Выбрать главу

Sara przygryzła wargi, zastanawiając się, czy powiedzieć mu o swoich spostrzeżeniach.

– Śmiało – mruknął. – Zdradź wreszcie, co cię tak zaniepokoiło i co uszło mojej uwagi. – Wzburzony, uderzył otwartą dłonią w brzeg stołu. – Na miłość boską, przecież nie robię tego celowo, Saro. Niezależnie od upływu lat, Robert nadal jest moim najlepszym przyjacielem. Myślisz, że łatwo jest być gliniarzem w tej sytuacji?

Wzięła głęboki oddech, żeby się uspokoić. Mrugnęła odruchowo, kiedy uderzył w stół, i ledwie się powstrzymała, żeby od razu nie wstać i nie wyjść. Tłumaczyła sobie, że to, iż Jeffrey wychowywał się wśród przemocy, jeszcze nie czyni z niego brutalnego człowieka, lecz mimo wszystko nie potrafiła już patrzeć na niego innym wzrokiem. Jego szerokie ramiona oraz imponujące muskuły, które jeszcze niedawno wydawały jej się tak pociągające, teraz tylko przypominały, o ile jest silniejszy od niej.

Musiał wyczuć jej nastrój, gdyż dodał znacznie łagodniejszym tonem:

– Proszę, nie patrz na mnie w ten sposób.

– Ja tylko… – zająknęła się. Odczekał chwilę.

– Co?

Spuściła głowę, nie czując się gotowa do tej rozmowy. Postanowiła zwrócić jego uwagę z powrotem na dręczącą ją sprawę i oznajmiła:

– Chcę jeszcze raz dokładnie obejrzeć ranę Roberta.

– Po co?

– Nie mam pewności, ale… – Zamilkła na chwilę, uświadomiwszy sobie, że jednak jest pewna. – Dostrzegłam ślady oparzenia poniżej otworu wlotowego po kuli.

– Nie masz pewności?

– Źle się wyraziłam. Jestem tego pewna, tylko chciałabym, żeby było inaczej.

Zaśmiał się gardłowo.

– Przecież z uporem zasłaniał ranę ręką.

– I wykorzystał podkoszulek, żeby rozmazać krew Wokół niej.

– Pozwolił ci obejrzeć ślady na podkoszulku? Pokręciła głową. Nie musiała tłumaczyć, że gdyby pocisk został wystrzelony z broni przytkniętej do ciała, ślady osmalenia musiałyby być doskonale widoczne na materiale.

– Podejrzewam, że w szpitalu już wyrzucili ten podkoszulek – rzekł.

– Albo Robert zrobił to sam.

– Niewykluczone. – Jeffrey pokręcił głową. – Gdyby tylko chciał ze mną porozmawiać, wyjaśnić, co się naprawdę stało…

– I co mamy teraz zrobić? Jeszcze raz pokręcił głową.

– Dlaczego nie chciał mi nic powiedzieć? Wolała mu nie podsuwać oczywistego wyjaśnienia.

– Jest całkiem prawdopodobne, że Luke Swan rzucił się za nim. Jego zwłoki leżały nie tak daleko od ściany.

– Jakiś metr, może półtora.

– A jeśli Robert go odepchnął? Swan mógłby wtedy przykucnąć albo nawet przyklęknąć.

– To prawda.

Zwróciła uwagę na wyczuwalne w jego głosie napięcie, kiedy na własną rękę próbował tłumaczyć postępowanie przyjaciela.

– Powiedzmy, że Swan usłyszał, jak Robert sięga po broń, dlatego skoczył za nim. Jeśli w tym momencie trzymał pistolet nisko z lufą uniesioną ku górze… – Zademonstrował przypuszczalną pozycję rabusia, wyciągając przed siebie rękę z palcami ułożonymi na kształt broni. – A kiedy postrzelił Roberta, ten wypalił mu prosto w głowę.

Sara próbowała znaleźć luki w tej poszlace. Przyznała jednak:

– To możliwe.

Popatrzył na nią z wyraźną ulgą.

– Lepiej zaczekajmy na wyniki sekcji zwłok, dobrze?

Na razie zachowajmy te domysły dla siebie. Może autopsja wykaże, co się naprawdę wydarzyło.

– Pytałeś, czy będę mogła przy niej asystować?

– Hoss chce, żebyś sama ją przeprowadziła.

– W porządku.

– Saro…

– Jestem już spakowana – powiedziała, wstając od stołu. – Chcę wyjechać, jak tylko podpiszemy zeznania. – Po chwili, jakby w celu przekonania samej siebie, dorzuciła: – Chcę wracać do domu.

