Neli poprowadziła ją korytarzem do drzwi prowadzących na tylne podwórze, lecz Sara przystanęła przed oprawioną w ramki stroną tytułową pisma „SEC Monthly”. Na okładce znajdowało się zdjęcie Jeffreya stojącego na środkowej linii boiska. Włosy miał dłuższe niż obecnie, a delikatny chłopięcy zarost pozwalał szacować, że fotografia pochodzi mniej więcej sprzed piętnastu lat. Był ubrany w granatową piłkarską koszulkę i trzymał stopę opartą na jajowatej piłce futbolowej. Pod zdjęciem znajdował się napis: „Nowa gwiazda Tigersów?”.
Niemal odruchowo zapytała:
– To on grał zawodowo w drużynie z Auburn? Darnell wreszcie się roześmiała.
– Zaciągnął cię do łóżka, nie chwaląc się wcześniej swoim złotym sygnetem za udział w rozgrywkach o „Cukrowy Puchar”? – zapytała, wprawiając Sarę równocześnie w osłupienie i zmieszanie.
– Hej! – zawołał Jeffrey, pojawiwszy się w korytarzu zdecydowanie za późno jak na jej gust. W ręku trzymał butelkę piwa. – Widzę, że już się poznałyście.
– Dlaczego mi nie powiedziałeś, że ona jest striptizerką, Spryciarzu?
– Bo występuje jedynie w weekendy – odparł, podając butelkę gospodyni. – I to tylko do chwili, aż wystarczająco się naładuje adrenaliną.
Sara próbowała spojrzeć mu w oczy i dać do zrozumienia, że ma ochotę natychmiast się stąd wynieść, lecz albo trzy miesiące jeszcze nie wystarczyły, by nauczył się czytać w jej myślach, albo też był w pełni świadom, jak została potraktowana, tyle że nic go to nie obchodziło. Chwilę później jego ironiczny uśmiech zdradził jej, jak jest naprawdę.
Objął ją za ramiona, przyciągnął do siebie i cmoknął w czoło. Odebrała to jak niemą prośbę, żeby grała dalej swoją rolę i nie marudziła. Pospiesznie uszczypnęła go pod pachą, co miało znaczyć, że nie godzi się na takie przedstawienie.
Skrzywił się i potarł obolałe miejsce.
– Neli, możesz nas zostawić na minutkę? Gospodyni poszła dalej i skręciła w bok, zapewne do kuchni. Przez otwarte drzwi na końcu korytarza widać było basen kąpielowy na podwórku i jeszcze jedną parę siedzącą nad nim na składanych turystycznych krzesełkach. Gdzieś dalej ujadały psy. Opos stał przy grillu z długim widelcem w dłoni. Pomachał im ręką.
– Coś mi się zdaje, że ten postój był z góry zaplanowany – syknęła Sara.
– Słucham?
Starała się mówić cicho z obawy, że Neli zapewne ich podsłuchuje.
– Czy to jakiś rodzaj indoktrynacji, jaką stosujesz wobec wszystkich swoich nowych zdobyczy?
– Nie rozumiem. Wskazała wejście do kuchni.
– Tak mnie określiła twoja przyjaciółka. Skrzywił się z niesmakiem.
– Ona po prostu…
– Wzięła mnie za jedną z twoich dziewuch – wpadła mu w słowo, coraz bardziej rozzłoszczona. – Jak wynika z tego, co powiedziała, dokładnie takie miejsce przypisała mi u twego boku.
Uśmiechnął się niepewnie.
– Saro, skarbie…
– Nie waż się więcej nazywać mnie w ten sposób, palancie.
– Nie chciałem…
– Nie wiem, za kogo się uważasz, do cholery – szepnęła z naciskiem, ledwie zdolna dobyć z siebie glos – że przyciągnąłeś mnie taki kawał drogi za przeklętą granicę stanu, by tu wystawić na pośmiewisko, wiedz jednak, że mnie się to nie podoba i masz najwyżej dwie sekundy, żeby pożegnać się z gospodarzami, bo ja wracam do Heartsdale i nawet się nie obejrzę, czy będziesz ze mną w samochodzie, czy nie.
Minęły jednak co najmniej trzy sekundy, zanim wybuchnął gromkim śmiechem.
– Na Boga! – rzekł. – Nie powiedziałaś aż tyle naraz przez całą dotychczasową podróż.
Była tak rozwścieczona, że z całej siły grzmotnęła go pięścią w ramię.
– Auu – jęknął, rozmasowując rękę.
– I to ma być wielka gwiazda futbolu?! Zawodnik, który się boi uderzenia kobiety?! – Walnęła go drugi raz. – Właściwie dlaczego mi wcześniej nie powiedziałeś, że grałeś w drużynie zawodowej?
