Выбрать главу

– Skóra lekko przesuszona, zapewne z powodu braku dbałości o higienę osobistą – powiedziała, wodząc palcami po ciele trupa. – W zgięciu prawego ramienia liczne ślady po igle, prawdopodobnie pochodzące sprzed kilku lat. – Tknięta nagłym przeczuciem, skoncentrowała się na stopach. – Jeszcze liczniejsze świeże ślady między palcami nóg.

– Co to za ślady? – zaciekawił się Hoss.

– Wbijał sobie strzykawkę między palce nóg, żeby widoczne ślady na ciele nie zdradziły, że bierze narkotyki – wyjaśnił Jeffrey, po czym rzekł do Sary: – To by wyjaśniało niski poziom ATP.

– Owszem, choć to jeszcze zależy od tego, co brał. – Spojrzała na White’a. – Pobraliście próbki krwi i moczu?

Skinął głową.

– Ale wyniki będą najwcześniej za tydzień. Sara przygryzła wargi, lecz wyręczył ją Jeffrey:

– Nie można przyspieszyć analiz?

– To będzie kosztowało – burknął szeryf.

Jeffrey wzruszył ramionami, a Hoss skinął głową Whitebwi, dając znak, że się na to zgadza.

Sara szybko dokończyła oględzin, nie znajdując więcej nic szczególnego poza kolejną blizną, niedużą, w kształcie gwiazdy, powyżej kostki prawej nogi.

– Może mi pan pomóc rozewrzeć pięść? – spytała White’a.

Ten włożył gumowe rękawiczki i zaczął się mocować ze stężałymi palcami. Wszyscy patrzyli uważnie, jak zapierając się mocno, z trudem odchyla kciuk zaciśniętej pięści milimetr po milimetrze. Kiedy wreszcie naparł ramieniem, palec wyłamał się z głośnym trzaskiem. Dalej poszło już trochę łatwiej, chociaż wszystkie palce trzeba było wyłamywać, czemu towarzyszył nieprzyjemny dźwięk przypominający łamanie suchych gałęzi.

– Nic w niej nie ma – oznajmił, zajrzawszy w dłoń trupa, po czym odsunął się, robiąc miejsce Sarze.

Długie paznokcie pozostawiły wyraźne ślady po wewnętrznej stronie dłoni, ale w pięści rzeczywiście niczego nie było.

– Myśli pani, że to tylko śmiertelny skurcz? – zapytał.

– To się rzadko zdarza – odparła, przyglądając się uważnie skórze na boku, pod którym leżała ręka. – Przygniótł pięść całym ciężarem ciała, a stężenie pośmiertne prawdopodobnie zablokowało palce w takiej pozycji. – Rozejrzała się po sali i wskazując stojącą w rogu lampę na stojaku, poprosiła: – Czy mógłby pan podtoczyć ją bliżej, żebym lepiej widziała?

White odplątał kabel owinięty wokół stojaka i podsunął lampę do stołu, a Paul wetknął wtyczkę do kontaktu. Mocna żarówka zamigotała parę razy, ale w końcu jej stabilne światło padło na rozwartą dłoń trupa.

Wykorzystując ostry koniec pesety, Sara zaczęła wydłubywać zza paznokci suche kawałki skóry wraz z jakimiś większymi płatkami niewiadomego pochodzenia. Razem z kilkoma odłamkami paznokci przeniosła je wszystkie do szklanej fiolki na dowody rzeczowe i wręczyła Paulowi, który kawałkiem zielonej taśmy samoprzylepnej zakleił korek.

Następnie zaczęła przykładać linijkę do blizn i innych znaków szczególnych na ciele trupa, podczas gdy Reggie Je fotografował. Kiedy doszli do głowy, ostrożnie usunęła z okolic rany postrzałowej kilka odłamków kości i fragmentów szarej tkanki, zsunęła pozlepiane włosy z twarzy Swana i odsłoniła otwór wlotowy pocisku.

Jeffrey, który od dłuższego czasu milczał, natychmiast zauważył:

– Tatuaż prochowy.

Powiedział to jednak tak cicho, że Sara nawet nie była pewna, czy rzeczywiście to słyszała, czy tylko odezwał się głos w jej myślach.

Tatuaż był jednak doskonale widoczny. Skóra na sporym obszarze wokół rany była upstrzona brunatnymi cętkami, śladami po oparzeniu gorącymi drobinami prochu, które wydostały się z lufy broni. Znów sięgnęła po linijkę, żeby Reggie zrobił zdjęcia, po czym zaczęła delikatnie rozsuwać włosy wokół rany, szukając innych charakterystycznych śladów.

