Выбрать главу

– Idę się wysikać – powiedział, wycofując dłoń.

* * *

Toaleta dla mężczyzn była zatłoczona, musiał więc czekać, podczas gdy jakiś siwowłosy mężczyzna z papierosem w ustach kaszlał i sikał równocześnie. Gdy wreszcie skończył, celowo długo i starannie obtrząsał członek. Zapiąwszy rozporek, chrząknął z wielkim zadowoleniem.

Stanąwszy przed pisuarem, Peter od razu zobaczył wyryty na ścianie napis. Litery były tak wielkie, że nie mógł ich początkowo czytać. Miały niemal pół cala głębokości i wyglądały prawie identycznie jak te, które składały się na przesłania wyryte w Piccadilly i na ścianie Seven Stars.

UWAŻASZ, ŻE ONA CIĘ OKŁAMUJE?

* * *

Wrócił do baru. Gemma rozmawiała przez telefon komórkowy. Kiedy tylko go zobaczyła, rzuciła do słuchawki:

– Nie, muszę już iść. Później z tobą porozmawiam. I szybko przerwała połączenie.

– Kto to był? – zapytał Peter.

– Jaki kto?

– Z kim rozmawiałaś?

– Mmm, z Tricią.

– Z Tricią? Wydawało mi się, że Tricia spędza weekend w Walii.

– Masz rację. Ale przecież można rozmawiać przez telefon z ludźmi, którzy przebywają w Walii, prawda?

Peter nic nie powiedział. Teraz był już całkowicie przekonany, że napisy na ścianach skierowane są do niego. Nie miał jednak pojęcia, skąd ktoś mógł wiedzieć, gdzie on będzie przebywał, ani w jaki sposób rył te swoje litery tak głęboko. Najbardziej niepokoiły go odpowiedzi na wszystkie zadawane mu pytania.

Uniósł kufel z resztą piwa i przez dłuższą chwilę zataczał gum kręgi.

– Czy wciąż mnie kochasz? – zapytał.

– O co ci chodzi? Oczywiście, że cię kocham.

– Gdyby coś było nie tak, powiedziałabyś mi, prawda?

– Oczywiście, że bym ci powiedziała.

Popatrzył na nią. Wciąż nie widział jej oczu. UWAŻASZ, ŻE ONA CIĘ OKŁAMUJE?

* * *

Drzemał, oglądając Euroszmiry, gdy zadzwonił telefon stojący na stoliku obok. Zmarszczywszy czoło, podniósł słuchawkę, jednocześnie naciskając wyłącznik głosu na pilocie.

– Peter? Tu Gemma. Przepraszam, że nie telefonowałam wcześniej, ale straciłam poczucie czasu.

Popatrzył na zegarek.

– Jest pięć minut po północy. Gdzie ty jesteś?

– Wciąż u Kelley i June. Przepraszam. Wypiłyśmy parę butelek wina, sam rozumiesz.

– Na miłość boską, Gemma, przecież miałaś wrócić na kolację.

– Przecież powiedziałam „przepraszam”. A poza tym nie jesteśmy jeszcze małżeństwem.

– Ale przecież mamy się zaręczyć, prawda? Gemmo, jak ty byś się czuła, gdybym tak samo postąpił wobec ciebie?

– Nie miałabym nic przeciwko temu, gdybyś chciał spędzić wieczór z kumplami. Bo niby dlaczego?

– Kiedy wrócisz?

– Jutro rano. Jestem zbyt zalana, żeby prowadzić samochód.

– Zadzwoń po taksówkę. Po twój samochód możemy podjechać rano.

– Ale ja chcę zostać tutaj. Dobrze się bawimy…

– Gemmo…

Ale Gemma odłożyła słuchawkę i Peter pozostał ze swoją w ręce, już głuchą, przed migoczącym telewizorem z wyłączonym głosem. Na ekranie pojawiły się właśnie obrazy z jakiejś belgijskiej orgii. Młoda blondynka z ustami wymalowanymi na jaskrawoczerwony kolor jęczała w ekstazie w ramionach muskularnego nagiego mężczyzny. Mężczyzna odwrócił się i popatrzył prosto w obiektyw kamery, prezentując minę, która świadczyła o jego wielkim zadowoleniu z siebie.

Peter wyłączył telewizor i poszedł do łazienki. Zobaczył to, gdy tylko otworzył drzwi. Zamarł, wpatrzony w to, co ujrzał. Miał wrażenie, że wzdłuż całego ciała, od stóp po głowę, przebiegają mu tabuny mrówek.

