„Zbyt łatwo poddałem się tym wpływom — odrzekł Borca. — Spełnijcie moją prośbę, pragnę wyzwolić się z lęku, że już nigdy nie będę zdolny do samodzielnego działania.”
I Paweł Do wyraził zgodę. Niknie lustrzana ściana, pozostają odbicia trzech kosmonautów. Hesker, Soke i Borca, spełniając polecenie Efera, wykonują kilka ruchów, wiernie powtarzanych przez reprodukcje, dwa kroki do przodu, obót, dwa kroki w prawo, w lewo. Kosmonauci nieruchomieją, ich wierne kopie drepczą dalej. Znowu widać siedmiopiętrowy budynek, tym razem od strony dziedzińca. Z góry spływają spiralne smugi światła, otaczają postacie — reprodukcje i oryginały, łączą je kolorowymi promieniami.
— Bardzo efektowne widowisko — mówi Hesker. — Zamiast aparatów i machin nie z tego świata przyjemna gra świateł na tle wspaniałej architektury, którą Efer odtworzył z pamięci, studiował przecież historię Ziemi. A wszystko po to, by wzbudzić zaufanie. Powinniśmy docenić dobre chęci sympatycznego pośrednika.
— Powinniście — słyszymy głos Efera. — Niepokoi mnie ironiczny ton wypowiedzi Heskera.
— Kłopot z jednym Heskerem, a co dopiero z dwoma — żartuje Laurin.
— Wprowadzimy do drugiej konstrukcji drobne poprawki, zastępując skłonność do sarkazmu dobrodusznością — odpowiada Efer. — Czekam na decyzje dowódcy. Rozumniejsi pragną usłyszeć, czy mogą liczyć na współpracę ludzi.
Mgła zasnuwa dziedziniec pałacowy, gasną smugi światła i promienie łączące kosmonautów z reprodukcjami. Nowe wcielenia trzech ludzi oddalają się, jeszcze przez chwilę widzimy malejące sylwetki. Zapada mrok jak na Ziemi po zachodzie słońca. Efer powtarza pytanie.
— Pora rozpocząć współpracę z Rozumniejszymi — mówi Paweł Do. — Na księżycu Hor wylądują gwiazdoloty Grupy Południowej. Przygotujcie kosmodromy do przyjęcia statków eskadry. Dziękuję, Narbukil, za relacje z przebiegu próby.
Tytus podszedł do mnie i szepnął:
— Egin nadaje sygnał: „Stan zagrożenia trwa”. — Odczuwam wzrastający niepokój — oświadczyła Tereza. — Próbowałam nawiązać kontakt z Domem Rodzinnym. Nikt nie odpowiada.
Ponownie usłyszeliśmy głos Dowódcy:
— Nie… nie wolno wykonywać żadnych moich poleceń… Słuchajcie Egina!
Egin natychmiast przejął dowództwo, przystępując do akcji obronnej.
— Hesker, wyprowadź ludzi na powierzchnię. Maszyny zamkną pierścień wokół gwiazdolotu. Oddział kosmonautów zabezpieczy zapadnie i windy. Grupa Północna już wchodzi na orbitę parkingową księżyca. Jeśli zajdzie potrzeba, zrzucimy specjalny desant.
— Hesker źle się czuje — informował Tytus. — Soke i Borca w dobrej formie. Biegniemy pochylnią w górę w stronę wyjścia. Co z Pawłem?
— Prawdopodobnie dokonano powtórnej zamiany
— informował Egin. — Otoczyliśmy gwiazdolot Heskera. Od godziny odbieram specjalny sygnał Dowódcy. Jest to wezwanie o pomoc. Nie wiem, co dzieje się z załogą, mimo wyraźnego rozkazu nie włączyli ekranów. Co z wami?
— Borca unieruchomił maszynę, która usiłowała zamknąć wyjście z tunelu. Słyszymy nawoływania kosmonautów, opanowali główną windę. — Tytus umilkł.
— Szybciej, szybciej — przynaglał Borca — dlaczego zatrzymałeś się?
— Nogi jak z ołowiu, nie dam rady — mamrotał Tytus — słabnę.
— Laurin, Soke, pomóżcie mu i biegiem za mną, — komenderował Borca. — Akon, Narbukil uważajcie na Terezę.
— Biegiem za mną, łatwo powiedzieć: biegiem. Poruszamy się z coraz większym trudem.
— Sztucznie zwiększono grawitację — powiedział Laurin. — Ważę chyba dwieście kilo.
— Jeszcze tylko kilkadziesiąt metrów — pocieszał Soke.
— Przeszliśmy tyle, przejdziemy i to — mówiła Tereza, zdobywając się na uśmiech. — Mamy za sobą miliardy kilometrów, przed sobą ileś tam kroków.
