Выбрать главу

– Przyjechał z przedstawieniem… – Jeffrey urwał nagle, bo lekko wzruszył ramionami i aż skrzywił się z bólu. Nadal powinien nosić rękę na temblaku, do czego zmuszała go każdego ranka.

– Ciekaw też jestem, co się stało z listami, które pisał do nas Erie.

– Może Lane wcale ich nie wysyłała, tylko wyrzucała do śmieci – podsunęła.

– To do niej podobne.

– O tym Sonny też nie chciał nic powiedzieć?

– Nie – odparł Jeffrey. – Słyszałaś, że wojsko chce go przejąć po zakończeniu procesu? Dostał przepustkę na pogrzeb Lane i nie wrócił z niej o czasie. Pewnie uszłoby mu to na sucho, gdyby nie…

Sara znów popatrzyła na cmentarz.

– Całkiem o nich zapomniałam – przyznała cicho. – Miałam straszny mętlik w głowie, kiedy wracaliśmy do domu, i przez te wszystkie lata ani razu o nich nie pomyślałam.

– Może powinienem był powiedzieć wszystko Lane? Tyle że ona mnie tak śmiertelnie nienawidziła…

– Nie sądzę, by ci uwierzyła – rzekła Sara, wspominając, że dokładnie taki sam wniosek wyciągnęła przed laty.

Całe życie Lane Kendall było wypełnione zawiścią i nienawiścią, nie zmieniłyby tego żadne jego wyznania. Niemniej, już wtedy Sara była przekonana, że nie można pozwolić, by Hoss zabrał swoje tajemnice do grobu. Uległa pod naciskiem Jeffreya, który tłumaczył, że omawianie z Reggiem Rayem wszystkiego, co stary powiedział mu przed śmiercią, byłoby syzyfową pracą. Bez żadnych konkretnych dowodów nikt nie dałby wiary w jego słowa, zwłaszcza wobec ucieczki Roberta.

W głębi duszy była jednak pewna, że tak naprawdę Jeffrey postanowił przemilczeć faktyczne powody samobójstwa Hossa, bo nie potrafił się zmusić, by oskarżać starego, gdy ten nie mógł się już bronić. W ostatecznym rozrachunku łatwiej mu było dalej brać winę na siebie, niż stwarzać masę problemów poprzez ujawnienie prawdy. W końcu nie mieszkał już w Sylacaudze i nie miał ochoty włączać się do trwających tu nadał starych potyczek. Ci, na których mu zależało, poznali prawdę, a dla całej reszty nie miała ona większego znaczenia. Reggie Ray napisał w raporcie, że szeryf zmarł na skutek tragicznego wypadku podczas czyszczenia broni, i nikt nie kwestionował jego opinii. Tylko morderstwo Julii Kendall pozostało nadal sprawą niewyjaśnioną.

Jeffrey skubnął palcami temblak i mruknął:

– Cholera, jak ja tego nie cierpię.

– Ale musisz nosić – odparła surowym tonem.

– Już mnie nie boli.

Musnęła palcami jego kark i wyjaśniła z uśmiechem:

– Wolałabym, żebyś miał tę rękę w pełni sprawną.

– Naprawdę? – zapytał z udawanym zdziwieniem i też się uśmiechnął.

Zapragnęła go nagle, i to tak bardzo, że zawstydzona szybko cofnęła dłoń.

– Tak. Właśnie tę.

– Czyżbyś ją specjalnie lubiła?

– Lubię obie.

– Pamiętasz, kiedy po raz pierwszy wyznałaś mi miłość?

– Aha… – mruknęła, jakby się namyślała, choć dokładnie pamiętała tamtą chwilę.

– Jak tylko wróciliśmy stąd do Heartsdale. Pamiętasz?

– Owszem. Zajęłam się rozpakowywaniem walizki, a ty mi gdzieś zniknąłeś.

– Zgadza się.

– Kiedy wróciłeś, zapytałam, co robiłeś, a ty powiedziałeś…

– Że z twojego kubła na śmieci cuchnęło tak, jakby była w nim jakaś padlina.

– I właśnie wtedy powiedziałam, że cię kocham.

– Pewnie dlatego, że wcześniej żaden mężczyzna nie wynosił ci śmieci.

– Nie – przyznała. – Ale też od nikogo tego nie oczekiwałam, oczywiście poza tobą. – Popatrzyła na jego szeroki uśmiech i dodała: – Naprawdę bardzo mi zależy, abyśmy byli razem.

Spoważniał natychmiast.

– Więc co stoi na przeszkodzie?

