Выбрать главу

Kampus sprawiał wrażenie wyludnionego, większość studentów siedziała pewnie z nosami w telewizorach albo odsypiała zaległości, ciesząc się z niespodziewanej przerwy w zajęciach. Całe śródmieście wciąż było odcięte, pewnie dopiero za kilka godzin studenci wylegną na ulice i przechodząc obok komisariatu, spróbują choć trochę wczuć się w dramat, jaki się tu rozegrał. Wyobrażała sobie, że będą dzwonić dó rodziców i tłumaczyć w podnieceniu, jak strasznie to przeżywali. A i dziekana pewnie czekały dziesiątki telefonów od podenerwowanych rodziców, jakby on był czemuś winny.

W akademiku, w którym obecnie mieszkał Ethan, było dużo spokojniej niż w poprzednim, gdzie się poznali. Przeszkadzały mu całonocne balangi i weekendowe popijawy, toteż specjalnie wkradł się w łaski dyrektora administracyjnego, żeby uzyskać przeniesienie do innego budynku.

Wbiegła po trzech stopniach na betonowy ganek i minęła w drzwiach grupkę wychodzących studentów. Ethan mieszkał w pokoju urządzonym w dawnej łazience i choć władze uniwersyteckie nie miały skrupułów co do powierzchni mieszkalnej przypadającej na jednego słuchacza, nikt nie odważył się przydzielić komuś aż tak ciasnej klitki. Ethan kiedyś zmierzył pokoik w jej obecności i oboje byli zaskoczeni, że ma on aż trzy i pół metra na dwa i pół, bo wydawał się o wiele mniejszy.

Zapukała i nie czekając na odpowiedź, nacisnęła klamkę. Ethan siedział na łóżku z książką rozłożoną na kolanach. Mały telewizor na półce naprzeciwko był nastawiony na kanał informacyjny, ale głos wyciszono.

– Co ty tu robisz? – zapytał zdziwiony.

– Przecież chciałeś, żebym do ciebie przyszła po służbie.

– Chciałem – odrzekł z naciskiem. – Ale już nie chcę. Za późno.

Lena oparła się o framugę drzwi.

– Masz pojęcie, przez co dzisiaj przeszłam?

– A ty masz pojęcie, przez co ja przeszedłem? – syknął, z trzaskiem zamykając książkę.

– Ethan…

– „Zajmę się tym” – rzucił ze złością, małpując ją. – Tak mi powiedziałaś. „Zajmę się tym”.

– Nie chciałam…

– Naprawdę jesteś w ciąży?

Popatrzyła na niego, czując narastające ściskanie w dołku. Po raz pierwszy od czasu, kiedy się poznali, nie chciała spędzić tego wieczoru sama, nawet jeśli to oznaczało pogodzenie się z wszelkimi stawianymi przez niego warunkami.

– Odpowiesz mi czy nie? Po namyśle burknęła:

– Nie jestem.

– Kłamiesz.

– Nie kłamię – odparła z naciskiem, podjąwszy ostateczną decyzję. – Dostałam miesiączki zaraz po naszej rozmowie. Opóźniła się pewnie z powodu stresu.

– Powiedziałaś, że zajmiesz się tym, gdyby się okazało, że jesteś w ciąży.

– Na szczęście nie jestem.

Zsunął się z łóżka i podszedł do niej. Poczuła przypływ ulgi, za późno jednak dostrzegła, że kurczowo zaciska pięści. Uderzył ją w brzuch. Kiedy zgięła się wpół, złapał ją za kark i przytrzymując jej głowę nisko pochyloną, szepnął:

– Gdybyś kiedykolwiek naprawdę chciała się zająć czymś, co jest moje, chybabym cię zabił.

– Och… – jęknęła, z trudem łapiąc oddech.

– Wynoś się stąd – warknął, wypychając ją na korytarz. Trzasnął drzwiami z taką siłą, że tablica informacyjna wisząca na korytarzu z hukiem spadla na podłogę.

Lena oparła się o ścianę, próbując dojść do siebie. Dokuczliwy ból przenikał całe jej ciało, aż oczy zaszły jej łzami.

W głównym holu spotkała dwóch studentów, toteż przeszła obok nich, usiłując zachować wyprostowaną postawę. Jakoś zdołała zejść po schodkach i skręcić na tyły budynku, żeby ukryć się w parku.

Oparła się ramieniem o drzewo i powoli osunęła się na ziemię. Trawa była wilgotna, ale jej to nie obchodziło.