– Myślałem, że wszyscy to wiedzą.
– Niby skąd? Powinnam się była dowiedzieć od Rhondy z banku? – Zamierzyła się po raz kolejny, ale złapał ją za rękę. – Czy od tej zdziry z zakładu produkcji szyldów? – Próbowała wyrwać rękę z jego uścisku, ale nie puszczał.
– Skarbie… – zająknął się i uśmiechnął nieśmiało, jakby gotów był spełnić każdą jej zachciankę. – Saro…
– Myślisz, że nie wiem, że podrywałeś niemal każdą dziewczynę w mieście?
Zrobił obrażoną minę.
– Dla mnie były tylko jak kartki z kalendarza, bo czekałem na ciebie.
– Nie chrzań!
Obrócił ją do siebie i objął w pasie.
– W rozmowach ze swoją mamą też się tak wyrażasz? Próbowała się uwolnić, ale przycisnął ją plecami do ściany. Poczuła dobrze znane sensacje wywołane bliskością jego ciała, jednakże w takiej chwili potrafiła myśleć tylko o tym, że jego przyjaciele przyglądają im się z podwórka przez otwarte drzwi. Spodziewała się podświadomie, że zaraz pocałuje ją żarliwie bądź w jakikolwiek inny sposób okaże swą męską wyższość, po czym wyciągnie na zewnątrz, żeby zrobić rundę honorową wokół basenu, zbierając entuzjastyczne owacje Oposa, ale on tylko delikatnie cmoknął ją w czoło i mruknął:
– Jestem tu po raz pierwszy od sześciu lat. Spojrzała mu w oczy głównie dlatego, że trzymał twarz tuż przy jej twarzy.
Nagle stuknęły siatkowe drzwi i do korytarza wkroczył najprzystojniejszy mężczyzna, jakiego Sara widziała na oczy, nie licząc okładek kolorowych czasopism. Był równie wysoki jak Jeffrey, ale jeszcze szerszy w ramionach i z bardziej zawadiacką miną.
Kiedy zaś otworzył usta, jej uszy mile połaskotał najśpiewniejszy południowy akcent, jaki do tej pory słyszała.
– Czyżbyś się bał przedstawić mi swą nową dziewczynę, Spryciarzu?
– Skądże znowu – wypalił Jeffrey i odwrócił się do niego, nie cofając jednak ręki zaborczo opartej na biodrze Sary. – Skarbie, poznaj Pryszcza, który razem z Oposem był moim najlepszym kumplem w okresie dorastania.
– Z którego nadal nie wyszedłeś – odparł tamten, grożąc Jeffreyowi pięścią. – Teraz jestem już tylko Robertem.
Opos zawołał z podwórka:
– Czy któryś z was mógłby mi podrzucić hamburgery z lodówki?!
– Może się tym zajmiesz, Spryciarzu? – zapytał pospiesznie Robert, po czym wziął Sarę pod rękę i poprowadził w głąb korytarza, zanim Jeffrey zdążył zareagować.
Otworzył przed nią siatkowe drzwi i zapytał:
– Jak minęła podróż?
– Dobrze – odparła, myśląc, że to sprawa dyskusyjna. Wolała jednak znaleźć jakieś pozytywy, toteż dodała pospiesznie: – Mój Boże, cóż za wspaniały ogród.
Opos natychmiast się rozpromienił.
– Neli uwielbia się nim zajmować.
– To widać.
Mówiła całkiem szczerze. Wszędzie było pełno różnokolorowych kwiatów, które zwieszały się ze skrzynek stojących na poręczy werandy i pięły się po drewnianym płotku. Na tyłach podwórka stała olbrzymia magnolia, a w jej cieniu wisiał hamak. Płot za nią zasłaniało kilka wybujałych krzaków ostrokrzewu. Gdyby nie psy ujadające na sąsiednim podwórku, byłaby to prawdziwa oaza ciszy i spokoju.
– Rety! – huknął Robert, który o mało się nie potknął, gdy suczka skoczyła mu do nóg.
– Tig! – krzyknął Opos bez przekonania.
Kundel wskoczył do basenu, przepłynął go w poprzek, wdrapał się na drugi brzeg i zaczął tarzać w trawie, wierzgając łapami w powietrzu.
– Kurde – mruknął Opos. – Ile ja bym dał za takie beztroskie życie.
Kobieta siedząca na krzesełku przodem do basenu obejrzała się przez ramię.
– Ona już na pewno wie o nas wszystko od Jeffreya. – Poklepała puste krzesełko obok siebie. – Chodź, usiądź przy mnie, Saro. Nie jestem taką zołzą jak Neli.