– Nic mi nie jest – odparła, siląc się na uśmiech.
– To dobrze. – Hoss otworzył drzwi, zapalił światło, podszedł do swego biurka i zaczął w pośpiechu przerzucać jakieś papiery. – Wejdźcie, proszę. Postaramy się jak najszybciej zakończyć tę sprawę.
Sara spojrzała pytająco na Jeffreya, a ten ledwie zauważalnie skinął głową.
Szeiyf zwrócił uwagę, że oboje wciąż stoją w korytarzu przed drzwiami.
– O co chodzi, Spryciarzu?
Sara położyła dłoń na ramieniu Jeffreya i zapytała:
– Wolisz, żebym zaczekała na zewnątrz?
– Nie. Dlaczego? – zdziwił się Hoss, myśląc, że było to skierowane do niego.
– Lepiej zaczekam na zewnątrz.
Lekko ścisnęła jego ramię, a Jeffrey, podbudowany świadomością, że odzyskał jej zaufanie, śmiało wszedł do środka. Zamknął za sobą drzwi i usiadł na krześle przed biurkiem.
– Chyba miała ostatnio trochę za dużo ciężkich przejść – mruknął szeryf, przekonany, że Sara po prostu nie chce wracać pamięcią do traumatycznych przeżyć. Wyciągnął raport, przebiegł go wzrokiem i zaczął: – Wysłałem Reggiego, żeby zgarnął Jessie. Chryste, co za szambo. Jestem pewien, że zębami i pazurami będzie się broniła przed aresztowaniem.
– Wciąż nic nie wiadomo o zabójstwie Julii.
– Mamy przecież zeznania Roberta.
– Przyznał się do wielu rzeczy, których nie zrobił.
– To prawda. Trudno dać wiarę choćby w jedno jego słowo po tym, co wyszło na jaw.
– Chcesz powiedzieć, że skoro okazał się gejem, można tym samym uznać, że był zdolny do popełnienia morderstwa?
– Według mnie był zdolny do wszystkiego – odparł Hoss, odwracając kartkę, żeby przeczytać zapiski na drugiej stronie. – Można by otworzyć na nowo kilka jego starych spraw, żeby się przekonać, co naprawdę kombinował.
To tylko rozwścieczyło Jeffreya.
– Robert był uczciwym policjantem.
– I pieprzoną ciotą – mruknął szeryf, nie podnosząc wzroku znad raportu. Wziął długopis i złożył swój podpis na dole strony. – Aż nie chce mi się myśleć, co jeszcze może mieć na sumieniu. Kilka lat temu zaginął tu chłopiec. Robert prowadził dochodzenie z takim zapałem, jakby chodziło o jego syna.
– Sugerujesz, że jest także pedofilem? – syknął Jeffrey przez zaciśnięte zęby.
Hoss podniósł z biurka kolejny raport.
– Takie zboczenia często idą w parze. Jeffrey zmierzył go piorunującym wzrokiem.
– Trenował drużynę juniorów – dodał szeryf. – Już wezwałem na rozmowę rodziców niektórych chłopców.
– Przecież to bzdura! Robert kochał dzieci.
– Aha – bąknął Hoss. – Wszyscy jemu podobni kochają dzieci.
Jeffrey starał się gorączkowo tak dobrać słowa, by wykazać szeryfowi, jak idiotyczny jest jego punkt widzenia.
– Skoro podejrzewasz go o pedofilię i skłonności do małych chłopców, to czemu miałby zabijać Julię, kiedy oboje mieli po kilkanaście lat?
– Trudno powiedzieć, co może się urodzić w chorym umyśle. Skoro kiedyś udusił niewinną dziewczynę, teraz równie dobrze mógł zastrzelić człowieka za to, że sypiał z jego żoną.
Te słowa, które niemal zadudniły głośnym echem w głowie Jeffreya, były dla niego ostatnim kluczem do złożenia w całość wszystkich kawałków układanki.
– Nie przypominam sobie, bym ci mówił, że Julia została uduszona.
Hoss obrzucił go podejrzliwym spojrzeniem.
– Twoja dziewczyna mi to powiedziała.
– Czyżby? – Jeffrey zrobił taki ruch, jakby chciał wstać z krzesła. – Mam ją zapytać, kiedy to zrobiła?
Szeryf zawahał się wyraźnie.
– Może usłyszałem to gdzieś na mieście.
Jeffrey miał wrażenie, że cisza w pokoju zaczyna mu działać na nerwy. Wszystko mu idealnie pasowało.
– Przecież wiesz, że Robert tego nie zrobił. Hoss podniósł na niego wzrok znad papierów.
– Niby skąd?
– Erie Kendall cierpi na poważne schorzenie krwi. Szeryf pospiesznie spuścił głowę, udając pochłoniętego raportem.
– Naprawdę? – bąknął.
– To twoje dziecko, prawda?
Nie odpowiedział, tylko ręce zaczęły mu drżeć.
– Opowiadałeś mi kiedyś, że po śmierci brata chciałeś się zaciągnąć do wojska, ale komisja cię odrzuciła ze względów zdrowotnych – ciągnął Jeffrey.
– I co z tego?
– Z jakiego powodu cię odrzucili? Hoss wzruszył ramionami.