ROZDZIAŁ DZIESIĄTY

13.32

Natrętny dzwonek telefonu przypominał tarcie gwoździem po szkolnej tablicy. Sara zaczynała mieć omamy słuchowe, bo wydawało jej się, że dzwonienie to cichnie, to znów przybiera na sile, niczym wycie policyjnej syreny. Dla zabicia czasu postanowiła odliczać sekundy między kolejnymi dzwonkami, lecz raz traciła rachubę, kiedy indziej przerywała odliczanie, pewna, że telefon umilkł na dobre, chociaż terkot rozlegał się na nowo. W dodatku był to staroświecki dzwonek, a nie elektroniczne popiskiwanie nowoczesnych aparatów cyfrowych. Czarny aparat miał tyle lat, że należało się dziwić, iż nie ma także obrotowej tarczy z dziurkami. Na obudowie nie było żadnych lampek ani przełączników. Tak bardzo przyzwyczaiła się już do telefonów komórkowych, aparatów bezprzewodowych i cyfrowych sygnałów, że prawie zapomniała, jak brzmi dzwonek klasycznego telefonu.

Wierzchem dłoni otarła pot z górnej wargi. Z chwilą odłączenia prądu do słabo wietrzonej sali ogólnej komisariatu zaczął się przesączać letni żar. Teraz, po upływie więcej niż godziny, panujący tu zaduch przyprawiał o mdłości. Co gorsza, trupy leżące po całej sali zaczynały cuchnąć.

Brad był bez spodni i koszuli, którymi Smith zatkał wyloty systemu wentylacyjnego, pewnie po to, by uniemożliwić dostęp policyjnym kamerom i mikrofonom podsłuchowym. Siedział, mając na sobie tylko białe bokserki i czarne skarpetki, szybko zapomniawszy o wstydzie. Z nieodgadnionych powodów jako jedyny cieszył się zaufaniem bandytów i miał pewną swobodę ruchów. Sara zdołała po kryjomu przekazać mu portfel Jeffreya, kiedy wyprowadzała dziewczynki do ubikacji. Nie miała pojęcia, gdzie go ukrył, mogła jedynie liczyć na to, że zrobił to skutecznie.

Dwie spośród trójki dziewczynek ostatecznie się uspokoiły i spały teraz z główkami na jego kolanach. Marla siedziała w pewnej odległości od reszty grupy i z otwartymi ustami wpatrywała się tępo w podłogę. Sara bardzo się bała, że staruszka podejmie próbę wyproszenia sobie wolności i powie Smithowi, kim naprawdę jest ranny policjant. Bo ona sama była całkowicie przekonana, że gdyby przyszło jej wybierać, uczyniłaby wszystko, byle tylko osłonić Jeffreya.

Oparła głowę o ścianę, pozwalając sobie spojrzeć na Smitha. Krążył nerwowo po sali, mamrocząc coś pod nosem. Zdjął skórzaną kurtkę, dzięki czemu doskonale było widać jego atletyczną budowę oraz imponujące muskuły rozpychające krótkie rękawki bawełnianej koszulki. Na prawym bicepsie miał wytatuowany duży granatowy wizerunek orła, a ilekroć zawracał, Sara próbowała odczytać wypisane poniżej słowa.

Obaj bandyci nosili spodnie panterki i ciężkie wojskowe buty. W tym upale gruba kuloodporna kamizelka z kevlaru musiała im krępować ruchy niczym kaftan bezpieczeństwa, ale żaden nie odważył się jej zdjąć. Z każdą kroplą potu ze Smitha sączyła się dzika, zwierzęca agresja, jednakże Sarę jeszcze bardziej przerażał Jego małomówny kumpel. Posłusznie wypełniał wszystkie rozkazy, robił dokładnie to, co Smith mu kazał, czy chodziło o strzelanie do małych dzieci, czy wykonanie wyroku na policjancie strzałem w głowę. Tego typu osobowość nie była niczym niezwykłym wśród chłopców w tym wieku, wojsko właśnie taką ceniło u rekrutów szczególnie, ale w połączeniu z agresją Smitha dawała nadzwyczaj groźny efekt. Gdyby coś się stało Smithowi, tamten nadal byłby bardzo groźny, niczym żądło skorpiona, które potrafi ukłuć śmiertelnie, nawet gdy kadłub zostaje pozbawiony łba.

Jeffrey poruszył się na jej kolanach, toteż szybko położyła dłoń na jego zdrowym ramieniu i mruknęła cicho:

– Wszystko w porządku.

Potarł oczy jak zaspane dziecko. Na jego policzku odcisnęła się fałda materiału jej sukienki. Miała straszną ochotę pokryć ją pocałunkami.

– Która godzina? Spojrzała na zegarek.

– Wpół do drugiej – odparła, zgarniając mu włosy z czoła. – Pamiętasz, gdzie jesteśmy?