– Ale nie widzę sadzy – mruknęła.

– Krew nie mogła zmyć? – zapytał Jeffrey, podchodząc nieco bliżej.

– Nie z tej strony głowy – odparła, czując wyraźną ulgę. Włosy pozlepiane krwią i resztkami tkanek bardzo utrudniały oględziny bezpośredniego sąsiedztwa rany, ale jasne światło lampy pozwoliło jej się pozbyć wątpliwości. Obecność na skórze tatuażu prochowego przy jednoczesnym braku poprzyklejanych do niej grudek sadzy była dowodem, że strzał oddano z pewnej odległości, wylot lufy musiał się znajdować co najmniej pół metra od głowy zabitego.

– Jakimi kulami był załadowany glock Roberta? – zapytał Jeffrey.

Paul przerzucił parę kartek w notatniku i odparł:

– Z dostaw federalnych, z prochem typu sto piętnaście.

– A więc granulowanym – rzekł Jeffrey także z wyraźną ulgą, po czym objaśnił szeryfowi: – Proch granulowany daje większą prędkość wylotową kuli, stąd można szacować, że w chwili strzału Robert stał od zabitego w odległości od pół do półtora metra.

– To by się zgadzało z jego zeznaniami – oznajmił szeryf. – Powiedział też, że miał opóźniony zapłon po naciśnięciu spustu.

– Opóźniony zapłon? – zdziwiła się Sara, ale nie dlatego, że nie znała tego pojęcia, tylko wydało jej się niewiarygodne, by przydarzyło się coś tak rzadko spotykanego. Opóźniony zapłon oznaczał bowiem, że minął pewien czas od chwili naciśnięcia spustu do uderzenia iglicy w spłonkę naboju i wystrzelenia pocisku.

– Powiedział, jak długo to trwało? – zapytał równie zdumiony Jeffrey.

– Nie był pewien. Oszacował, że jakieś pół sekundy. Jeffrey spojrzał na Sarę, która pomyślała, że musi mieć równie zbaraniałą minę jak on. Nie istniała żadna metoda na obalenie bądź potwierdzenie tezy, że pistolet wypalił z opóźnieniem, nie wpływało to ani na kształt kuli, ani na rodzaj zniszczeń poczynionych przez nią po trafieniu w cel. Można jednak było w ten sposób tłumaczyć wszelkie nieścisłości między stwierdzoną odległością wylotu lufy od celu a torem lotu pocisku.

Sara wróciła do oględzin głowy, zaczęła wyciągać spomiędzy włosów odłamki kości oraz różne śmieci i odkładać je na blaszaną tackę. Próbowała na nowo skoncentrować się na wykonywanym zadaniu, ale głowę zaprzątała jej drażniąca myśl, że wszyscy bardzo szybko znajdowali wytłumaczenie dla wszelkich rodzących się wątpliwości. Była pewna, że gdyby role się odwróciły i na stole przed nią leżały teraz zwłoki Roberta, obecni w sali mężczyźni na siłę staraliby się znaleźć dowody, że Luke Swan popełnił morderstwo z zimną krwią.

Jak gdyby czytając w jej myślach, Jeffrey zapytał Hossa:

– Gdzie teraz jest Robert?

– Przy Jessie w domu jej matki. Dlaczego pytasz?

– Pomyślałem, że mógłbym go odwiedzić i sprawdzić, jak się czuje.

– Nic mu nie jest. – Szeryf spojrzał na zegarek. – Sekcja przeciąga się trochę dłużej, niż myślałem. Muszę iść na zebranie.

– Chcesz, żeby Paul spisał nasze zeznania?

Hoss zrobił taką minę, jakby całkiem o tym zapomniał. Po chwili odparł:

– Nie, sam się tym zajmę. Spotkajmy się na posterunku koło trzeciej.

– Planowaliśmy wcześniej wyjechać – odrzekł Jeffrey.

– Nie ma sprawy. – Hoss huknął go otwartą dłonią w plecy. – W takim razie wpadnijcie do mojego biura, jak będziecie wyjeżdżać. Przecież to nie zajmie nam dużo czasu.

Ledwie zamknęły się za nim drzwi, Paul rzucił pospiesznie:

– Przepraszam, ale i ja mam trochę pilnej roboty papierkowej.

Pożegnał Sarę skinieniem głowy i również wyszedł. Następny był White, który wymówił się umówionym spotkaniem na lunch, jakby nie zauważył, że ścienny zegar pokazuje dopiero godzinę dziesiątą.