– Płaskostopia. Wszyscy o tym wiedzą.
– Na pewno nie było innej przyczyny? Takiej, która pozbawiłaby cię nawet stanowiska, gdyby wyszła na jaw?
– Chyba zwariowałeś, chłopcze – syknął z wściekłością szeryf, jakby chciał dać do zrozumienia, że uważa tę rozmowę za skończoną.
Jeffrey był jednak niewzruszony.
– Ciągle dokucza ci krwawienie z nosa. Dziąsła ci krwawią bez żadnego konkretnego powodu. Widziałem kiedyś, jak rozciąłeś sobie skórę kartką papieru i przez dwa dni krwawiłeś z drobnej ranki. Szeryf uśmiechnął się krzywo.
– To jeszcze nie oznacza…
– Nie kłam – rzucił ostro Jeffrey, powstrzymując się z trudem od wybuchu wściekłości. – Wiesz, że przy mnie możesz powiedzieć wszystko, i zostanie to tylko między nami, ale nie waż się kłamać mi w żywe oczy.
Hoss wzruszył ramionami, chcąc zbagatelizować sprawę.
– Puszczała się na lewo i prawo. Sam dobrze o tym wiesz.
– Miała zaledwie szesnaście lat.
– Siedemnaście – skorygował szeryf. – Nie złamałem prawa.
Jeffrey poczuł do niego obrzydzenie. Szeryf musiał to wyczytać z jego miny, bo zaczął z zupełnie innej beczki.
– Zrozum, to były zupełnie inne czasy. Ktoś musiał się zatroszczyć o tę dziewczynę.
Służąc w policji, dziesiątki razy słyszał podobne deklaracje z ust starych obleśnych dziadów, dlatego teraz podobne tłumaczenia Hossa odebrał jak osobistą zniewagę.
– I twoja troska objawiła się tym, że zaciągnąłeś ją do łóżka?
– Licz się ze słowami – syknął szeryf, jakby jeszcze się łudził, że zasługuje na szacunek. Po chwili dodał łagodniejszym tonem: – Daj spokój, Spryciarzu. Naprawdę się nią opiekowałem.
– Jak?
– Przede wszystkim trzymałem ją z dala od ojca. Poza tym, jak ci się zdaje, kto zapłacił za wszystko, żeby mogła stąd wyjechać i w spokoju urodzić dziecko?
– Twoje dziecko.
Hoss wzruszył ramionami.
– Kto to wie? Może moje, a może twoje.
– Pieprzysz.
– Zmierzam do tego, że każdy mógł być ojcem. Puszczała się przecież z połową miasta. – Wyciągnął z kieszeni gruby zwitek ligniny i wytarł nos. – Ale nie wykluczam, że to może być i moje dziecko.
Jeffrey zapatrzył się na czerwoną plamkę na ligninie. Hoss zawsze sprawiał wrażenie bardzo twardego, wyglądało jednak na to, że pod wpływem stresu bardzo często dostawał krwotoków z nosa.
– Od ciebie dostała ten wisiorek w kształcie serduszka, prawda?
Szeryf także popatrzył na ligninę i pospiesznie przytknął ją znowu do nosa.
– Został mi po mamie. Chyba tamtego dnia poczułem przypływ wielkoduszności.
Jeffrey zaczął się zastanawiać, co szeryf naprawdę czuł do Julii. Gdyby zależało mu wyłącznie na seksie, nie robiłby jej przecież prezentów, zwłaszcza z rodzinnej pamiątki.
– Dlaczego się z nią nie ożeniłeś?
Hoss ryknął gromkim śmiechem, aż dziesiątki drobnych kropelek krwi trysnęły na ligninę.
– Oprzytomniej, Spryciarzu. Jak można się ożenić z kimś takim? – Wskazał drzwi gabinetu. – Na żonę nadaje się taka kobieta jak twoja. Z kimś w rodzaju Julii idzie się tylko do łóżka, modląc się zarazem do Boga, żeby nie złapać czegoś, czego nie dałoby się wyleczyć penicyliną.
– Jak możesz mówić o niej w ten sposób? Przecież urodziła ci syna.
– Nie rób mi tu wykładów o moralności.
– Jak mam to rozumieć?
– Jak sobie chcesz – mruknął, choć Jeffrey był przekonany, że kryło się za tym coś więcej. – Przyjmij, że po prostu spędziliśmy ze sobą miłe chwile.
– Była za młoda nawet na to, żeby uznać je za miłe – rzucił, podnosząc się z krzesła, bo miał już dość tej wymiany zdań. – Zabiłeś ją?
– Aż nie chce mi się wierzyć, że o to pytasz.
Czekał w milczeniu, odczytawszy prawdę w spojrzeniu szeryfa. Znów cały jego świat wywrócił się do góry nogami. Człowiek, którego uważał za wzór uczciwości i przyzwoitości, okazał się kimś takim. Teraz mógł się tylko cieszyć, że jest gliniarzem zdolnym do ujawnienia prawdy. Gdyby siedzieli w pokoju przesłuchań na jego posterunku w Heartsdale, zapewne nie zdołałby się teraz powstrzymać i sprałby Hossa po pysku.