Włączyła telefon komórkowy i z niecierpliwością czekała na sygnał połączenia się z siecią. Kiedy wreszcie rozbrzmiał, pospiesznie wybrała numer. Łzy mimo woli spływały jej po twarzy, gdy zasłuchała się w sygnał wywołania na drugim końcu linii.

– Halo?

Otworzyła usta, lecz z jej gardła wydobył się tylko cichy jęk.

– Halo! – powtórzył zniecierpliwiony Hank, lecz doszedłszy zaraz do wniosku, że nikt inny nie może do niego dzwonić o tej porze i popiskiwać jak rozhisteryzowane dziecko, zapytał: – Lee? To ty, kochanie?

Lena zdławiła szloch i wychrypiała:

– Hank… Jesteś mi potrzebny.

EPILOG

Sara siedziała na masce samochodu i spoglądała na cmentarz. Przez minionych dziesięć lat dom pogrzebowy White’a nic się nie zmienił, jeśli nie liczyć tego, że został wykupiony przez jakąś dużą firmę. Nawet łagodne zbocze za nim wyglądało dokładnie tak samo, a wyłaniające się z niego białe nagrobki przypominały z daleka zęby w rozwartej paszczy jakiegoś monstrum.

Nie mogła się uwolnić od myśli, że chyba jeszcze długo będzie musiała odwiedzać cmentarze. Przez cały miniony tydzień brała udział w pogrzebach ofiar Sonny’ego i Erica Kendallów. Marilyn Edwards jakimś cudem przeżyła postrzał w łazience na posterunku i wszystko wskazywało na to, że wyzdrowieje. Należała jednak do mniejszości. Reszta ofiar strzelaniny zginęła.

– Miasto wygląda całkiem inaczej – rzekł Jeffrey.

Pomyślała, że chyba tylko w jego oczach. Bo naprawdę był teraz zupełnie innym człowiekiem niż wtedy, gdy przywiózł ją tu po raz pierwszy.

– Na pewno nie chcesz zadzwonić do Oposa i Neli? Pokręcił głową.

– Chyba nie jestem jeszcze na to gotowy. – Umilkł, wędrując myślami do swego syna i zastanawiając się, jak powinien postąpić w stosunku do Jareda. – Ciekawe, czy Robert o nim wiedział.

– Ja zauważyłam podobieństwo.

– Ale z tobą sypiałem, a z Robertem nie – rzekł. – Zastanawiam się czasem, jak ułożył sobie życie.

– Możesz spróbować się dowiedzieć.

– Gdyby chciał, żebym wiedział, gdzie jest, sam by się ze mną skontaktował. Mam tylko nadzieję, że zdołał znaleźć choć trochę spokoju.

– Zrobiłeś w jego sprawie wszystko, co było w twojej mocy – powiedziała, chcąc go pocieszyć.

– Ciekaw jestem, czy kontaktował się z Jessie.

– Pewnie już wyszła z więzienia.

Jak można było oczekiwać, odsiedziała tylko kilka lat za nieumyślne spowodowanie śmierci. Co prawda, uzależnienie od alkoholu i leków było poważnym czynnikiem obciążającym, lecz zdaniem Neli na tak łagodnym wyroku zaważyła kwestia orientacji seksualnej jej męża. Sara była przekonana, że dzisiaj podobne zabójstwo zostałoby potraktowane dużo bardziej surowo, chociaż nadal mogła decydować małomiasteczkowa świadomość przysięgłych.

– Owszem, wróciła do Herd’s Gap – odrzekł. – Przysłała mi świąteczną kartkę w tym roku, kiedy wyszła na wolność.

– Dlaczego mi o tym nie powiedziałeś?

– Bo wtedy nie rozmawialiśmy ze sobą – wyjaśnił, dając do zrozumienia, że musiało to być krótko po ich rozwodzie.

– Lane Kendall zmarła trzy dni przed tym, jak po mnie przyszli – dodał.

– Skąd to wiesz? – zapytała, gdyż Sonny Kendall odmówił składania jakichkolwiek zeznań w sprawie swojej rodziny.

– Od szeryfa.

– A od kiedy to Reggie Ray dobrowolnie przekazuje ci informacje?

Odwrócił się do niej z tajemniczym uśmiechem.

– Nie słyszałaś o jego najstarszym synu, Ricku?

– Nie.

– Prowadzi zajęcia teatralne w szkole średniej w Comer.

Sara wy buchnęła tak gromkim śmiechem, że zawstydzona szybko zasłoniła usta dłonią. Nie miała wątpliwości, że nawet gdyby Rick miał żonę i dwanaścioro dzieci, Reggie traktowałby go tak, jak pracującego w zakładzie fryzjerskim transwestytę.