Reggie najwyraźniej poczuł się lekko urażony, lecz zanim szeryf na niego spojrzał, zdążył przyjąć obojętną minę. Wzruszył tylko ramionami, jakby chciał dać do zrozumienia, że to niewykluczone.
– Czasami tkanka mózgowa spowalnia pocisk do tego stopnia, że nie wydostaje się on po drugiej stronie – powiedziała Sara, starannie dobierając słowa.
– Przecież całą prawą stronę głowy ma zmienioną w krwawą miazgę – zauważył szeryf.
– To może być skutek uderzenia o podłogę. – Wiedząc, jakiej amunicji używa policja, zwróciła się do Reggiego: – Chodzi o pocisk dziewięciomilimetrowy, jak się domyślam?
Przerzucił parę kartek w notatniku i odczytał:
– Beretta była załadowana nabojami kalibru dwadzieścia dwa o klasycznych szpiczastych pociskach, a dziewięciomilimetrowy glock typowymi kulami z tępo ściętym końcem.
– Takie pociski mają wystarczającą siłę przebicia, żeby wychodząc z czaszki, roztrzaskać spory fragment kości i oderwać kawałek skalpu – podsumowała, przemilczając uwagę, że zdjęcie rentgenowskie od razu by to wykazało.
– Zgadza się – przyznał Hoss.
Myślała, że powie coś jeszcze, ale gdy zamilkł, ściągnęła prześcieradło i odsłoniła zwłoki. Przemknęło jej przez myśl, iż nie powinna być ani trochę zdziwiona, że ciało leży na wznak. Miała tylko nadzieję, że z jej miny nie zdołali odczytać poirytowania. W ten sposób plamy opadowe, które musiały się utworzyć w tylnej części głowy, mogły dodatkowo zaciemnić obraz w okolicach rany wylotowej po kuli. Z pewnością nie dało się już oszacować, czy na tylnej powierzchni czaszki nie było jakichś dodatkowych urazów poza wyraźnymi zadrapaniami czy rozcięciami skóry. Ewentualne siniaki lub stłuczenia, będące na przykład skutkiem ciosu w głowę, musiały zniknąć pośród licznych zaciemnień skóry od gromadzącej się krwi.
Z powodu stężenia pośmiertnego zwłoki były nienaturalnie wyprężone. Pozlepiane potem i krwią włosy zakrywały większą część twarzy, dało się jednak dostrzec na wpół otwarte oczy i szeroko rozdziawione usta. Rozległy, siny ślad na policzku znaczył miejsce, gdzie twarz zabitego stykała się z dywanem. Na wątłej klatce piersiowej pod skórą rysowały się żebra. Plamy krwi na zapadniętym brzuchu układały się łukiem, jakby pasek spodni zwisał mu luźno, co mogło świadczyć, że Swan ostatnio znacznie schudł. Nikt też nie pomyślał, żeby zabezpieczyć mu workami foliowymi dłonie, na których mogły pozostać ważne dowody z miejsca zbrodni, na przykład ślady prochu czy jakiekolwiek włókna, nie mówiąc już o ewentualnych przedmiotach znajdujących się w dłoniach, zwłaszcza że prawa ręka była zaciśnięta w pięść.
– Próbowałem mu rozewrzeć palce, ale nie dałem rady – wyjaśnił Reggie.
– Nic nie szkodzi – odpowiedziała, pomyślawszy, że gdyby nawet teraz chciała szukać śladów prochu na skórze, i tak już nie potrafiłaby odróżnić, czy były one pierwotnie na dłoniach zabitego, czy też zostały przeniesione przez zastępcę szeryfa. – Są już gotowe zdjęcia z miejsca zbrodni?
Reggie pokręcił głową.
– Przyniosłem tylko swoje szkice – rzekł, wyciągając z kieszeni munduru szarą kopertę. Wyjął ze środka trzy kartki papieru z bardzo schematycznymi rysunkami. Podał je Sarze i rzekł zawstydzony: – Miałem zamiar trochę je poprawić dziś rano.
– Na razie mi wystarczą – odparła, rozkładając szkice na blacie przy zlewie. Dwa wydłużone prostokąty miały zapewne oznaczać tapczan i stojący naprzeciwko niego kredens. W miejscu znalezienia zwłok znajdował się dziecięcy zarys ludzkiej sylwetki z dwoma iksami znaczącymi oczy zabitego. Podgięta prawa ręka była ułożona pod ciałem, natomiast lewa wyciągnięta w bok. – Na pewno leżał na zgiętej prawej ręce?
Reggie pokiwał głową.
– Tak. Gdy go obróciliśmy na wznak, pozostała uniesiona w górę.
– Stężenie pośmiertne wystąpiło wyjątkowo szybko – wtrącił White.
– O której dotarł pan na miejsce?
