– Przestań! – krzyknął, po raz kolejny zwalając ją z nóg. Popełzła więc na czworakach do drzwi, ale znowu schwycił ją i pociągnął z powrotem.
Zdołała wreszcie krzyknąć:
– Puszczaj!
Pchnął ją na podłogę, i to tak silnie, że huknęła głową o deski. Złapał ją skurcz żołądka, a powieki zaczęły nerwowo trzepotać.
– Sara – jęknął przestraszony, dźwigając ją w górę. Oparł jej głowę na swoich kolanach i przemówił spokojnie: – Przestań. Nie chcę cię skrzywdzić.
– Robert… proszę… – wyszeptała, próbując opanować coraz silniejsze nudności. Chciała wstać, ale nagle jakby całkiem opadła z sił. Wszystkie mięśnie miała niczym z waty, nie mogła skupić wzroku na żadnym przedmiocie.
Położył ją delikatnie na podłodze i przyciągnął z kąta sypialni fotel na biegunach.
– Nie chciałem ci zrobić nic złego – powtórzył, podnosząc ją z podłogi. Bezwładnie przelewała mu się przez ręce, gdy sadzał ją na fotelu. Czuła, jak treść żołądkowa podchodzi jej do gardła. Cały pokój wirował przed oczami.
– Tylko nie mdlej – szepnął błagalnie, jakby mógł w ten sposób powstrzymać ją od utraty świadomości. Jeszcze nigdy dotąd nie zemdlała, ale bardzo silne zawroty głowy skłaniały ją do wniosku, że mogła się nabawić jakiegoś poważniejszego urazu.
Zaczęła oddychać głęboko i rytmicznie, chociaż bolały ją żebra. Robert patrzył na nią uważnie, wyczulony na każde poruszenie. Upłynęło jednak parę minut, nim Sara odzyskała stopniowo ostrość widzenia, a skurcz żołądka ustąpił.
– Upadek cię po prostu ogłuszył – powiedział z wyraźną ulgą. Mimo to przytrzymał ją jeszcze na fotelu, jakby się obawiał, że nie zdoła siedzieć o własnych siłach. Po raz ostatni obrzucił ją uważnym spojrzeniem, po czym zaczął odwijać taśmę izolacyjną. Zsunął jej nieco skarpetkę i unieruchomił nogę przy poręczy fotela.
Obserwowała jego poczynania, nie mogąc im w żaden sposób zapobiec.
– Nie mogę iść do więzienia – wyjaśnił. – Myślałem, że jakoś to zniosę, ale się pomyliłem. Nie dam rady spędzić za kratkami jeszcze jednej takiej nocy jak ostatnia.
Przytwierdził jej drugą nogę do fotela, który lekko się rozkołysał. Znowu zaczęło jej się zbierać na mdłości, lecz Robert szybko wytłumił bujanie, przysiadł na piętach i popatrzył jej w oczy.
– Chcę, byś przekazała Oposowi, że zwrócę mu całą forsę, jak tylko się urządzę. Mnóstwo wysiłku włożył w ten swój sklep, nie mogę więc dopuścić, by go stracił przez to, że złamałem warunki zwolnienia za kaucją.
Sara poruszyła nogami, żeby sprawdzić więzy, a zarazem przywrócić krążenie w łydkach i stopach.
– Robert, proszę, nie rób tego.
Oderwał następny kawałek taśmy izolacyjnej.
– Połóż ręce na poręczach.
Nawet nie drgnęła. Złapał ją za nadgarstek i ułożył rękę na poręczy.
– Nie zniosę tego – powiedziała, znowu mając wrażenie, że powoli wycieka z niej życie. – Nie zniosę.
Popatrzył na nią z zaciekawieniem, jakby miał przed sobą histeryczkę.
– Nie zakleję ci ust, jeśli mi obiecasz, że nie będziesz krzyczała.
Mimo woli znów wybuchnęła płaczem, tak wdzięczna za to ustępstwo, że była gotowa obiecać mu wszystko, czego tylko sobie zażyczy.
– Nie płacz, proszę – mruknął, sięgając po chusteczkę, żeby wytrzeć jej łzy. Od razu przypomniał jej się Jeffrey, który zawsze nosił przy sobie czystą chusteczkę. I zawsze był dla niej taki delikatny. Na tę myśl zaczęła jeszcze bardziej szlochać.
– Jezu… – szepnął Robert, traktując jej płacz jak swoistą karę dla siebie. – To nie potrwa długo. Przestań się mazać, Saro. Nie stanie ci się żadna krzywda. – Zrobił zdziwioną minę i dodał: – Rozcięłaś sobie brew.