– Nic – rzuciła pospiesznie, pragnąc mieć trochę czasu do namysłu. – Tak długo walczyłam ze sobą. Od chwili, kiedy cię poznałam, próbowałam stłumić w sobie tę miłość. Bałam się tego, że za bardzo mi na tobie zależy.

– Coś się zmieniło? Odpowiedź była oczywista. – Ty.

– A ty nie – odparł. – Ani trochę się nie zmieniłaś.

– Czyżby? – zapytała, zastanawiając się, jak to wyrazić, by nie poczuł się obrażony.

– Nie musiałaś – dodał. – Już wtedy byłaś idealna. Zaśmiała się krótko.

– Powiedz to mojej matce.

Przyglądał się jej uważnie, a gdy spoważniała, rzekł:

– Dziękuję.

– Za co?

– Że zechciałaś zaczekać, aż dorosnę. Musnęła palcami jego policzek.

– Cierpliwość zawsze była moją mocną stroną.

– Nigdy bym nie zgadł.

– W każdym razie warto było czekać.

– Powiesz mi to samo za dziesięć lat.

– Powiem – obiecała. – Jeszcze się przekonasz.

Spojrzał na zranioną rękę, jakby chciał zdjąć ją z temblaka. Miała już zamiar go powstrzymać, gdy wziął jej dłoń i popatrzył na swój sygnet drużyny piłkarskiej z Auburn, który wciąż nosiła na palcu. Zabrała mu go, jak tylko zaczęła się strzelanina na posterunku, by utrudnić bandytom identyfikację. W szpitalu, jeszcze zanim się ocknął z narkozy, omal nie starła sobie palca do krwi, z takim zapałem pocierała niebieskie oczko sygnetu, jakby to był talizman, który ma mu zapewnić szybki powrót do zdrowia.

– Chcesz go z powrotem? – zapytała. Spojrzał na nią podejrzliwie.

– A chcesz mi oddać?

Popatrzyła na sygnet, rozmyślając o wszystkich powodach, dla których znowu zawitali do Sylacaugi. Może to było głupie, ale przyszło jej na myśl, jak wiele dla Jeffreya znaczy widok tego kawałka metalu na jej palcu, jakby znowu mieli po kilkanaście lat.

– Nigdy go nie zdejmę – odparła.

Uśmiechnął się, a jej po raz pierwszy od bardzo dawna przemknęło przez myśl, że teraz może wreszcie wszystko się między nimi ułoży.

Musiał chyba wyczuć jej nastrój, bo zaproponował ironicznie:

– Chyba jednak powinnaś go zdejmować, na przykład do pracy w ogródku za domem.

– Owszem, to niezła myśl.

W zamyśleniu potarł kciukiem niebieskie oczko.

– Albo jak będziesz pomagała ojcu.

– Jeśli wykleję go od środka taśmą samoprzylepną, będzie lepiej trzymał się na palcu.

Uśmiechając się lekko, poruszał sygnetem, by jej pokazać, że nieduża jest groźba, iż sam zsunie się z palca.

– Wiesz, co mówią o dużych dłoniach? – zapytał, a gdy nie odpowiedziała, dodał: – I o dużych stopach?

– Cha, cha – wycedziła, ujmując w dłonie jego twarz.

I po chwili bez namysłu zarzuciła mu ręce na szyję i przywarła do niego ze wszystkich sił, jakby od tego zależało jej życie. Ilekroć przychodziło jej na myśl, jak niewiele brakowało, żeby go straciła, ogarniała ją tak silna desperacja, że aż czuła kłucie w sercu.

– Wszystko w porządku – mruknął, po części jakby sam do siebie. Chyba cały czas nie potrafił się uwolnić od myśli, w jakim celu tu przyjechali.

Zmusiła się, by go puścić, i zapytała:

– Gotów?

Obejrzał się na cmentarz i dzielnie wyprężył ramiona.

Zsunęła się z maski samochodu, lecz powstrzymał ją szybko:

– Nie. Chciałbym to zrobić sam.

– Na pewno?

Pokiwał głową i ruszył w stronę cmentarza.

Wsiadła do auta, zostawiając drzwi szeroko otwarte, by nie było zbyt duszno. Popatrzyła na sygnet i obróciła go na stronę, gdzie widniał nierówno wygrawerowany wizerunek piłki futbolowej. Jak większość tego typu sygnetów był po prostu brzydki, wielki i toporny, ale w tej chwili odnosiła wrażenie, że to najpiękniejsza rzecz, jaką w życiu widziała.