Выбрать главу

Przeszedł przez ruchliwą jezdnię i podszedł do ściany. Litery znów wyryte były głęboko, niemal na pół cala. Przyłożył dłoń do mokrych cegieł i zaczął się zastanawiać, czy nie są to przypadkiem pierwsze symptomy schizofrenii. Ale przecież schizofrenicy słyszą głosy. Nie widują napisów wyrytych w twardym kamieniu.

Wierzchem dłoni otarł wilgotny nos. Musiał się wysikać, dlatego odwrócił się ku schodom, które wiodły do części toalety przeznaczonej dla mężczyzn. Kiedy schodził, minął go i puścił do niego oko siwowłosy mężczyzna w płaszczu przeciwdeszczowym, wilgotnym na ramionach.

W toalecie śmierdziało, a podłoga była mokra. Jakiś chudy młody mężczyzna w wytartym płaszczu mył włosy nad umywalką, a tuż przy nim stał brudny, boleśnie kościsty kundel, przez cały czas drżąc.

– Daj trochę drobnych, przyjacielu – poprosił mężczyzna z namydlonymi włosami i głową wciąż znajdującą się pod kranem.

Peter miał właśnie otworzyć drzwi do jednej z kabin. Znalazł w kieszeni trzy funty i położył je na blacie, tuż obok brudnego zielonego grzebienia, należącego do młodego człowieka. Młody człowiek nie podziękował, więc Peter powiedział po prostu:

– Idź, kup sobie filiżankę herbaty, albo co tam chcesz.

Wszedł do kabiny.

Starannie zamknął za sobą drzwi. Muszla klozetowa pozbawiona była deski, a ktoś wcześniej rozwinął i rzucił na podłogę cały papier toaletowy. Ściany kabiny pokrywały najprzeróżniejsze rysunki, wiersze i numery telefonów. Jeśli pragniesz zaznać najlepszego obciąganka w życiu, spotkaj się tutaj ze mną o wpół do siódmej, we wtorek, dziewiątego. Lubię młodych czarnych chłopców z naprawdę ciasnymi dziurkami. O, debiuty, O, pałace! Czyja dusza jest bez winy? Podniety to bzdety. Flamastrami ktoś narysował tutaj nagie kobiety i dziesiątki członków, z których sperma tryskała jak kule z karabinu maszynowego. Po chwili, kiedy Peter popatrzył wyżej, poczuł na karku zimne, pełzające jałowienie. W płytkach wyryte było kolejne przesłanie dla niego: DLACZEGO NIE SPRÓBUJESZ, PETER?

Dokończył sikanie i spuścił wodę. Potem przez długi czas stał w kabinie z ręką przyciśniętą do ust, rozmyślając. Robin głęboko go zaniepokoił i zafascynował. Kusiło go, żeby powiedzieć „tak”, już w chwili, kiedy mu proponował kolację. Nie był jednak jeszcze pewien swoich preferencji. Może mimo wszystko nie jest gejem? Może jednak tęskni za Gemmą bardziej, niż mu się zdaje, i teraz tylko na ślepo poszukuje kogoś, kto by mu okazał współczucie, kogoś, na czyim ramieniu mógłby się wypłakać? Załóżmy, że – mimo całego jej wdzięku i całej urody – Gemma po prostu nie była w jego typie.

Musiał uzyskać pewność, zanim znów spotka się z Robinem. Gdyby przyjął jego zaproszenie, a potem odkrył, że popełnił straszną pomyłkę, byłoby to zbyt kłopotliwe.

Tkwił w kabinie jeszcze przez kilka minut, nie wiedząc, co robić. W końcu jednak otworzył drzwi i wyszedł na zewnątrz. Młody człowiek w zniszczonym płaszczu wciąż pochylał się nad umywalką, tak jakby czekał, aż Peter się w końcu pojawi. Pies ziewnął i otrząsnął się.

Peter podszedł do młodego człowieka i stanął tuż za jego plecami.

– A może… Może potrzebujesz więcej pieniędzy?

Mężczyzna przestał płukać włosy, ale milczał.

– Widzisz, chodzi o to, że jeszcze nigdy w życiu niczego takiego nie zrobiłem. Nie podszedłem do kogoś zupełnie obcego i nie zapytałem go, czy jest mną zainteresowany. A przecież tak właśnie to się powinno odbywać.

Nieznajomy milczał. Wciąż pochylał się nad umywalką z brudną mydlaną wodą.

– Jeśli cię to nie interesuje, powiedz słowo i odejdę.

W końcu mężczyzna się wyprostował. Jego chude ramiona wyraźnie odznaczały się pod cienkim płaszczem. Peter nie mógł wyraźnie dostrzec jego twarzy, ponieważ lustro było całkowicie zaparowane.

