Выбрать главу

Zanim zdołała ubrać myśli w słowa, wypaliła niemal odruchowo:

– Bardzo przepraszam za to, co powiedziałam w pokoju.

– Nic nie szkodzi – odparł, ale sądząc po jego tonie, nie było to szczere.

Można się było tylko domyślać, dlaczego nie zrezygnował z planu wspólnego wyjazdu na Florydę. Gdyby Sara miała choć trochę szacunku dla samej siebie, na pewno by mu zaproponowała, żeby pojechał sam. Ten fałszywy uśmieszek, który nie znikał z jego warg do czasu zapakowania walizek do bagażnika, ranił niczym diament do cięcia szkła.

– Chciałam tylko… – Urwała i pokręciła głową. – Zresztą, sama już nie wiem, co chciałam. Może po prostu zrobić z siebie idiotkę?

– To ci się na pewno udało.

– Mam coś takiego w naturze, że muszę przejść samą siebie we wszystkim, co robię.

Nawet się nie uśmiechnął. Spróbowała ponownie:

– Wcale nie uważam, że jesteś głupi.

– Jak but z lewej nogi.

– Słucham?

– Dokładnie tak się wyraziłaś: „Głupi jak but z lewej nogi”.

– Aha. – Zaśmiała się krótko, lecz zabrzmiało to jak szczeknięcie foki. – Przecież to nawet nie ma sensu.

– W każdym razie miło wiedzieć, że wcale tak nie uważasz.

Spojrzał we wsteczne lusterko i wyprzedził karawan. Sara popatrzyła na jego dłoń opartą na dźwigni biegów, na ścięgna grające mu pod skórą przy każdym ruchu. Pewnie zaciskał palce na gałce, postukując kciukiem o jej górną powierzchnię.

– Nawiasem mówiąc, mam maturę – rzekł.

– Naprawdę? – zapytała mimowolnie, nie mogąc ukryć zdziwienia pobrzmiewającego w jej głosie. Zaraz jednak jeszcze pogorszyła sytuację, dodając: – No cóż, to dobrze. Oczywiście dla ciebie.

Zerknął na nią podejrzliwie.

– Chciałam powiedzieć, że to dobrze, bo… no, wiesz… z powodu… – Zaśmiała się nerwowo, zakryła dłonią usta i wymamrotała: – Och, na miłość boską, Saro, zamknij się wreszcie. Nic nie mów.

Sądziła, że przynajmniej skwituje to uśmiechem, ale nie zareagował. Odważyła się więc zapytać:

– Ile dokładnie słyszałeś z naszej rozmowy?

– Poczynając od przecierania się w świecie.

– To jednak powiedziałam w pozytywnym sensie.

– Aha – mruknął. – Gwoli ścisłości, słyszałem już od ciebie równie trafne określenia. – Dopiero teraz wyszczerzył zęby w szerokim uśmiechu. – Do tego nie wypowiadane, raczej wykrzykiwane. I to w trybie rozkazującym.

Zagryzła wargi, odwróciła głowę i przez chwilę przyglądała się mijanym krajobrazom.

– Ale to dobrze, że twoja mama tak się o ciebie martwi.

– Czasami.

– Utrzymujecie bardzo bliskie kontakty, prawda?

– Raczej tak – odrzekła, nie chcąc się wdawać w szczegóły.

– Powiedziałaś jej, że pomyślnie przeszedłem badania?

– Oczywiście że nie – zaprzeczyła, zaskoczona, że w ogóle przyszło mu to do głowy. – Przecież to poufne informacje.

Pokiwał głową, nie odrywając wzroku od drogi.

Ich druga randka zakończyła się tylko krótkim pocałunkiem przed drzwiami i jej prośbą, by przebadał się na obecność wirusa HIV. Co prawda, była to prośba nieco spóźniona, skoro ich pierwszy namiętny kontakt nie skończył się wnikliwą dyskusją na temat zapobiegania chorobom przenoszonym drogą płciową, niemniej Sarę zaniepokoiła reputacja Jeffreya barwnie przedstawiana w plotkach na długo przed tym, zanim dotarły za ladę Shop-o-ramy. I była mile zaskoczona, że okazał tylko drobne zniecierpliwienie, kiedy poprosiła go o próbkę krwi do analizy.

– Zetknęłam się już z wieloma przypadkami zachorowań w naszym okręgu – powiedziała – z wieloma kobietami w moim wieku, które nigdy nie sądziły, że i im się to przytrafi.

– Nie musisz się przede mną tłumaczyć – odparł.

– W ubiegłym roku kochanek Hare’a zmarł na AIDS.