Zamrugała szybko, dopiero teraz zauważywszy, że to krew przesłania jej wzrok.
– Do diabła, tak mi przykro – rzekł, ostrożnie wycierając jej oko. – Naprawdę nie chciałem, żeby coś ci się stało. Nie zamierzałem cię skrzywdzić.
Głośno przełknęła ślinę, czując, że wracają jej siły. Mimo wszystko postanowiła go przekonać, że nie będzie krzyczała i nikogo nie zawiadomi, jeśli tylko zostawi jej nieskrępowane ręce.
Starannie złożył chusteczkę na czworo. Zaczęła się gorączkowo zastanawiać, jak go przechytrzyć, dać do zrozumienia, że nic mu nie grozi z jej strony.
– Powiem Oposowi o pieniądzach – szepnęła. – Co jeszcze? Z kim więcej powinnam rozmawiać w twojej sprawie? Co z Jessie?
Schował chusteczkę do kieszeni i ponownie sięgnął po taśmę izolacyjną.
– Próbowałem napisać do niej list, ale nigdy nie byłem w tym dobry.
– Na pewno będzie chciała wiedzieć, co próbowałeś jej napisać. Powiedz mi, przekażę jej.
– Ja już jej ani trochę nie obchodzę.
– Nieprawda. Wiem, że się mylisz.
Westchnął ciężko i pomógł sobie zębami, by oderwać kawałek taśmy.
Sara aż do krwi przygryzła wargi.
– Starałem się, żeby wszystko było jak najlepiej – powiedział, układając jej drugą rękę na poręczy.
Próbowała ją wyszarpnąć, ale przycisnął silnie. Zapatrzyła się na swoje palce, czując tak otępiającą bezsilność, że omal znów nie zaczęła się dusić.
Robert przysiadł na piętach.
– Widzisz, że wcale nie jest tak źle? – Wyciągnął rękę w kierunku jej ust. – Rozkrwawiłaś sobie wargę.
Odruchowo szarpnęła się do tyłu, a po jego twarzy przemknął grymas żalu, jakby to nie on był za wszystko odpowiedzialny.
– To nie jest tak, jak myślisz – rzekł. – Naprawdę ją kochałem.
– Proszę, uwolnij mnie – szepnęła błagalnie.
Wytarł spocone ręce o spodnie. Pistolet leżał na podłodze obok niego, ale Sara nie miała najmniejszych szans, żeby się uwolnić i go chwycić. Była unieruchomiona na fotelu.
– Naprawdę ją kochałem – powtórzył cicho. Wpatrywała się w pistolet, jakby samą siłą woli mogła go podnieść z podłogi. Próbując zapanować nad drżeniem głosu, odezwała się:
– Powiedziałeś jednak, że już jej nie obchodzisz.
– Nie wiem, co poszło nie tak. – Uśmiechnął się smutno. – A co ci podpowiada w głębi serca, że kochasz Jeffreya?
– Trudno powiedzieć – odparła, nie mogąc oderwać wzroku od pistoletu. Zmusiła się w końcu, żeby spojrzeć na Roberta. – Proszę. Nie zostawiaj mnie tak. Nie zniosę tego. Naprawdę nie zniosę.
– Nic ci nie będzie.
– Proszę… Błagam…
– Powiedz mi, co sprawia, że kochasz Jeffreya – powtórzył, jakby był to element przetargowy. – Skąd wiesz, że to miłość?
– To trudno zdefiniować.
– Postaraj się – powiedział łagodnie.
Przyszło jej na myśl, że próbuje się w ten sposób uspokoić, by łatwiej zrealizować do końca swój plan.
– Nie wiem – mruknęła. – Robert…
– Przecież coś musi być – odrzekł z naciskiem, siląc się na uśmiech, jak gdyby byli Bogu ducha winnymi ludźmi, a tylko przypadek sprawił, że znaleźli się w takich okolicznościach. – Nie powiesz mi, że wszystko jest zasługą jego wspaniałego poczucia humoru albo ujmującej osobowości.
Zastanowiła się wreszcie nad odpowiedzią, usiłując wymyślić taką, która skłoni go, by ją rozwiązał i puścił wolno. Ale nic nie przychodziło jej do głowy.
– Naprawdę nie wiesz?
Przypomniała sobie niedawną rozmowę z gospodynią.
– Decydują o tym drobiazgi. To samo Neli mówiła o swoim związku z Oposem. Zwyczajne drobiazgi.