Выбрать главу

Wzięła do ust kostkę lodu, possała przez chwilę, po czym wypluła z powrotem do szklaneczki.

– To musi być najwspanialszy dzień dla tego wieśniaka. – Popatrzyła na niego, jakby oczekiwała, że coś powie. Ale napotkawszy jego milczenie, dodała: – Reggie przez tyle lat czekał jak wygłodniały sęp, aż Robertowi powinie się noga. Jestem pewna, że już jutro zacznie sie podlizywać Hossowi, by dostać awans, który tak długo go omijał.

– A ja odnoszę wrażenie, że to nie Robertowi powinęła się noga – powiedział w końcu, starając się zawrzeć w tych słowach jak najwięcej goryczy dławiącej go w gardle. W końcu to ona była winna. To ona ściągnęła klątwę na głowę Roberta. Klątwę na nich wszystkich.

– Cudownie, Spryciarzu. Można się było tego spodziewać. Przecież to on pociągnął za spust i zabił człowieka, a ty mimo wszystko znajdujesz powody, by mnie oczerniać?

– Czemu go zdradzałaś? – zapytał ostrzej. – Dlaczego?

Wzruszyła ramionami, jakby to była normalna rzecz. Nie potrafiła jednak ukryć zdenerwowania, była wręcz roztrzęsiona.

– Przecież był dla ciebie taki dobry.

– Tylko nie próbuj wchodzić mi na głowę. Chyba zapominasz, z kim rozmawiasz.

– Ja nigdy nikogo nie zdradziłem – rzekł z obrzydzeniem w głosie, lekceważąc jej ironiczne spojrzenie. W końcu nie kłamał, jeśli nawet można go było uznać za kobieciarza, to przecież zawsze dbał o to, by kobiety, z którymi się zadawał, doskonale wiedziały, na czym stoją i czego powinny oczekiwać. – Kiedy komuś coś obiecuję, zawsze dotrzymuję słowa. I za nic w świecie nie skakałbym tak wokół żony, jak on to robił.

– Łatwo ci mówić – mruknęła, dopijając resztki whisky spomiędzy kostek lodu. Oblizała wargi i dodała: – Jesteś jeszcze gorszy od niego, bo myślisz, że tobie coś takiego nie mogłoby się przydarzyć.

– Ani trochę cię nie obchodzi, że pójdzie do więzienia? W tym stanie nadal obowiązuje kara śmierci, Jessie.

Popatrzyła na szklaneczkę i zagrzechotała kostkami lodu.

– Jak to się zaczęło? – spytał. – Robert kupował narkotyki od Swana?

– Narkotyki? – Popatrzyła na niego zdziwiona. – Robert?

– Wszyscy wiedzą, że Luke ćpał. Od tego się zaczęła wasza znajomość? – Złapał ją za rękę i obrócił zgięciem ku górze, szukając śladów po igle. – Dawaliście sobie razem w żyłę, a potem poszliście dalej?

– Przestań! To boli!

Podwinął jej rękaw i zadarł rękę do góry, żeby zajrzeć pod pachę.

– Dość tego!

Chwycił jej drugą rękę, przez co kostki lodu wysypały się na podłogę.

– Co cię do tego skłoniło, Jessie? Co?

– Do cholery, Spryciarzu! – krzyknęła, odpychając Jeffreya. – Kto ci dał prawo tak się zachowywać?!

– Nie mam czasu na uprzejmości – warknął, myśląc jednocześnie, że jeśli zaraz nie odejdzie, rzeczywiście gotów jest zrobić jej krzywdę. Ogarnęło go tym większe obrzydzenie, że przypomniał sobie reakcję Sary w analogicznej sytuacji. Ale teraz zależało mu wyłącznie na tym, żeby wbić Jessie do głowy trochę zdrowego rozsądku.

– Daj mi kluczyki od wozu Roberta – wycedził. Jeszcze przez chwilę spoglądała mu w oczy, po czym mruknęła:

– Są w mojej torebce w kuchni. – Zawiesiła na chwilę głos, dając mu do zrozumienia, że się waha z podjęciem decyzji. Wreszcie dodała: – Pójdę po nie.

Zaczął nerwowo krążyć po holu, czekając na jej powrót. Miał tego wszystkiego powyżej uszu. Mógł cierpliwie znosić złośliwe docinki Reggiego, ale nie zamierzał pozwolić na to samo tej zapijaczonej ladacznicy.

– Masz. – Jessie wróciła z kuchni z kluczykami w jednym ręku i pełną szklaneczką w drugim.

– Niezła z ciebie sztuka – mruknął, wyciągając rękę po kluczyki.

Obrzuciła go zagadkowym spojrzeniem, którego nie był w stanie rozszyfrować.

– Powinnam była wyjść za ciebie.

– Jakoś sobie nie przypominam, żebym ci to proponował.

Wybuchnęła gromkim śmiechem, jakby usłyszała najlepszy dowcip.

– Uważaj, Spryciarzu.

– Na co?

