— Pracuję nad problemem prawidłowego odczuwania i odbierania rzeczywistości — odparł Tytus. — Ciągle jeszcze nie potrafimy zachować odpowiedniego dystansu do własnych poczynań. Niegdyś żyliśmy w półśnie, budząc się od czasu do czasu, by w sposób niedoskonały kontemplować czas teraźniejszy. Potem nauczono ludzi świadomego przeżywania własnej egzystencji, nie zasypiali, lecz świadomość istnienia była ciągle jeszcze przytępiona przemijaniem. Wreszcie nauczyliśmy się zwalniać bieg czasu, a niektórzy posiedli dar zatrzymywania godzin, minut, sekund. Są to wszakże pierwsze nasze kroki w czasie. Odkryłem, że świadomość ludzka nadaje przemijaniu kształt, barwę, smak, podejrzewam, że sterujemy czasem podświadomie, nie zdając sobie sprawy, dokąd to sterowanie prowadzi. Ciągle jeszcze nie wykorzystujemy w pełni mózgu. W czasie wyprawy kosmicznej lepiej poznamy czas i być może, poznamy odwrotną stronę tego zjawiska niewidoczną z Ziemi. W wielkim murze ustawicznie wybijamy nowe okna. Wcześniej czy później musimy poznać i zrozumieć kształt Kosmosu. Gdy dyskutowano ze mną o tej teorii świadomego przeżywania rzeczywistości, usłyszałem pytanie: „Powiadasz, że człowiek umie budzić się, a czy to nie jest dalszy ciąg snu. Ludzie śnią, że budzą się, więc, cokolwiek uczynią — śpią”. Już dawno teoretyzowano na temat: „Cokolwiek widzę, cokolwiek słyszę, to złudzenia. Świat, który nas otacza, jest ułudą zmysłów. Z tego nie można się wyzwolić. Niedoskonały słuch nie pozwala słyszeć najpiękniejszych dźwięków, do naszych uszu nie docierają melodie Kosmosu, nie słyszymy głosu Rozumniejszych od nas, niedoskonały wzrok uniemożliwia widzenie rzeczywistego świata. Słabo rozwinięty umysł nie kojarzy zjawisk, które docierają do naszej świadomości. Domyślamy się istnienia czegoś, czego jeszcze nie rozumiemy, ale do czego tęsknimy, ożywia nas niepokój, dodaje sił przekonanie o przejściowym stanie własnej słabości.” Tak mówili ludzie przed wiekami. A dzisiaj? — Tytus zanurzył stopę w wodzie basenu. — Dzisiaj wiemy, że bariera czasu znajduje się w naszych mózgach, że w warunkach ziemskich nigdy nie zdołamy jej pokonać. Dlatego wybieramy się w daleką podróż.
Generalny Informator podziękował Tytusowi. Na ekranach pojawiła się postać Menusa. Koordynator Działań Czwartego Stopnia powiedział:
— Na dwustu kosmicznych wyspach, zawieszonych w przestrzeni międzyplanetarnej dobiegają końca prace nad montażem gwiazdolotów.
Gwiazdolot Nr 2000
Ludzie zobaczyli drogę wiodącą z Ziemi do sztucznej wyspy, zawieszonej między księżycami Jowisza, Amalteą i Jo. Przed laty powierzchnia tych satelitów została pokryta siecią ośrodków odbierających energię, wysyłaną przez Drugie Słońce, jak nazywano w naszym Układzie Słonecznym tę planetę. Energia ta zasilała cenira energetyczne sztucznych wysp krążących wokół planet jowiszowych. Tutaj montowano największe gwiazdoloty, tutaj trwały prace nad skonstruowaniem pojazdu kosmicznego Dowódcy Ekspedycji. Wzdłuż drogi Ziemia-Jowisz umieszczono setki sztucznych satelitów, tworzyły one gigantyczny most, przerzucony nad otchłaniami Kosmosu.