– Jakieś dwie godziny po wypadku.
Sara zwróciła uwagę, że mężczyzna, który w tym miasteczku zajmował się sekcjami zwłok, już teraz nazywa to zdarzenie wypadkiem.
– Mieliście kłopoty z obróceniem trupa?
– Musieliśmy przełamywać stężenie, żeby go ułożyć na noszach.
– W rękach i nogach?
White przytaknął ruchem głowy.
Stężenie zwykle zaczynało występować najpierw w mięśniach dolnej szczęki, skąd rozchodziło się stopniowo w dół ciała. Najczęściej musiało minąć od sześciu do dwunastu godzin, zanim ustąpiło.
– Może działał w panice? – odezwał się po raz pierwszy Jeffrey. – A może był naszprycowany jakimś środkiem przyspieszającym tętno?
– To wykaże profil toksykologiczny.
– Czy mogłaby pani to wyjaśnić tym, którzy nie ukończyli wyższych studiów? – zapytał uprzejmie Hoss.
– Stężenie pośmiertne pojawia się tym szybciej, im bardziej człowiek był wyczerpany w chwili zgonu. Uszczuplenie naturalnych zapasów trójfosforanu adenozyny, czyli ATP, w organizmie powoduje, że mięśnie szybciej sztywnieją.
Szeryf pokiwał głową, lecz po jego minie było widać, że i tak niewiele zrozumiał.
Sara otworzyła już usta, żeby dokładniej wyjaśnić cały mechanizm, kiedy nagle uświadomiła sobie, że to bezcelowe. Pod tym względem Hoss tak bardzo przypominał jej dziadka Earnshawa, że aż uśmiechnęła się mimowolnie.
– Tutaj leżały łuski od wystrzelonych nabojów – rzekł Reggie, wskazując na szkicu jedno kółko z odchodzącą od niego linią przy drzwiach sypialni i dwa takie same znaczki przy ciele. – Dwie łuski kalibru dwadzieścia dwa znaleźliśmy tutaj, a dziewięciomilimetrową w samym przejściu na korytarz.
Jeffrey odchrząknął, jakby chciał zasygnalizować, że niechętnie zabiera głos.
– Zdjęliście z nich odciski palców?
Reggie obrzucił go pogardliwym spojrzeniem.
– Oczywiście. Podobnie jak z pistoletów. Glock należy do Roberta, to jego służbowy pistolet. A beretta ma spiłowany numer seryjny.
Hoss pokiwał głową i wetknął ręce do kieszeni. Sara zwróciła się do White’a:
– Gdzie są rękawiczki?
Wyjął z szafki pod zlewem całe pudełko. Wszyscy przyglądali się z uwagą, jak Sara wkłada od razu dwie pary, jedną na drugą. Kiedy White podtoczył bliżej stolik z instrumentami, odetchnęła z ulgą na widok dużego noża, nożyczek, rozmaitych skalpeli i innych narzędzi niezbędnych do wykonania autopsji.
– Pomogę pani – zaofiarował się.
Wspólnie zdjęli i złożyli prześcieradło okrywające zwłoki. Ktoś wcześniej ściągnął ze Swana ubranie, toteż nie miała szans zbadać śladów pozostałych na dżinsach czy bieliźnie.
Zabity był drobnej budowy ciała, na oko miał nie więcej niż sto sześćdziesiąt pięć centymetrów wzrostu i ważył niewiele ponad siedemdziesiąt kilogramów. Chociaż blond włosy sięgały ramion, trudno go było nazwać mocno owłosionym. Pod brzuchem ciemniała tylko drobna kępka włosów łonowych. Penis był lekko obrzmiały, spuchniętą mosznę pokrywały ślady jakiejś wybroczyny. Na chudych pałąkowatych nogach wyróżniała się długa blizna po zewnętrznej stronie lewego uda, prawdopodobnie pochodząca jeszcze z dzieciństwa. Przed laty musiał więc doznać jakiegoś poważniejszego urazu. Z jakiegoś powodu ten widok nasunął jej skojarzenie z blizną na ramieniu Jeffreya i zaciekawiło ją, co on czuł, kiedy zranił się o kuchnię, gdy dostał pięścią od ojca.
Zwróciła się do Paula:
– Zechce pan robić notatki?
– Tak, oczywiście – odparł zastępca szeryfa, otwierając notatnik na czystej kartce.
– Ile miał lat?
– Trzydzieści cztery – odrzekł Paul.
Pokiwała głową, gdyż zgadzało się to z jej przypuszczeniami. Zaczęła powtarzać swoje dotychczasowe spostrzeżenia, dając chłopakowi czas na ich zapisanie. W biurze koronera okręgu Grant korzystała z dyktafonu, toteż trudno jej się było dostosować do powolnego tempa robienia na bieżąco notatek.