Tyle siły włożyła w ten jeden cios, że palce zsunęły jej się z korpusu scyzoryka na ostrze, które jednak wniknęło głęboko w szyję bandyty.
Sara skoczyła tuż za nią i kopniakiem wytrąciła ciężkiego sig sauera z ręki Smitha. Padł strzał, lecz kula zaryła się w ścianę w drugim końcu sali. Trzy dziewczynki zaczęły histerycznie piszczeć. W tej samej chwili z trzaskiem wyleciały szklane drzwi frontowe posterunku.
Do środka wpadli agenci GBI, ale przywitał ich Brad, który stał nad Sonnym z nogą opartą na jego piersi, mierząc mu z pistoletu maszynowego prosto w twarz.
– Wstawaj! – krzyknęła Sara do Leny, spychając ją z rozciągniętego na podłodze Smitha.
Ta chciała się podnieść, lecz pośliznęła się w kałuży krwi i klapnęła pośladkami na podłogę. Sara obróciła bandytę na wznak.
– Wezwijcie karetkę! – krzyknęła, przykładając obie dłonie do jego szyi, żeby powstrzymać krwotok. Wiedziała już jednak, że toczy z góry przegraną bitwę. Krew wypływała spomiędzy palców licznymi strumieniami niczym woda ze szczelin pękającej tamy. Lena pomyślała, że jeszcze nigdy w życiu nie widziała aż tyle krwi. Wyglądało na to, że nic nie zdoła zahamować krwotoku.
– Pomóż mi – wychrypiał Smith, co wydało jej się śmieszną prośbą, biorąc pod uwagę jego wcześniejsze dokonania.
– Nic ci nie będzie. Wyjdziesz z tego – powiedziała łagodnym tonem Sara.
– Przecież to zabójca – zaprotestowała Lena, nabierając podejrzeń, że Sara zwariowała. – Usiłował zabić Jeffreya.
– Wezwijcie karetkę! – powtórzyła Sara. – Proszę. – Popatrzyła na swoje palce zasłaniające rozcięte gardło bandyty. – Proszę. On potrzebuje natychmiastowej pomocy.
ROZDZIAŁ DWUDZIESTY CZWARTY
Jeffrey klapnął ciężko na jedno z krzeseł stojących rzędem przed gabinetem Hossa w biurze szeryfa. Po ostatnich trzech dniach doskonale rozumiał, co ludzie mają na myśli, mówiąc, że cały świat zwalił im się na głowę. Miał wrażenie, że jemu zwaliły się nawet dwa światy, a żaden z nich nie był nazbyt cywilizowany.
Sara usiadła obok i zapytała:
– Wiesz, jak dobrze będzie nareszcie wrócić do domu i zapomnieć o tych trzech dniach?
– Owszem.
Miał ochotę wyjechać z tego miasta już parę minut po tym, jak się tu znalazł, ale teraz byl przeświadczony, że wszystko, czego naprawdę potrzebuje, ma nadal przy sobie. Sara jak zwykle musiała odgadnąć jego myśli, bo położyła mu dłoń na kolanie. Splótł palce z jej palcami, zastanawiając się, jak to możliwe, że nawet gdy sprawy całkiem się pogmatwały, może czuć się przy niej aż tak dobrze.
– Nie powiedział, jak długo to potrwa? – zapytała, mając na myśli Hossa.
– Wydaje mi się, że gdzieś w głębi duszy oczekuje, iż powiem mu, że to był tylko kiepski żart.
– Jestem pewna, że jakoś się ułoży – powiedziała, ściskając go za rękę.
Popatrzył wzdłuż korytarza w kierunku aresztu, mając nadzieję, że tym razem zaważą uczucia. Sara potrafiła być tak piekielnie logiczna, że aż zaczynał się tego bać. Jeszcze nigdy nie spotkał nikogo tak bardzo oddanego idei niesienia pomocy wszystkim potrzebującym, że zastanawiał się, jakie naprawdę miejsce zajmuje w jej sercu.
Przerwała mu pytaniem, które dotąd nie zaświtało mu w głowie:
– Nie sądzisz, że homoseksualne skłonności Roberta stawiają wiele spraw w innym świetle?
Wzruszył ramionami.
– Jeff?
Pocałował ją w rękę, bardzo chcąc zmienić temat.
– Nawet sobie nie wyobrażasz, co poczułem, jak zobaczyłem cię przywiązaną do fotela. Jakie myśli przyszły mi do głowy.
Spokojnie czekała na wyjaśnienie.
– Nawet nie umiem sprecyzować swoich uczuć – mruknął i zaraz dodał z ożywieniem: – Miałem straszną ochotę skopać mu dupsko za to, co ci zrobił. Za coś takiego… – pokręcił głową, jakby bał się to powiedzieć głośno. – Przysięgam na Boga, że jeśli kiedykolwiek jeszcze go zobaczę, zapłaci mi za to.
