Выбрать главу

– A policja? – zaciekawiła się Sara. – Hoss…

– Jasne, że wezwano Hossa. Któryś z nauczycieli usłyszał, że doszło do gwałtu, i wezwał szeryfa.

– I co?

– Hoss przypuszczalnie ją przesłuchał. Doskonale wiedział, gdzie mieszka Julia. Tuż przed śmiercią jej ojca chyba nie było weekendu, żeby nie musiał interweniować z powodu awantur i bójek między nim a Lane.

– Rozmawiał też z Jeffreyem i Robertem?

– Raczej tak – burknęła Neli, jakby nie była pewna. – W każdym razie Julia bardzo szybko odszczekała swoje oskarżenia po interwencji Hossa. W ogóle przestała w szkole mówić o gwałcie, przestała się nawet zachowywać jak ciężko pokrzywdzona. Niektórzy próbowali jeszcze coś z niej wyciągnąć, wcale nie dlatego, że się nią przejmowali, tylko po to, żeby narobić większego skandalu, ale z nikim nie chciała rozmawiać. Do nikogo się nie odzywała. A jakiś miesiąc później wyjechała.

– Dokąd?

– Chyba gdzieś, gdzie mogła w spokoju urodzić dziecko. Lane już wtedy była strasznie gruba i nikt niczego nie podejrzewał, gdy zaczęła rozpowiadać, że znowu jest w ciąży. Dopiero co owdowiała i wszystkim było jej żal. – Neli zawiesiła głos. – Bogiem a prawdą, ludzie odetchnęli z ulgą, gdy stary Kendall umarł. To był chodzący koszmar, Lane nawet do pięt mu nie dorasta. Moim zdaniem, był jeszcze gorszy niż ojciec Jeffreya. Zwykły, odrażający zbir.

– Ile mieli dzieci?

– Według ostatniej rachuby sześcioro.

– Ten chłopczyk, którego dziś widziałam, Sonny, to najmłodsze?

– Nie, to ich kuzyn. Nie potrafię zrozumieć, jak ktoś mógł go oddać pod opiekę Lane. Bo ona wzięła go pewnie po to, by mieć wyższą rentę.

– To niewiarygodne – przyznała Sara, zachodząc w głowę, jak w ogóle można było dopuścić, żeby ktoś taki wychowywał dzieci.

– Julia wróciła po dziewięciu czy dziesięciu miesiącach i razem z nią pojawił się Erie, z pozoru jej młodszy braciszek.

– Naprawdę nikt niczego nie podejrzewał?

– A jeśli nawet, co by z tego przyszło? – zapytała Neli. – Zresztą, po kilku tygodniach Julia znowu zniknęła. Ludziom łatwiej się było pogodzić ze świadomością, że to Lane jest matką Erica, a Julia po prostu gdzieś wyjechała. Dan Phillips, jeden z zawodników ówczesnej drużyny piłkarskiej, też zniknął mniej więcej w tym samym czasie, więc na nowo pojawiły się plotki. Ale szybko ucichły. Nikt nie chciał sobie tym zawracać głowy.

Neli wychyliła się z kanapy i podniosła jeden z albumów ze zdjęciami, leżących na półce pod stolikiem. Przerzuciła kilka kartek, aż znalazła zdjęcie, którego szukała.

– To ona. Ta z tyłu.

Sara popatrzyła na fotografię przedstawiającą Oposa, Roberta i Jeffreya na trybunie stadionu. Wszyscy mieli na sobie piłkarskie koszulki z wielkimi numerami i nazwiskami na piersi. Jeffrey obejmował Neli, a ona tuliła się do jego ramienia. Wyglądali jak zakochane gołąbki. Mimo woli poczuła ukłucie zazdrości.

– Ten łotr nigdy nie pozwolił mi włożyć swojej koszulki – powiedziała Neli.

Sara zaśmiała się, ale w głębi ducha przyjęła to z ulgą. W szkole średniej noszenie sportowej koszulki chłopaka było cenione tylko niewiele mniej od noszenia jego sygnetu. Był to nie tylko symbol uczucia łączącego parę, ale przede wszystkim sposób wzbudzania zawiści koleżanek.

Jakby czytając w jej myślach, Neli zapytała:

– A ty czyj sygnet nosiłaś?

