Выбрать главу

– Potem wszystko potoczyło się już szybko. Niezwykle szybko, biorąc pod uwagę, że wcześniej toczyło się jak na zwolnionym filmie.

– Co się stało?

– Jessie strzeliła do mnie.

– Ale chybiła. – Sara przypomniała sobie ślad na ścianie nad łóżkiem.

– Rzuciłem się do kredensu po swój zapasowy pistolet. Sejf był otwarty. Po tym, jak straciliśmy dziecko… – Znowu pokręcił głową, ewidentnie pragnąc pominąć ten temat. – Też działałem bez zastanowienia. Żałowałem tylko, że nie trafiła, strzelając do mnie. – Urwał na krótko. – Opuściła broń, jakby mimo wszystko nie mogła mnie zabić, choć przekonała się na własne oczy, kim jestem. I ja zamarłem na parę sekund, nim uświadomiłem sobie z całą mocą, co się stało. Zrozumiałem, że jeśli ktoś dowie się prawdy, wyjdzie również na jaw, kim jestem. Dlatego przytknąłem sobie pistolet do brzucha i pociągnąłem za spust.

– Miałeś szczęście, że kula nie wyrządziła większych szkód.

– To stało się tak szybko – powtórzył. – Nie miałem nawet czasu, żeby pomyśleć. To było jak… – strzelił palcami.

Sara milczała, mając wrażenie, że słyszy jeszcze echo wystrzału z pistoletu.

– Nawet za bardzo nie bolało – dodał. – Myślałem, że będzie gorzej. Dopiero po pewnym czasie poczułem nieznośny ból.

– To Jessie wpadła na pomysł, żebyś wziął winę na siebie?

– Nie, skądże – odparł szybko, nasuwając rym samym podejrzenia, że kłamie. – Podeszła do nocnej szafki i wysypała sobie na rękę całą fiolkę tabletek. Część rozsypała po podłodze. A ja zacząłem się gorączkowo zastanawiać: „Do jasnej cholery, co mam teraz zrobić?”.

– I co zrobiłeś?

– Chyba miałem już pełną świadomość tego, co robię, pociągając za spust, ale minęło trochę czasu, zanim mój umysł zaczął pracować normalnie. Podniosłem z podłogi pistolet rzucony przez Jessie i starłem z niego odciski palców. Chwilę później usłyszałem, że ktoś wyważa kuchenne drzwi. Rzuciłem wszystko na podłogę i zostałem tylko z tym pistoletem w dłoni. Jeffrey wpadł do środka i wrzasnął: „Co się stało?”. A gdy wybiegł z powrotem po ciebie, kazałem Jessie otworzyć okno i wypchnąć okiennicę. Chyba po raz pierwszy w życiu zrobiła to, co jej kazałem, o nic nie pytając.

– A co z pociskiem z głowy Swana? – zapytała Sara, nawiązując do kuli, którą dał Reggiemu, składając zeznania.

– Jessie później go wyciągnęła. Nawet nie wiem kiedy, w każdym razie podała mi go, mówiąc, że wystawał z głowy Luke’a. Powiedziała, że będę miał wspaniałą pamiątkę.

Sara przypomniała sobie, że Jessie tylko na parę minut została sama w sypialni, kiedy ona razem z Jeffreyem wyszła na ganek, żeby zaczekać na przyjazd Hossa. Widocznie wtedy wyciągnęła kulę wystającą z głowy zabitego.

– Jessie jest o wiele sprytniejsza, niż wszystkim się wydaje – ciągnął Robert. – Kiedy przybiegliście oboje, zaczęła udawać zbyt pijaną, żeby mieć świadomość tego, co się stało. A ja spanikowałem. Gorączkowo usiłowałem wymyślić bajeczkę, która by wszystko wyjaśniała, nie bacząc nawet, że fakty niezbyt do siebie pasują. Ona zaś przyjmowała to obojętnie, wiedząc doskonale, że tylko pogrążam się coraz bardziej i sam sobie kręcę stryczek.

– Ale dlaczego? – spytała zdziwiona. – Czemu nas okłamałeś?

– Bo wolę być bezwzględnym mordercą niż pedałem.

Ciężar tego stwierdzenia jak gdyby na dłużej zawisł w powietrzu. Sarze jeszcze nigdy nikogo nie było aż tak żal.

– Po prostu nie jestem prawym człowiekiem. – Urwał na chwilę, z trudem nad sobą panując. – Gdybym miał nóż i mógł to z siebie wyciąć, nie wahałbym się przez chwilę. Wyciąłbym swoje cholerne serce, byle tylko być normalnym.

– Jesteś normalny. Nic ci nie dolega.

– I tak już za późno.

– Przecież możesz odwołać swoje zeznania, choćby i zaraz. Nie musisz uciekać. Jesteś niewinny, Robercie. Nic złego nie zrobiłeś. Śmierć Swana to nie twoja wina.

