Выбрать главу

— Lądować, lądować! — wołali zwolennicy decyzji Pawła.

— Nie bądźcie naiwni — przestrzegali ostrożni. — To pułapka.

I wtedy doszło do żenującej kłótni między dowódcą a podekscytowanym Tytusem.

Z obowiązku Kronikarza Wyprawy powinienem utrwalić sprzeczkę kosmonautów. Z obu stron padały przykre, złe słowa. Nie poznawałem moich przyjaciół. Chodziło oczywiście o Terezę. Paweł Do oświadczył, że troszcząc się o bezpieczeństwo pięciuset ludzi, stworzyła niebezpieczną sytuacją dla całej eskadry.

Tytus był innego zdania.

I na tym poprzestanę. Moja wstrzemięźliwość w relacjonowaniu kłótni nie powinna wzbudzać sprzeciwu. Uciekając przed wspomnieniem rozgniewanych kosmonautów, odwiedziłem Akona w jego zacisznym gabinecie.

— Czyżby nam groziła domowa wojna kosmiczna? — powitał mnie pytaniem. — Zastanawiam się, komu zależy na skłóceniu ludzi.

Gawędziliśmy do późnego wieczora, a konflikt z każdą godziną przybierał na sile. Krążące wokół księżyca gwiazdoloty podzieliły się na dwie grupy. Poważnie zaniepokojony Egin zwrócił się z prośbą o pomoc do rezerwowego zespołu wschodniego, który nie uczestniczył w sporze, zajmując neutralne stanowisko.

— Na czyją stronę mamy przechylić szalę tej dziwnej batalii? — zapytał komendant Sue. — Czy jeszcze bardziej nie skomplikujemy sytuacji?

— Mam pewien pomysł — oświadczył Egin. — Stare przysłowie powiada, gdzie dwóch się kłóci, tam trzeci korzysta.

— Wdzięczny ci będę za przykład — rzekł Sue.

— Ile gwiazdolotów liczy twój zespół?

— Pięćset.

— Dla przeprowadzenia badań księżyca potrzeba pięciu statków.

— Rozumiem, gdy oni będą się spierać o to, czy wylądować powtórnie na księżycu, czy też nie, my zrzucimy desant.

— Który ja poprowadzę — zakończył Egin.

— Paweł Do nie zrezygnował ze stanowiska Dowódcy — przypomniał Sue. — To on wydaje polecenia, a nie ty.

— Ja proszę o pomoc. Metoda faktów dokonanych przynosi niekiedy dobre rezultaty. Twoja interwencja pogodzi zwaśnione strony.

— Ty również wierzysz w dobre intencje Rozumnie jszych?

— Reprezentują przecież najwyższy szczebel intelektu tej strefy Kosmosu, a więc także odpowiednio wysoką etykę.

— Etyczny abstrakt.

— Abstrakt w ludzkim pojęciu. Są po prostu inni, ale istnieją w rzeczywistości.

— Jeżeli nasz zespół wyrazi zgodę na lądowanie, natychmiast wejdziemy na orbitę parkingową księżyca i rozpoczniemy akcję.

Po upływie godziny Sue przekazał Eginowi wiadomość:

— Jednomyślnie aprobowano twoją propozycję. O piątej według czasu eskadry rakiety desantowe wylądują na księżycu Hor.

— Do zobaczenia na księżycowym kosmodromie. — Egin pozdrowił komendanta Grupy Wschodniej i zgasił ekran.

— Co powiesz Dowódcy? — zapytałem.

— Nic. Tak będzie lepiej.

— Jak wytłumaczysz pojawienie się na orbicie gwiaźdolotów Grupy Wschodniej?

— Powiem, że Sue pragnie wystąpić w roli rozjemcy. Uwaga, Paweł wzywa mnie do wieży obserwacyjnej.

— Pójdę z tobą.

— Powinieneś. Pracujesz przecież nad kroniką wyprawy. Paweł Do zobaczywszy mnie, powiedział: — Cieszę się, że i ty pragniesz pogawędzić ze mną. Maszyny informują, że Grupa Wschodnia eskadry zbliża się do księżyca. Nie zapomnij o tym wydarzeniu, Narbukil. Nie uzgodniono tego manewru ze mną. Co się dzieje, Egin?

— Nic szczególnego. Pragną wystąpić w roli mediatorów.

— Mediatorów — powtórzył Dowódca, przyglądając się uważnie Eginowi. — To twój pomysł?

— Mój.

Paweł Do uśmiechnął się. Czyżby odgadł prawdę?

— Komendant Sue do Dowódcy eskadry — zabrzmiał głos kierownika Grupy Wschodniej. — Proszę o pozwolenie wystąpienia w roli rozjemcy.