– Był zdesperowany – odrzekła. Popatrzył na nią zdumiony, jakby nie potrafił zrozumieć, że ona jeszcze broni Roberta. – Co według ciebie jest gorsze, to, co mi zrobił, czy to, że jest gejem?
Nie umiał tego rozstrzygnąć.
– Dla mnie najgorsze jest to, że przez tyle lat mnie okłamywał.
– A teraz, gdy poznałeś prawdę, chciałbyś się z nim jeszcze zadawać?
– O tym i tak nigdy nie będziemy mieli okazji się przekonać.
Sara przyjęła to w milczeniu.
– Kiedy zobaczyłem koszulkę Roberta w kącie za szafą Swana… – Jeffrey urwał, odchylił się na oparcie krzesła i skrzyżował ręce na piersi.
On do dziś trzymał swoją koszulkę na dnie szafy, bo chociaż nigdy jej nie wkładał, nie potrafił ani wyrzucić, ani oddać na cele dobroczynne. Był do niej przywiązany, jakby chciał w ten sposób zachować młodość.
– Sam nie wiem – mruknął. – Zobaczyłem tę koszulkę i uświadomiłem sobie nagle, że coś może łączyć Roberta ze Swanem. Ta myśl tylko na moment zaświtała mi w głowie, bo zaraz powiedziałem sobie: To niemożliwe, przecież Robert nie może być… – Westchnął ciężko, jakby to słowo w ogóle nie chciało mu przejść przez gardło. – Potem przyjechałem na posterunek, żeby pogadać z Hossem, ale go nie zastałem.
Nie przyznał się, że w pierwszej kolejności po wyjściu z domu Swana chciał odszukać ją, a do biura szeryfa pojechał tylko po to, by udowodnić sobie, że wcale jej nie potrzebuje. Gdyby nie jego ośli upór, pewnie zdołałby w porę powstrzymać Roberta, a ją uchronić przed związaniem.
Nic o tym nie wiedząc, zapytała:
– Bardzo ci doskwiera świadomość, że Robert jest gejem?
– Nie potrafię tego jeszcze wyodrębnić. Przede wszystkim jestem wściekły na niego za to, co ci zrobił. I za to, że nie powiedział prawdy o Jessie, tylko pozwolił, żeby znów rozszedł się stary smród, jakby jego nic to nie obchodziło. Jestem wściekły, że złamał warunki zwolnienia za kaucją i zostawił Oposa na lodzie.
– Obiecał, że zwróci mu pieniądze.
– Już to widzę. Zaraz po powrocie zadzwonię do komendy stanowej i zobaczę, ile będę mógł wyciągnąć z mojego funduszu emerytalnego.
Przypomniał sobie, jak niemal bez powodu zdzielił Oposa w szczękę i z jakim lekceważeniem tamten przyjął jego zdawkowe przeprosiny. Za nic w świecie nie mógł dopuścić, żeby Opos sam ponosił finansowe konsekwencje ucieczki Roberta. To byłoby nie w porządku.
– To wszystko? – zapytała Sara. – Za nic więcej nie jesteś na niego wściekły?
Wstał i zaczął krążyć po korytarzu.
– Także za to, że o niczym mi nie powiedział. – Spojrzał w kierunku aresztu, skąd doleciał stek wykrzykiwanych przekleństw. – Gdyby nie twoja rozmowa z nim w domu Neli, pewnie do tej pory bylibyśmy przekonani, że uciekł, bo naprawdę jest winny zabójstwa. Nie mielibyśmy pojęcia o roli Jessie w tej sprawie ani o jego… związku ze Swanem, czy jak też to nazwać. Uważalibyśmy go po prostu za zbiega poszukiwanego przez policję. – Zatrzymał się przed nią. – Powinien był mi zaufać.
Popatrzyła na niego z powątpiewaniem, jakby dobierała w myślach odpowiednie słowa.
– Mój kuzyn, Hare, miał w college’u olbrzymie kłopoty. Wcześniej był przez wszystkich lubiany, ale gdy wydała się jego orientacja seksualna, zaczęto mu grozić śmiercią.
Całkiem zapomniał o jej kuzynie. Przyszło mu do głowy, że próbuje tłumaczyć postępowanie Roberta, chcąc po części usprawiedliwić Hare’a.
– W jaki sposób się wydała?
– Ludzie sami się domyślili. Hare związał się ze współlokatorem z akademika, stali się nierozłączni. A kiedy zaczęto o nich plotkować, nawet nie próbował niczego ukrywać. Był bardzo zaskoczony, że kogoś to w ogóle obchodzi.