– We wszystkim zawiniłem – powiedział z naciskiem. – Zgrzeszyłem, Saro. Sprzeniewierzyłem się Bogu. Złamałem daną Mu obietnicę. Zadawałem się z innym mężczyzną. I z całego serca życzyłem mu śmierci. Jessie tylko pociągnęła za spust, ale to ja wydałem na niego wyrok. Ja go sprowadziłem do naszego domu. Nie ma już dla mnie drogi odwrotu.

– Jesteś, jaki jesteś – podjęła jeszcze jedną próbę, chociaż nie wierzyła, że zdoła go przekonać. – Nie masz się czego wstydzić.

– Owszem, mam – rzekł, sięgając po pistolet.

– Boże…

Wymierzył jej w twarz. Sara zamknęła oczy, wędrując myślami do tych wszystkich rzeczy, których nie zdążyła jeszcze w życiu zakosztować. Nie wiedziała, jak rodzice zniosą jej śmierć. Tessa nadal jej potrzebowała, a Jeffrey… Tyle jeszcze chciała mu powiedzieć. Oddałaby teraz wszystko, byle tylko znaleźć się przy nim, znowu móc się do niego przytulić.

– Nie jesteś mordercą – wydusiła przez zaciśnięte gardło.

– Bardzo mi przykro – rzekł, podchodząc tak blisko, że poczuła bijącą od niego woń potu.

Kiedy dźgnął ją lufą w czoło, znów zaczęła szlochać. Bała się otworzyć oczy. Jej uszy wypełnił szczęk przestawianego bezpiecznika i jeszcze jedne, ledwie słyszalne przeprosiny.

– Proszę – szepnęła. – Nie rób tego. Proszę. – Przyszło jej nagle do głowy, że jest sposób, aby go przechytrzyć. Rzuciła desperacko: – Jestem w ciąży.

Jeszcze przez parę sekund czuła na czole zimny dotyk metalu. A potem doleciało ją stłumione przekleństwo Roberta.

Otworzyła oczy. Stał tyłem do niej. Ramiona mu dygotały. Pomyślała, że płacze, ale gdy się odwrócił, ogarnęło ją przerażenie. Chichotał bezgłośnie.

– Jesteś w ciąży? – powtórzył, jakby to był świetny dowcip.

– Robercie…

– Jemu wszystko przychodzi z łatwością.

Dopiero teraz uświadomiła sobie, jak wielki popełniła błąd.

– Nie chciałam…

– Jezu… – syknął, znów wymierzając pistolet w jej głowę. Ale tym razem ręka silnie mu się trzęsła. Opuścił ją szybko. – Kurwa mać!

– Jeffrey jeszcze o tym nie wie – powiedziała, desperacko usiłując poprawić swoją sytuację. – Nic jeszcze nie wie.

– I się nie dowie! – Ponownie do niej wymierzył.

– Dowie się! – krzyknęła. – Po sekcji zwłok! – Robertowi szczęka opadła, zaczęła więc mówić pospiesznie: – Naprawdę chcesz, żeby się dowiedział właśnie w taki sposób? Chcesz, żeby poznał prawdę dopiero po mojej śmierci? Bo na pewno ją pozna. Ostatecznie i tak się dowie.

– Dość! – rozkazał ostro, przytykając jej lufę do czoła. – Ani słowa więcej!

– To chłopiec! – pisnęła histerycznie, coraz bardziej przerażona. – Mielibyśmy chłopca. Jeffrey miałby syna.

Znowu opuścił broń, ale teraz nie było mu już do śmiechu.

– Dobrze wiesz, jak to jest, kiedy straci się dziecko – wydukała, trzęsąc się tak silnie, że cały fotel dygotał wraz z nią. – Dobrze wiesz, jak to jest.

Wolno pokiwał głową, jakby wcale jej nie słuchał, tylko prowadził milczący dyskurs z samym sobą. Raz i drugi poruszył wargami, lecz nie wydobył się spomiędzy nich żaden dźwięk. W końcu zabezpieczył pistolet i wetknął go za pasek spodni. Znowu sięgnął po rolkę taśmy izolacyjnej.

Patrzyła na niego w osłupieniu, mając świadomość, że za chwilę zaklei jej usta, by spokojnie zabić ją bez słowa protestu.

– On mnie kocha – jęknęła, naprężając mięśnie, żeby oswobodzić przynajmniej ręce.

Oderwał kawałek taśmy.

– Chcesz go pozbawić tego wszystkiego? – zapytała jednym tchem. – Chcesz mu odebrać syna? Jeszcze nienarodzonego? – Strach coraz silniej ściskał ją za gardło, ale nie mogła przestać, mając świadomość, że już nigdy nie będzie miała okazji wymówić tych słów. – Przecież to nasze dziecko – starała się włożyć w te słowa jak najwięcej miłości. – Nasze dziecko.