— Trudno tu zabłądzić — powiedział Menus, ukazując się na tle międzyplanetarnego mostu. — Satelity-drogowskazy, satelitystacje energetyczne, satelity-hotele, gdzie można odpocząć i zabawić się po nużącej podróży. Niektórzy nazywają je Gospodami Kosmicznymi Pielgrzymów, a inni Karczmami pod Jowiszem. Niegdyś — opowiadał Menus — w czasach Średniego Prymitywu ludzie podróżowali z miasta do miasta konnymi wozami, odpoczywając w przydrożnych zajazdach. Jesteśmy cywilizacją podróżników, odkrywców. Przypomniały nam o tym nasze kobiety. Znowu rozpoczyna się Epoka Wielkich Wypraw. Ta droga, to dzieło Zespołu Konstruktorów-Budowniczych Szlaków Gwiezdnych. Stworzyliśmy kosmostradę, rozjarzoną milionami świateł, które nigdy nie zgasną, bo niewyczerpane są zasoby energii, czerpanej z Jowiszą. Nie tylko oświetlają drogę, również ją ogrzewają i dostarczają mocy maszynom budującym gwiazdoloty. Pojazdy kosmiczne pasażerskie i towarowe mogą bezpiecznie szybować na trasie Ziemia-Księżyce Jowisza. W razie awarii zawsze otrzymają pomoc i schronienie. Ludzie i maszyny rozpoczną akcję ratowniczą na każde wezwanie zagrożonego statku. Wygodnie i przyjemnie odpoczywa się w Gospodach pod Jowiszem, w osadach i w miasteczkach, wzniesionych na sztucznych i naturalnych satelitach. Kosmiczny luksus! — entuzjazmował się Menus. — Nie koloryzuję! — zapewniał. — Byłem tam, daję słowo Koordynatora Czwartego Stopnia. Oto zbliżamy się do księżyca Kalisto, pod nami kolorowe światła sztucznych satelitów, zapalają się i gasną, informując o miejscu swego położenia i przeznaczeniu. W oddali Ganimed z serii wielkich księżyców Jowisza. Mijamy łańcuch platform, skąd w stronę Ziemi startują prototypy pojazdów międzyplanetarnych, pilotowane przez maszyny, kontrolowane przez ludzi. Przed nami Jo i sztuczna wyspa, Amaltea II.
Menus odetchnął głębiej, na ekranach pojawił się rozległy krajobraz wyspy.
— Ogromna, ogromna — zapewniał Menus, chociaż dobrze było widać olbrzymią, owalną płaszczyznę, nad którą rozpięto błękitny firmament. Atmosfera uwięziona pod tym kloszem umożliwiała życie kilkuset technikom. Sterowali produkcją i montażem gwiazdolotów. Na sztucznym niebie płonęło sztuczne słońce, zasilane energią Jowisza. Po dwunastu godzinach pozornej wędrówki po nieboskłonie niknęło za horyzontem, by ukazać się znowu po upływie ośmiu godzin na przeciwległym widnokręgu. Doba na wyspie trwała krócej niż na Ziemi i czas przemijał tu szybciej. Ludzie odpoczywali w nocy, maszyny pracowały bez przerwy. Z lotu ptaka można było dostrzec setki budowli, hangarów, liczne zwierciadła radioteleskopów. Na sztucznej wyspie zbudowano miasto na planie gwiazdy ośmioramiennej, w jego centrum maszyny wzniosły obserwatorium astronomiczne, otoczone autentyczną zielenią drzew sprowadzonych z Ziemi.
— Wzruszające są te drzewa — mówił Menus, zbliżając oczy iluś tam miliardów ludzi do wspaniale powyginanych konarów, do misternego rysunku czarnych gałązek, do intensywnie zielonych liści. — Zieleń! — wołał Menus wznosząc ręce ku niebu. — Zieleń na sztucznych wyspach to skarb prawdziwy. Nie zapomniano także o kwiatach. W tej strefie najlepsze wyniki przynosi hodowla astrów.