Stopa zsunęła mu się z pedału gazu.

– Mówisz o swoim gejowskim kuzynie?

– Nie inaczej.

– Żartujesz? – bąknął, spoglądając na nią z niepokojem.

– Myślałeś, że od urodzenia mówi takim falsetem?

– Sądziłem, że tylko się tak wygłupia.

– Rzeczywiście uwielbia błaznować. Zawsze mnie rozśmiesza do łez. Zresztą nie tylko mnie. Wszystkich. Po prostu uwielbia wygłupy.

– Naprawdę grał w szkolnej drużynie piłkarskiej.

– Czyżbyś podejrzewał, że tylko heteroseksualiści grywają w futbol?

– No… nie – mruknął bez przekonania.

Przez jakiś czas jechali w milczeniu. Sara znów nie mogła znaleźć tematu do rozmowy. I nie mogła też przestać myśleć, jak mało wie o człowieku, z którym wyruszyła nad morze. W ciągu trzech miesięcy znajomości nie dowiedziała się prawie niczego o jego rodzinie czy przeszłości. Wiedziała tylko, że urodził się w Alabamie, ale nie lubił mówić o swojej młodości. Kiedy nie byli w łóżku, Jeffrey najczęściej opowiadał jej o sprawach kryminalnych, którymi zajmował się w Birmingham, albo o najświeższych wydarzeniach w okręgu Grant. Teraz, gdy podsumowywała ten okres, uświadomiła sobie, że w czasie ich spotkań głównie to ona mówiła. On bardzo rzadko z własnej woli bąkał cokolwiek o sobie, a gdy tylko zbyt natarczywie zaczynała się o coś dopytywać, albo na dobre zamykał się w sobie, albo zaczynał wodzić dłonią po jej biodrach i udach, tak że szybko zapominała, czego się chciała dowiedzieć.

Odważyła się spojrzeć na niego. Ciemne włosy na karku były już trochę za długie, co zaczynało być niebezpieczne, wziąwszy pod uwagę, że nauczyciele w Heartsdale wciąż odsyłali do domu chłopców, których włosy ledwie dotykały kołnierzyka koszuli. Jak zwykle był starannie ogolony, miał gładkie policzki. Ubrał się w powycierane dżinsy i czarny T-shirt z wizerunkiem harleya davidsona. Jego sportowe buty sprawiały wrażenie dość drogich, miały wyściełane cholewki i grube czarne podeszwy. Obcisłe nogawki spodni dokładnie odwzorowywały kształty masywnych mięśni ud. Koszulka była za luźna, by tak samo oddać zarys muskularnego torsu, ale Sara miała już niejedną okazję, żeby się na niego napatrzyć.

Przeniosła wzrok na swoje nogi, żałując teraz, że nie włożyła czegoś innego. Pod wpływem krytycznych uwag matki przebrała się w spódnicę owijaną wokół bioder, ale na tle ciemnej wykładziny podłogowej samochodu jej całkiem białe łydki przypominały odcieniem słoninę w surowym boczku. Mimo włączonego klimatyzatora, obficie pociła się pod jedwabną bluzką i gdyby tylko potrafiła jakimś magicznym sposobem zatrzymać na krótko czas, natychmiast zerwałaby z siebie stanik i wyrzuciła za okno.

– Więc? – zagadnął Jeffrey.

– Co więc? – rzuciła odruchowo, usiłując sobie przypomnieć, na czym skończyli rozmowę. Nawiązała do pierwszego tematu, jaki przyszedł jej do głowy: – Przynajmniej wiadomo, że jesteś dawcą uniwersalnym.

– Co?

– Dawcą uniwersalnym – powtórzyła. – Możesz dać krew każdemu. – Chwytając się tego jak tonący brzytwy, dodała pospiesznie: – Oczywiście, ty nie możesz dostać krwi od każdego, kto nie ma grupy zero minus.

Znowu popatrzył na nią podejrzliwie.

– Postaram się o tym pamiętać.

– Masz we krwi przeciwciała, które…

– Zgłoszę się do punktu krwiodawstwa zaraz po powrocie.

Rozmowa znów się nie kleiła, toteż Sara zapytała:

– Masz ochotę na kanapkę z pieczonym kurczakiem?

– To on tak ładnie pachnie?

Wychyliła się z fotela i zaczęła przerzucać rzeczy na tylnym siedzeniu w poszukiwaniu plastikowego pojemnika, który przyniosła matka.

– Powinny też być domowe ciasteczka, jeśli Tess ich nie zwędziła.

– Brzmi apetycznie – rzekł, muskając wierzchem dłoni jej udo. – Szkoda, że nie mamy do tego herbaty.