— Ileś tam — powtórzył Akon. — Dla mnie daleko, dla Tytusa blisko, a dla ciebie, Narbukil?
— W sam raz — odpowiedziałem. — Czuję na ramionach ciężar całego świata. Rozumiem utyskiwania mitycznego Atlasa, dźwigającego glob ziemski.
— Jeszcze tylko kilknanaście metrów — przemówił Borca. — Wyjdziemy stąd, Egin nie próżnuje.
Nad pochylnią rozsunęło się sklepienie, ustąpiło uczucie straszliwego przeciążenia.
— Chcieli nas spłaszczyć — żartował Laurin. — Próba przeniesienia struktur trójwymiarowych do dwuwymiarowej przestrzeni nie najlepiej świadczy o dobrych intencjach Rozumniejszych.
— Nie najlepiej — przyznał Akon i roześmiał się. — W dawnych czasach było takie przysłowie: „Dobrymi intencjami piekło wybrukowane”.
— Dobrymi chęciami — poprawiłem filozofa.
— Wiem, co mówię — upierał się. — Intencjami. A zresztą… — ustąpił nagle. — Masz rację.
Strumień orzeźwiającego powietrza sprawił, że zamglone obrazy nabrały wyrazistości. Teraz dopiero zobaczyłem kroczących razem z nami kosmonautów, rozpoznałem ludzi Heskera. Czterech niosło nieprzytomnego Tytusa, inni podtrzymywali słaniającą się Terezę i kulejącego zastępcę dowódcy. — Przed chwilą opowiedziałeś jakiś dowcip — powiedziałem do Akona.
— Nie, zamierzam opowiedzieć. Gdy patrzą na ten orszak, widzę armią w odwrocie. Zapewne stoczyliśmy wielką bitwę.
— Stoczyliśmy — zgodziłem się.
— Spójrz — zawołał Laurin. — Cóż to za wspaniały widok: gwiazdolot Dowódcy. Za chwilę wejdziemy do statku kosmicznego, a księżyc Hor stanie się wspomnieniem.
Czas przyspieszył wreszcie swoje przemijanie. Jakże nam smakowała teraźniejszość. Gwiazdolot wystartował i wszedł na orbitę okołoksiężycową.
Tytus odzyskał przytomność. Siedząc w wygodnych fotelach, słuchaliśmy Egina.
— Reprodukcja gwiazdolotu Nr 2000 zniknęła — opowiadał. — Stała się po prostu bezużyteczna, bo oryginalny statek Dowódcy wylądował na księżycu Hor. Rozumniejsi dysponowali jednak drugim wcieleniem Pawła Do, wiedzieli, że nasz Dowódca przeszedł na pokład statku Heskera. Byliśmy bardzo zaabsorbowani wydarzeniami pod powierzchnią księżyca, nie wiem, kiedy dokonano zamiany. Posłuszna i sprawnie działająca kopia wtargnęła do wieży obserwacyjnej i zajęła miejsce Dowódcy. Paweł niewiele pamięta. Ocknął się w sterowni i natychmiast począł nadawać alarmowy sygnał. Sobowtór zdołał wyłączyć ekrany i przekazał kosmonautom pierwszy rozkaz: „Na księżycu Hor wylądują gwiazdoloty Grupy Południowej”…
— A potem Północnej, Zachodniej i Wschodniej — odezwał.się Hesker.
— Tak, na szczęście Paweł wykorzystał rezerwową aparaturę stacji nadawczej. Odebraliśmy je1 go ostrzeżenie. 'Dalszy ciąg znacie — zakończył Egin.
— Co się stało z reprodukcją Pawła? — zapytał Laurin.
— Zobaczywszy kosmonautów wkraczających do wieży, sobotwór zemdlał, a gdy go ocucili, błagał przerażony: „Nie zabijajcie mnie, żyję tak krótko. Spełniałem polecenia Efera. Ja nie mam własnej woli. Każdy może uczynić ze mną, co zechce. Jestem tylko wykonawcą rozkazów. Tak bardzo chcę żyć.” Gadał i gadał, roztkliwiając się nad własnym losem, uszy puchły od tego biadolenia. Julis zaaplikował mu środek nasenny. Na wszelki wypadek moi ludzie czuwają nad snem tej dziwnej i nieszczęśliwej istoty.
— A nasze reprodukcje? — przypomniał Hesker. — Przykro pomyśleć, że są zdane na łaskę i niełaskę bezwzględnych eksperymentatorów.
Dowódca spojrzał na pokładowy chronometr.
— Za niespełna godzinę pięciuset kosmonautów wyląduje na księżycu Hor. Desant poprowadzi Egin.