Sara znów poczuła, że się rumieni, ale tym razem ze wstydu. Przypomniała sobie sygnet Steve’a Manna, ciężki kawał złota z wytłoczoną podobizną króla szachowego, który nie mógł się nawet równać z sygnetami chłopaków z drużyn futbolowych czy koszykarskich. Nie znosiła go i ściągnęła z palca raz na zawsze, jak tylko przeniosła się do Atlanty. Minęły aż trzy miesiące, nim zebrała się na odwagę i zapakowała do koperty razem z krótkim liścikiem, w którym zawiadamiała Steve’a o zerwaniu. Na swą korzyść zaliczała to, że przeprosiła go osobiście rok później, i prawdopodobnie zapomniałaby o całej sprawie, gdyby nie musiała wracać do okręgu Grant po tym, co ją spotkało w Atlancie.

Neli chyba mylnie odebrała jej milczenie, najwyraźniej doszła do wniosku, że Sara nie miała podobnych doświadczeń w szkole średniej, gdyż mruknęła:

– No cóż, może to i głupota. Jeffrey nie nosił jeszcze wtedy sygnetu, nie było go na to stać, ale wszystkie dziewczyny paradowały z nimi na palcach, jakby to były pierścionki zaręczynowe. – Zaśmiała się krótko. – Był tylko jeden sposób, żeby utrzymać go na palcu. Trzeba było podkleić go od środka taśmą samoprzylepną, zużywając na to co najmniej pól rolki.

Sara uśmiechnęła się szeroko, bo stosowała dokładnie tę samą metodę.

Neli znów pochyliła się nad albumem i pokazała palcem:

– To Julia.

Z tyłu za trójką chłopców stała trochę niewyraźna postać dziewczyny.

Sądząc po opisie Neli, Sara spodziewała się raczej odpychającego widoku, ale Julia wyglądała jak przeciętna nastolatka z tamtego okresu. Miała proste włosy, długie do pasa, i była ubrana w letnią sukienkę w kwiatki. Uderzał dziwny smutek malujący się na jej twarzy i tak jak przed chwilą poczuła ukłucie bezpodstawnej zazdrości, teraz ogarnęło ją współczucie dla biednej dziewczyny. Neli podniosła głowę znad albumu i zauważyła:

– Kiedy patrzę na nią po latach, wcale nie wygląda tak źle, prawda? Tyle że wygląd nic nie mówi o osobowości człowieka.

– To prawda – przyznała Sara, uznając Julię za dość atrakcyjną. Nie mogła się jednak uwolnić od myśli o tym, w jakich warunkach się wychowywała. – Wobec niej ojciec też stosował przemoc?

– Tłukł ją przy byle okazji.

– Nie o to mi chodziło.

– Ach, rozumiem… – Neli zamyśliła się na chwilę. – Nie mam pojęcia, ale wcale by mnie to nie zdziwiło.

– Masz jakieś podejrzenia, kto mógł być ojcem jej dziecka?

– Żadnych. Gdyby spisać listę wszystkich, z którymi się zadawała, znalazłaby się na niej połowa mieszkańców tego miasta. – Spojrzała na nią z uniesionymi brwiami. – Nie wyłączając Reggiego Raya.

– Przecież był dużo młodszy od niej.

– I co z tego?

Sara zamyśliła się na chwilę i powiedziała:

– Z tego, co mówiła Lane, Erie często trafia do szpitala na zabiegi. Musi mieć jakiś problem z krzepliwością krwi. Albo jest to efekt recesji autosomalnej, albo przenoszona cecha dominująca. – Dostrzegłszy zdumienie na twarzy Neli, wyjaśniła szybko: – Przepraszam. Chodzi o to, że prawdopodobnie jest to zaburzenie genetyczne. Jego podłoże musi tkwić w zaburzeniach produkcji jednego z dwóch białek odpowiadających za krzepliwość krwi.

– Czy coś z tego wynika?

– Zaburzenia krzepliwości krwi zwykle dziedziczy się po rodzicach.

– Aha.

– Nie wiesz, czy Julia też cierpiała na coś podobnego?

– Nie sądzę – odparła gospodyni. – Pamiętam, jak kiedyś na zajęciach plastycznych wbiła sobie w palec czubek nożyczek. Nie wiem, czy był to wypadek, w każdym razie nie krwawiła dłużej niż każdy inny zdrowy człowiek.

– Gdyby miała coś w rodzaju choroby von Willebranda, urodzenie dziecka bez specjalistycznego nadzoru lekarskiego zagrażałoby jej życiu. Poza tym jej rodzeństwo także musiałoby mieć podobne zaburzenia, a sądząc z tego, co mówiła Lane, w ich rodzinie nie było podobnych przypadków.

– A więc zmierzasz do wniosku, że mały odziedziczył tę chorobę po ojcu? – podchwyciła Neli. – Nie słyszałam, by ktoś inny w mieście miał tego typu problemy. – Urwała na chwilę i dodała: – Na pewno nie Robert. Nieraz odnosił różne kontuzje na boisku i zawsze szybko się z nich wylizywał.