– No i? – zapytał. Robił się coraz bardziej nerwowy i coraz bardziej niecierpliwy. Brakowało naprawdę bardzo niewiele, żeby się odwrócił i wyszedł.

– Za dużo gadasz – wyszeptał sucho chłopak.

– Co? Co to znaczy?

– Dokładnie to. Chyba nigdy nie przestaniesz w siebie wątpić. Nigdy nie przestaniesz wątpić w innych ludzi. Nie masz w sobie ani krzty wiary.

– Wiary? A co ma z tym wspólnego wiara?

– Wiara jest w tym wypadku wszystkim – odparł młody mężczyzna.

Uniósł prawą rękę, bardzo szczupłą i o długich palcach, po czym rozprostował dłoń. Ku przerażeniu Petera, jego palce zakończone były szarymi paznokciami, osiągającymi trzy cale długości.

Wyciągnął rękę do lustra i paznokciem wskazującego palca zaczął drapać po szybie. Ze zgrzytliwym hałasem, przyprawiającym Petera o ból zębów, napisał: BEZ WIARY NIE MA PRZYSZŁOŚCI. Następnie odwrócił się.

Peter z zaskoczeniem i przerażeniem stwierdził, że wcale nie jest młody. Jego twarz miała brązowy kolor i była gęsto poprzecinana zmarszczkami, a jego oczy były czarne i lśniące jak chrząszcze. Usta były niemal całkowicie pozbawione warg, jakby ktoś wykonał poziome cięcie bardzo ostrym nożem.

Peter cofnął się jeden krok, a potem drugi.

– Dokąd idziesz, Peter? – zapytał go mężczyzna takim samym jak wcześniej szeptem. – Nie możesz uciec od swojego braku wiary.

– Kim ty jesteś? – zapytał Peter.

– Podczas bombardowania Londynu w East Endzie, kiedy ludzie ukrywali się na stacjach metra, nazywano mnie Bazgrołą. Wypisywałem na ścianach tuneli ich najgorsze koszmary. HALLO, SIDNEY, CZY KIEDYKOLWIEK SIĘ ZASTANAWIAŁEŚ, CO SIĘ DZIEJE Z TWOJĄ ŻONĄ? Napisy sprawiały, że z ludzi ulatywało powietrze.

– Zostaw mnie. Nie wiem, o czym, do diabła, mówisz, i nie chcę wiedzieć.

– Nie możesz się mnie pozbyć, Peter. Kiedy już raz cię wyniuchałem, nie pozbędziesz się mnie. Mieszkam w Londynie dłużej, niż jesteś sobie w stanie wyobrazić, przyjacielu. Wyznaczałem napisami moją drogę przez slumsy East Endu, przez sekskluby w Soho, przez Holborn, Notting Hill i Brixton. Z daleka doskonale wyczuwam w ludziach strach, Peter. Czuję go, stojąc przy nich, tak jak czuję zapach ich ciał. Z daleka bije zarówno od osób z wyższych sfer, jak i od pijaków, dziennikarzy i urzędników bankowych.

Na krótką chwilę mężczyzna zamknął oczy i wziął głęboki oddech. Był swobodny i zadowolony z siebie.

– Kim ty jesteś, do diabła? Zostaw mnie w spokoju.

Bazgroła znów otworzył oczy.

– Jak mogę cię zostawić w spokoju, skoro to ty nie zostawiasz mnie w spokoju? Ciągle w siebie wątpisz, oto twój kłopot. Ciągle się boisz, że zostaniesz sam. Wydaje ci się teraz, że te wszystkie pytania wyryte na ścianach były jedynie wytworem twojego umysłu, co? Albo że to jakiś cud? Ale to nie byłeś ty i to nie był cud. To ja je napisałem.

– Odczep się ode mnie, dobrze?

– W każdym mieście są te same zagrożenia, Peter. A które jest największe? To, że się nie jest i nie będzie kochanym. Strach przed życiem pośród milionów ludzi i nieposiadaniem u swojego boku nikogo. Oto, przyjacielu, kim i czym jestem. Nie jestem niczym innym jak tylko ucieleśnionym strachem przed samotnością. Jeśli mnie zapytasz, skąd pochodzę i jak to się stało, że przemierzam ulice w poszukiwaniu zapachu ludzkiego braku poczucia bezpieczeństwa, odpowiem ci tylko, że zawsze tu byłem. Popatrz na akwaforty Rowlandsona, przyjacielu. Popatrz na płaskorzeźby Puncha, przedstawiające londyńskie tłumy. Popatrz na fotografie Piccadilly z lat dwudziestych. Na faceta przy drzwiach do pijalni dżinu, na innego faceta, siedzącego na otwartym górnym pokładzie otwartego autobusu, na twarze w tłumie na moście Waterloo. To jestem ja, Peter, ja szukający ludzi podobnych do ciebie.

– Jesteś szalony. Jesteś szalony. Zostaw mnie – zażądał Peter.