, że między nimi wszystko układa się jak najlepiej.
Przez chwilę gawędziliśmy o tym i owym, po czym Inger zwróciła się do mnie:
– Nareszcie zjawił się siódmy członek „Mścicieli”?
Przez moment nie wiedziałam, co ma na myśli.
– Ach – uśmiechnęłam się. – Niezła była z nas paczka!
– Rzeczywiście – wtrącił Arnstein. – A jakie mieliśmy pomysły! Na samą myśl skóra mi cierpnie.
– Teraz znowu jesteśmy razem. Po siedmiu latach – dodała Inger.
– Wszyscy oprócz Grethe – poprawiłam. – Pamiętacie, jak Grethe uwielbiała toffi? W mieście z pewnością nie ma problemu z ich zakupem.
– Tak – dodali inni.
– Zabawne, zauważcie, że ja mam teraz mniej więcej tyle lat, co wtedy Grim. Ale za skarby nie zgodziłbym się dzisiaj przesiadywać w starym, walącym się szałasie w towarzystwie głupich szczeniaków. Dziwny z ciebie chłopak, Grim – powiedział Terje.
– No, no – Inger poklepała dorosłego kolegę po ramieniu. – Wiemy coś o tym, prawda?
Skrępowany Grim spuścił wzrok, ale zaraz Arnstein wziął go w obronę:
– Inger, nie bądź głupia. Daj mu spokój!
Dziewczyna momentalnie umilkła po tej reprymendzie. Wciąż jednak wydawało mi się, że jej buńczuczna postawa to tylko poza. Inger najwyraźniej zmagała się z jakimiś problemem, ale za nic nie chciała się z tym zdradzić.
Erik milczał. Tymczasem obok przeszedł Oskar i jego matka Molly, która nie powstrzymała się od kąśliwej uwagi skierowanej w naszą stronę:
– To niesłychane, żeby nieproszeni goście mieli czelność pchać się aż pod sam grób!
Inger nie pozostała jednak dłużna:
– Jeśli ma pani na myśli Kari i Grima, są dużo bliżsi zmarłemu niż niektóre żerujące wokół pasożyty!
– Hm – Molly zdobyła się jedynie na wzruszenie ramionami i czym prędzej się oddaliła.