W lustrze nad umywalką wyrytych było sześć słów: UWAŻASZ, ŻE ONA ZASŁUGUJE NA KARĘ?

Peter podszedł do umywalki i zaczął błądzić po literach opuszkami palców. Jakim cudem ktoś zdołał wyryć te litery aż tak głęboko? I to w szkle! Z pewnością musiał użyć diamentu przemysłowego albo przeznaczonego do cięcia szkła. Ale kto to zrobił, jak się tutaj dostał i kiedy? Peter spał blisko godzinę, ale to przecież była zaledwie lekka drzemka, tymczasem głębokie rycie liter w szkle musiało przecież wywołać co najmniej głośne zgrzytanie.

Popatrzył poprzez te litery na swoje odbicie. Był chudy, miał haczykowaty nos i ciemne obwódki pod oczyma. Młody Pete Townshend z The Who. „Mam nadzieję, że umrę, zanim się zestarzeję”. Usłyszał jakieś głośne dudnienie i aż podskoczył, jak przestraszona dziewczynka, uderzając łokciem o umywalkę. To tylko pan Chowdery zatrzasnął pokrywę swojego pojemnika na śmieci, ale przecież w tej chwili żaden znajomy odgłos nie musiał już wydawać mu się taki sam jak przedtem. Skoro ludzie potrafią przechodzić przez zamknięte na klucz drzwi i pisać na lustrze łazienkowym o jego najgłębszych obawach, przecież zdarzyć się może wszystko, i to w każdej chwili.

Spał tej nocy bardzo źle. O siódmej trzydzieści pięć, gdy ty drzwiach zazgrzytał klucz i Gemma weszła do środka, siedział już na kanapie, pił z dużego kubka kawę rozpuszczalną i jadł złożoną na pół kanapkę z serem, nie używając talerzyka.

– Wróciłaś więc – powiedział.

Przeszła przez pokój i odsunęła cienkie bawełniane zasłony. Był ponury, szary dzień, a na szybach połyskiwały krople deszczu.

– Wyglądasz okropnie. Chyba nie przyplątała ci się znowu jakaś grypa, co?

– Nie. Po prostu nie spałem.

– Chyba nie będziesz się dąsał z tego powodu, że zostałam na noc u koleżanek?

– Nie, dlaczego? Przecież wciąż mi przypominasz, że nie jesteśmy jeszcze małżeństwem. Możesz robić, co chcesz.

– Boże, a jednak się dąsasz.

Weszła do kuchni i nastawiła czajnik z wodą. Poszedł za nią i stanął w progu, przypatrując się jej.

– Co takiego? – zapytała.

– Nie byłaś u Kelley i June, prawda?

Wyciągnęła z szafki kubek i nasypała do niego łyżeczkę kawy. Zdradzała go, był tego pewien. Graffiti mówiły prawdę. Wlała wrzącą wodę do kubka i zamieszała. Peter wciąż ją obserwował, jakby spodziewał się, że wykona jakiś drobny, mało znaczący gest, który jednak potwierdzi jego podejrzenia.

Kiedy próbowała wyjść z kuchni, zagrodził jej drogę.

Posłuchaj, chcę znać prawdę. Nie byłaś u Kelley i June, mam rację?

– Peter, na miłość boską!

– Chcę znać jego nazwisko, Gemmo. Chcę wiedzieć, co ty, do diabła, mi robisz?

– Nic ci nie robię. Potrzebuję trochę wolności, przestrzeni i to wszystko. Bo tutaj jesteś zawsze. Wchodzę do salonu, a ty już tam jesteś. Wchodzę do sypialni, a ty idziesz za mną. Nie mogę nawet wejść do toalety, żebyś nie deptał mi po piętach.

– Przecież mieszkamy razem, prawda?

– Tak, ale to nie znaczy, że nigdy nie możemy się od siebie oddalić dalej niż na dwa cale. Wywołujesz u mnie klaustrofobię, jeśli chcesz wiedzieć.

Peter wpatrywał się w nią, nie wiedząc, co powiedzieć. W końcu Gemma mruknęła:

– Przepraszam.

Przepchnęła się obok niego do salonu. Nie wiedział, czy iść za nią czy nie.

O jedenastej wyszła do sklepu na róg po mleko i papierosy.

– Możesz iść ze mną, jeśli chcesz – powiedziała, owijając wokół szyi czerwony wełniany szal.

– Oglądam mecz – odparł. – Poza tym chyba nie chcesz, żebym wywołał u ciebie jeszcze większą klaustrofobię niż dotąd.