Выбрать главу

— Znam jej repertuar na pamięć — powiedział — powtarza najgłupsze plotki, podsłuchane w mieście, a potem stęka, że obarczam ją nadmiernymi obowiązkami. Jutro powędruje do lamusa, do mojego prywatnego muzeum machin. Jej miejsce zajmie człowiek, fertyczna gospodyni o mile zaokrąglonych kształtach. Ech, życie jest cudowne. — Nestor przymrużył prawe oko. — Przekonaliśmy się o tym w okresie przygotowawczym. Ach, ciągle nie potrafimy cofać czasu, chciałbym to przeżyć jeszcze raz. Moja sąsiadka, żona Manipulatora Sztucznymi Słońcami Strefy Podbiegunowej, urodziła dziecko, po tygodniu złożyłem jej wizytę. Zaledwie zdążyłem zerknąć na maleństwo, matka zasypała mnie pytaniami: Czy może wziąć udział w Ekspedycji? Gdzie należy go zgłosić? Kto pokieruje wychowaniem małego? Kim będzie, jaką powierzą mu funkcję? Czy zabierają również matki? Za dwadzieścia lat będzie miała trzydzieści sześć? to dobry wiek, nieprawda? Podobno w gwiazdolotach buduje się Domy Rodzinne?

Wiele matek zadawało identyczne pytania, a organizatorzy Wyprawy kompletowali załogi, wybierając najlepszych z setek tysiący kandydatów. Któregoś dnia Główny Informator przekazał wiadomość: „Żywe mózgi sprzężone z elektronicznymi dokonały wyboru dwustu tysięcy kosmonautów, kobiet i mężczyzn. Wkrótce poznacie ich imiona.”

G.I. jak zawsze był dobrze poinformowany, minęły trzy dni i opublikowano pełną listą uczestników Wielkiej Wyprawy. Tego dnia wiele ludzi wbrew zdrowemu rozsądkowi tańczyło na ulicach miast, zespół eksperymentatorów-chemików strefy równikowej zadziwił świat wynalazkiem rozweselającego napoju. Nazwano ten płyn ambrozją. Powiadam wam, wyborna, pobudza krew do szybszego krążenia, skosztowałem odrobinę. Ech, to były czasy! Potem nastąpił okres wytężonej pracy. Za cztery dni będziemy świętować na Ziemi start eskadr gwiazdolotów. Przeleciały te lata, czas przyspieszył swoje przemijanie…

Nestor przerwał, zobaczywszy przed sobą Menusa.

— Wybacz — rzekł Koordynator. — To tylko mój obraz na słonecznej smudze.

— Nigdy nie przyzwyczaję się do tych sztuczek. Przestraszyłeś mnie.

— Raz jeszcze przepraszam. Pora kończyć twoje przemówienie. Mówiłeś o przemijaniu czasu.

— Właśnie, ani się człowiek obejrzał, jak minęło dwadzieścia lat.

— Bo nie oglądałeś się, nie kontemplowałeś swojego istnienia.

— Byłem bardzo zajęty. Podróże, pisanie kronik, hodowla jabłek. Wyhodowałem specjalną odmianę, moje jabłka dodają animuszu, wigoru, są pyszne i dlatego znajdą się w spiżarniach statków kosmicznych. Jestem dumny z moich jabłek, w jakimś stopniu przyczynię się do sukcesów Ekspedycji.

— Oto przykład zarozumialstwa — Menus zwrócił się do iluś tam miliardów ludzi: — Do czego to doszło. Człowiek zapomina o skromności, chwali swoje jabłka.

— Żartujesz, Menusie.

— Żartuję, kosmonauci zabiorą twoje drzewa owocowe. Posadzą je wokół Domów Rodzinnych. Ziemskie jabłonie będą rodzić kosmiczne owoce.

— Cudowne jabłka, wierz mi, czy znasz starą jak świat legendę o drzewie wiadomości złego i dobrego?

— Znam baśnie o drzewach emanujących siłę, strudzony pielgrzym odpoczywa w ich cieniu i znużenie ustępuje. Spiżowe drzewa rosną na planetach z żelaza.

— Owoce z moich drzew dają siłę, rozjaśniają umysł, dzięki czemu w chwilach zwątpienia człowiek łatwiej odnajduje właściwą drogę w najbardziej zagmatwanym labiryncie. Te jabłka zmniejszą waszą tęsknotę za Ziemią — zakończył Nestor i zniknął z ekranów.

— Za cztery dni Ekspedycja wyrusza w drogę — przypomniał Menus i dodał: —' Zadanie dnia dzisiejszego zostało wykonane. Przyjmijcie wyrazy mojej wdzięczności za udział w spektaklu, który miałem zaszczyt przedstawić.