Koordynator zniknął na chwilę z ekranu, pokazano wnętrze wielkiej hali. Stał tam olbrzymi bąk, wolno wirujący dookoła swej osi.
— Gwiazdolot Dowódcy Eskadry — poinformował Menus. — Podobny do bąka, wirowanie wytwarza sztuczną grawitacją we wnętrzu pojazdu. Pojazd składa się z dwóch części, z dwóch stożków A i B złączonych podstawami. Są to dwa bliźniacze statki. Wyposażone w niezależne, samodzielne układy energii kosmicznej, rakiety pomocnicze do lotów zwiadowczych. W czasie podróży w razie awarii wzajemnie służą sobie pomocą. Jeśli jeden z członów zostanie uszkodzony, załoga przechodzi do drugiego. Gdy pojazd A ląduje na planecie czy satelicie, pojazd B unosi się nad miejscem lądowania. Gdy B penetruje niebezpieczny obszar galaktyki, A spełnia rolę statku asekurującego. Zespoły konstruktorów tę właśnie serię gwiazdolotów AB uznały za najbezpieczniejszą.
Na ekranie pokazano przekrój pojazdu. Menus wskazał pomieszczenia, usytuowane w samym centrum statku.
— Dwukondygnacyjny Dom Rodzinny — tłumaczył. — Parter znajduje się w członie A, piętro w członie B. Jest to sanktuarium wszystkich gwiazdolotów, również podzielone na dwie części. Rodzina może przebywać i tu, i tam, zależnie od sytuacji. Rodzinę i jej Dom poznacie później.
Znowu zmieniono obraz i ludzie zobaczyli idealnie płaską powierzchnię o owalnym kształcie. Lśniła w promieniach Jowisza niczym gigantyczna tarcza rycerza zamierzchłych czasów.
— Kosmodrom — wyjaśnił Koordynator — odwrotna strona sztucznej wyspy, bez nieba, bez atmosfery. Windy i transportery wyprowadzą gwiazdoloty z hangarów po tamtej stronie na tę płaszczyznę, skąd wystartują w Kosmos. Na stu wyspach, krążących między planetami jowiszowymi, skonstruowaliśmy tysiąc statków kosmicznych. Drugie tyle zmontowano na wyspach rozmieszczonych między planetami ziemskimi. Dwie eskadry wyruszą ku przeciwległym celom. Jeżeli ciągle jeszcze nie sprawdzona teoria zakrzywionej przestrzeni okaże się prawdą, obie eskadry wrócą do miejsca startu, możliwe też jest spotkanie eskadr po eksploracji Kosmosu. — Menus poprosił o mapę Galaktyki. — Oto układy słoneczne, gdzie możemy spotkać przedstawicieli cywilizacji naukowo-technicznych, oto prądy kosmiczne, podobne do prądów oceanów. One sprawią, że nasze gwiazdoloty osiągną szybkość kondensującą czas. Istnienie niektórych prądów ma charakter hipotetyczny. Zespoły geniuszów wspólnie z parkami maszyn elektronicznych obliczały i obliczały, korzystając z informacji dostarczonych przez rakiety-sondy Kosmosu. Są to wszakże tylko obliczenia i mogą okazać się błędne. Gwiazdoloty dysponują silnikami tradycyjnymi, jonowymi i ulepszoną wersją silników kwantowych. Bez większego trudu osiągną czwartą szybkość wynoszącą około 300 kilometrów na sekundę w stosunku do centrum Galaktyki. Wiemy, że wówczas wszystkie granice ulegają deformacji, wiemy również, że kondensacja czasu umożliwi dotarcie do innych galaktyk i powrót na Ziemię tym załogom, które za kilka dni wystartują w Kosmos..