– Żeby ta twoja Sara nie owinęła cię sobie wokół palca.

– Jej w to nie mieszaj.

– Niby dlaczego? Uważasz, że jest lepsza ode mnie?

Coś w tym było, nie zamierzał jednak ciągnąć dyskusji na ten temat. Już dawno się nauczył, żeby nie oczekiwać logicznego rozumowania od kogoś będącego pod wpływem alkoholu.

– Daj mi te cholerne kluczyki.

– Jeśli się z nią ożenisz, sam zaczniesz skakać wokół niej.

– Nie będę się powtarzał, Jessie.

– Nadejdzie kiedyś taki dzień, gdy zrozumiesz, że już nie jesteś dla niej pępkiem świata, a wtedy znów zaczniesz uganiać się w poszukiwaniu nowych wrażeń. Wspomnisz moje słowa.

Wyciągnął rękę jeszcze dalej, zmuszając się do milczenia.

Z ociąganiem wrzuciła mu kluczyki w otwartą dłoń.

– Wpadnij do mnie za kilka lat.

– Prędzej mi kutas zgnije i odpadnie. Uśmiechnęła się szeroko i uniosła szklaneczkę jak do toastu.

– Do zobaczenia.

Okazało się, że Robert wciąż jeździł rozklekotaną półciężarówką Chevrolet, rocznik sześćdziesiąty ósmy, którą kupił jeszcze w szkole średniej. Trzeba było się mocno zapierać, żeby przerzucić biegi, a przy tym sprzęgło wyło i rzęziło. Znacznej sztuki wymagało też samo uruchomienie silnika, o czym przez lata zapomniał. Przed każdym skrzyżowaniem zatrzymywał się gwałtownie, niczym szesnastolatek podczas próbnej jazdy na kursie, po czym silnik oczywiście gasł, a gdy już zdołał go na nowo zapalić, rozlegał się piekielny zgrzyt, kiedy próbował ruszyć na pierwszym biegu.

Opuściwszy Herd’s Gap, zaczął się zastanawiać, dokąd pojechać. Sara była zapewne w domu pogrzebowym, zajęta oględzinami znalezionego szkieletu. Hoss musiał już wrócić na posterunek i pewnie przesłuchiwał teraz Roberta. Przemknęło mu przez myśl, żeby zajrzeć do domu, ale zaraz uświadomił sobie, że o tej porze matka je lunch, a nie miał ochoty patrzeć, jak podbudowuje się tanią wódką przed rozpoczęciem pracy na drugiej zmianie w szpitalu. Miał dość spotkań z alkoholiczkami jak na jeden dzień. Zdecydował więc, że pojedzie do Neli, która musiała już wiedzieć o aresztowaniu Roberta, gdy nagle przypomniał sobie o Oposie.

Niezmiennie od lat, brał go pod uwagę dopiero na końcu. W przeciwieństwie do Roberta, z którym wybiegał razem na boisko i rozumiał się bez słów, Oposa traktował zawsze jak piąte koło u wozu, które często tylko niepotrzebnie wlokło się za nimi. Co prawda Opos wygłupiał się razem z nimi i pilnie odnotowywał kolejne zdobycze, ale w końcu nie robił tego bezinteresownie. Od czasu do czasu udawało mu się pocieszyć którąś z dziewczyn rzuconych przez Jeffreya czy Roberta.

Jedną nich była właśnie Nell. Jeffrey był nawet bardzo rad, że się od niej uwolnił. Bo już w wieku kilkunastu lat Neli doskonale wiedziała, czego chce, i nigdy nie wahała się powiedzieć tego głośno. Utrapieniem stał się dla niego fakt, że zaczęła się koncentrować na wszystkim, co uznawała za jego potknięcia. A że była bardzo wygadana, często psuła mu dobry nastrój, zaczynając pomstować na jego kolejne wybryki. Gdyby nie to, że w szkole należała do wąskiego grona dziewcząt godnych zainteresowania i nie broniła się specjalnie przed pójściem do łóżka, rzuciłby ją już po pierwszej randce.

Zawsze przyznawał otwarcie, że lubi trudne wyzwania, Neli zaliczał jednak do osób, z którymi nie sposób było wygrać. Ostatecznie pogodził się nawet z tym, że Opos dużo bardziej do niej pasuje, bo nie przeszkadzało mu wieczne dogadywanie i rozkazywanie, niemniej zaskoczyło go, że już miesiąc po wyjeździe do Auburn dotarła do niego wiadomość o ich ślubie. Zaczął się wtedy zastanawiać, co naprawdę działo się tutaj za jego plecami. I już dziewięć miesięcy później przekonał się dobitnie, co to było. Ilekroć wracał do tego myślami, przykra świadomość stawała mu ością w gardle, ale tłumaczył sobie, że przecież to on pierwszy powiedział Neli, iż oboje powinni się zacząć spotykać z innymi. Problem polegał na tym, że w jego mniemaniu ona powinna trzymać się go kurczowo, a nie od razu wskakiwać do łóżka z jego przyjacielem.