Postać Koordynatora Działań Czwartego Stopnia rozpłynęła się w różowym tle obrazu. Słońce przygasło i ludzie zobaczyli panoramę Ziemi, krajobrazy Merkurego, Marsa, Wenus, potem drogę wiodącą do sztucznej wyspy w pobliżu Jowisza. Z próbnego lotu wracał gwiazdolot Dowódcy Wyprawy, nad kosmodromem kolorowy bąk rozdwoił się, przez kilkanaście sekund dwa identyczne statki szybowały obok siebie, tuż przed lądowaniem wysunęły trójkątne skrzydła. Był to końcowy moment popisu sprawności podwójnego statku. Manewrował ze zdumiewającą swobodą, rozwijał olbrzymią szybkość w zadziwiająco krótkim czasie, wzbijał się pionowo w górę niczym kula wystrzelona z gigantycznej armaty, opadał wolno po spirali lub nurkował jak sokół, który dostrzegł gołębia. Patrząc na ewolucje tego pojazdu, odnosiło się wrażenie, że konstruktorzy rozwiązali wszystkie tajemnice grawitacji. Ludzie nie mogli zasnąć tej nocy. Rozprawiano o Wyprawie z wypiekami na twarzach, usta dosłownie nie zamykały się, debatowano nad każdym szczegółem. Samotnicy gadali do siebie, myśliciele medytowali. W ośrodkach naukowych trwały dyskusje. Ludzie z całą wyrazistością uświadomili sobie, że ekspedycja wkrótce wyruszy w daleką drogę, że spełni się jedno z najśmielszych marzeń.

— Cieszysz się — mówił Mąż do Żony. — Wasze słuszne żądania zostaną spełnione.

— Wasze, wasze — zdenerwowała się kobieta — wielu rozsądnych mężczyzn przyznało nam rację. Najmądrzejsi opracowali plan.

— Plan zrealizowano.

— Zrealizowaliśmy — poprawiła Żona. — Ty, ja, my, oni, każdy, wszyscy.

— Tak, to prawda — zgodził się Mąż. — Mamy słabo rozwinięte poczucie wspólnoty, gdy inni skaczą do góry, ja siedzę spokojnie, gdy inni wariują z radości, ja smutnieję.

— Na przekór kobietom czy mnie na złość?

— Och nie, to sprawa wewnętrznej konstrukcji. Cenię kobiety, i cieszę się, że one również wezmą udział w Wielkiej Wyprawie.

— To bardzo mądra decyzja — stwierdziła Żona.

— Początkowo była mowa o mężczyznach, o ludziach czynu, godnych podziwu, bo kobiety pragnęły podziwiać mężczyzn. Akademia Mądrości zaproponowała, by nie odbierać mężczyznom możliwości podziwiania kobiet. Podziw winien być dostępny dla każdego bez względu na płeć. Planetę naszą zamieszkują niewiasty i mężowie. Niechże więc wszyscy bez wyjątku zakosztują radości, którą wyzwala uczucie podziwu.

— Niech zakosztują — powtórzyła kobieta. — Ale twoja radość przypomina uciechę starego złośliwca. Nie doceniasz kobiet kosmonautek.

— Będą rodzić dzieci tak jak na Ziemi.

— Piękne zadanie, nieco trudniejsze w Kosmosie, lecz rola kobiet nie ograniczy się do spełniania obowiązków matki, będziemy wspólnie z mężczyznami eksplorować Wszechświat, nasza intuicja odda nieocenione usługi ekspedycji.

— Główny Bohater Tytus to fenomen intuicji — rzekł Mąż.

— Nie zapominaj, że Tytus jest jeden, a gwiazdolotów dwa tysiące. Na pozostałych statkach w roli ekspertów od intuicji wystąpią kobiety. Już od dawna odnosimy sukcesy w dziedzinie postrzegania pozazmysłowego. Kobiety rodzą się parapsychologami. Jako naturalne stacje nadawczo-odbiorcze ułatwimy nawiązanie kontaktu z Innymi Cywilizacjami.

Mąż milczał, Żona rozgadała się na dobre, mówiła do szarego świtu. Mąż już dawno usnął i śnił fantastyczny sen o planecie rycerzy-kawalerów. Walczyli ze smokami, które tęskniły za pieszczotami i usiłowały przeforsować w Parlamencie ustawę o sprowadzeniu kobiet z sąsiedniej planety Panien-Pasterek.

Ludzie cieszyli się, lecz radości tej towarzyszył smutek. Zdawano sobie sprawę z tego, że nikt ze współczesnych nie doczeka powrotu ekspedycji.

Rozumni pocieszali: „Przez wiele lat będą nas informować o przebiegu wyprawy, o wynikach swoich badań, o odkryciach, o spotkaniach z mieszkańcami Innych Układów Słonecznych. Może gdzieś tam w Kosmosie odnajdą receptę na nieśmiertelność…”