— Chętnie skorzystamy z twojej pomocy — odparł Paweł Do. — Co proponujesz?

— Spotkanie u ciebie, jeżeli zechcesz zaprosić przyjaciół neutralnych i przyjacielskich antagonistów.

Pomyślałem z uznaniem o dyplomatycznym talencie Sue. Dobrze zabrał się do rzeczy.

— Zapraszam do Domu Rodzinnego — powiedział Dowódca. — Czy wysłać prom?

— Bądź uprzejmy.

Dom Rodzinny. Dobrze wybrano miejsce spotkania. Tutaj nie było ekranów. Słuchaliśmy cykania świerszczy, patrząc na wspaniałe łąki i fioletową linię lasu na horyzoncie. Sue recytował półgłosem wiersz. Twarze kosmonautów rozpogodziły się. Paweł Do przymknął oczy, Tytus oglądał dzban majolikowy ozdobiony płaskorzeźbą. Wyobrażała scenę z życia na wsi w bardzo dawnych czasach.

Tereza bawiła się frędzlami lnianej serwety, unikając mojego wzroku. Od czasu do czasu docierały do naszej świadomości pojedyncze słowa recytowanego utworu. Myślami byliśmy daleko poza Domem Rodzinnym.

— Zachęcający prolog — powiedział Tytus, korzystając z chwili przerwy. — Pragniesz wprowadzić nas w dobry nastrój.

— Czy Egin weźmie udział w tej rozmowie? — zapytała Tereza — czy manifestuje niechęć do ludzi, którzy przeciwstawili się Dowódcy?

— Wkrótce da znać o sobie — odrzekł Sue. — Spotkałem go, gdy schodził do wyrzutni rakiet awaryjnych.

— Egin zszedł do wyrzutni rakiet? — powtórzył zdumiony Dowódca. — W jakim celu?

— Przed kilkoma minutami na powierzchni księżyca Hor wylądowało pięciuset kosmonautów — odparł Sue. — Postanowiłem wystąpić w roli rozjemcy. To moi ludzie, Egin objął dowództwo nad desantem. Przejdźmy do wieży obserwacyjnej. Zapomnijcie o sporze. Wkrótce rozwikłamy tajemnicę księżyca Hor i rozszyfrujemy układ machiny liberata. Ja również wierzę w dobre intencje Rozumniejszych.

Paweł Do wprowadził na orbitę okołoksiężycową tysiąc pięćset gwiazdolotów. Statki kosmiczne Grupy Wschodniej krążyły tuż nad kosmodromem. Egin przekazał pierwszy meldunek:

— Pięciuset ludzi rozpoczyna penetrację księżyca Hor. Wyodrębniłem zespół specjalistów, osiemnastu ekspertów, asekurowanych przez pozostałych kosmonautów. Za chwilę wkroczymy na pochylnie, które prowadzą do wnętrza satelity… Chętnie skorzystam z rad Tytusa. Był tutaj.

— I znowu będę — odparł Tytus, a zwracając się do Pawła, powiedział: — Pragnę wziąć udział w desancie prowadzonym przez Egina.

Dowódca zauważył moje wzruszenie.

— Narbukila zaskoczyła twoja decyzja — powiedział do Tytusa — mile zaskoczyła, aż poczerwieniał z emocji. To bardzo wrażliwy człowiek.

— Nie odpowiedziałeś na moją prośbę.” — Bierz pojazd — rzekł Dowódca. — Na co czekasz?

— Konflikt został szczęśliwie zażegnany — powiedziałem do Laurina.

— Po prostu przestał istnieć — stwierdził z zadowoleniem kosmolog.

Egin serdecznie powitał Tytusa na kosmodromie księżycowym i zaproponował, by objął dowództwo nad kosmonautami.

— Nie bawię się w uprzejmości — oświadczył. — Znasz teren, oto przyczyna mojej propozycji.

— Pozwól mi wystąpić w roli twojego zastępcy do spraw intuicji.

— Dobrze, bardzo nam będzie potrzebna intuicja. Rozejrzyj się uważnie i powiedz, co widzisz.

— Pojazdy, ludzi czekających na twoje polecenia — mówił Tytus. — Pasy startowe, w oddali konstrukcja dwupoziomego mostu. Łączy dwa kratery.

— Nie dostrzegasz żadnych różnic? — dopytywał Egin. — To wszystko tak samo wyglądało w czasie pierwszego pobytu?

— Było jaśniej — odrzekł Tytus. — O wiele jaśniej. Odniosłem wrażenie, że cała powierzchnia kosmodromu emanuje światłem.