Выбрать главу

– Nie mogę, Peter. Póki będziesz wątpił w siebie, przyjacielu, poty ja będę chodził za tobą wszędzie, dokądkolwiek się udasz. I nigdy, przenigdy nie dam ci spokoju.

Peter przez długi czas wpatrywał się w Bazgrołę. Jego pierś unosiła się szybko i opadała, jak pierś człowieka, który ukończył długi bieg. Przecież on miał w sobie wiarę. Naprawdę wierzył w samego siebie. Ale na czym w istocie polegała ta wiara? Dlaczego zawsze odnosił wrażenie, że nigdzie nie pasuje? W pracy podejrzewał, że koledzy go nie lubią i obgadują go za plecami. Nie potrafił przejść ulicą, nie zastanawiając się, czy ludzie się na niego nie gapią i czy nie zapytują się, co z niego za odmieniec. Nigdy nie potrafił uwierzyć, że Gemma naprawdę go kocha i naprawdę chce go poślubić, i prawdopodobnie dlatego do końca nie potrafił jej zaufać.

Gdyby jednak mógł się pozbyć tych wszystkich wątpliwości, gdyby potrafił powstrzymać się przed zadawaniem sobie tylu pytań, gdyby mógł zabić swój brak wiary…

Uniósł parasol i uderzył Bazgrołę w ramię, jednak ten błyskawicznie wyrwał mu parasol i rzucił go w kąt toalety. Peter uderzył go więc pięścią, poczuł jednak, jakby pod zniszczonym płaszczem nie było nic poza kośćmi klatki piersiowej. Bez słowa Bazgroła wyprostował palce wskazujące obu rąk i rozorał Peterowi twarz, najpierw jeden policzek, potem drugi. Długie paznokcie przecięły policzki i dotarły aż do języka. Usta Petera jakby nagle się wydłużyły. Krew była wszędzie, w całej toalecie, na umywalkach i ścianach do połowy ich wysokości.

Peter spróbował schwycić Bazgrołę za szyję. Był zbyt wstrząśnięty, żeby mówić, a poza tym nie czuł języka. Wydał jednak z siebie gwałtowne, krwawe hhhuuurrrhhhhhh! i trzasnął głową Bazgroły w lustro, rozbijając je na pół.

– Teraz to, kurwa, zrobiłeś. – Bazgroła tchnął szeptem w jego ucho.

Zakleszczył szyję Petera w stalowym objęciu lewego ramienia i wepchnął twarde, ostre paznokcie prosto w jego gardło. Zacharczał głośno, po czym powtórzył pchnięcie, a następnie rozerwał paznokciami czarne pogrzebowe spodnie Petera, przebił poły jego koszuli i majtki, aż wreszcie zagłębił palec w jego tłuszczu podskórnym. Z przebitego brzucha z cichym sykiem zaczęły wydobywać się gazy. Peter poczuł paznokieć, przesuwający się w nim, dokładnie w nim, w środku. Była to najbardziej niestosowna inwazja na jego ciało, jaką mógł kiedykolwiek sobie wyobrazić: pojedynczy długi paznokieć przecinał jego wnętrzności, mięśnie i tkankę łączną.

Nie wydawał żadnego dźwięku, gdy Bazgroła wsuwał coraz głąbiej, tak że jego paznokieć rozerwał żołądek i dotarł aż do mostka. Przód jego koszuli całkowicie przesiąkł krwią. Bazgroła cofnął się, oddychając z ciężkim charkotem. Peter się zachwiał, zakrztusił, a potem opadł powoli na mokre kafelki podłogi, przyciskając do nich czoło jak pokutnik.

Przed swoimi oczyma zobaczył litery, układające się w słowa: JAK SIĘ DZIŚ CZUJESZ, PETER? Były wyryte w ceramicznych płytkach i powoli wypełniały się jego krwią.

* * *

Miesiąc później, w pewien zimny, ale słoneczny dzień Robin Marshalł został wezwany w celu złożenia zeznań przed sądem koronera dla Zachodniego Londynu. Chodziło o zaświadczenie na temat stanu emocjonalnego Petera w dniu, w którym umarł.

Gdy stanął na miejscu dla świadków, promienie południowego słońca padły na jego jasne włosy.

– Odniosłem wrażenie, że Peter miał wtedy mętlik w głowie.

– Z jakiego powodu? – zapytał koroner.

– Pochował właśnie narzeczoną. Myślę, że miał w odniesieniu do niej bardzo mieszane uczucia.

– W jakim sensie?

– Czuł się winny, że być może nie kochał jej tak mocno, jak powinien.

– Mógłby pan to bliżej wyjaśnić? Robin zrobił poważną minę.

– Myślę, że, oprócz wielu innych spraw, Peter nie był pewien co do swojej orientacji seksualnej.

– Rozumiem. Coś jeszcze?

– Mimo że, jak powiedział, narzeczona tak naprawdę go nie podniecała, był o nią bardzo zazdrosny. Nie dopuszczał do siebie myśli, że mogłaby spotykać się z innymi mężczyznami.

– A przypuszczał, że spotyka się z innymi mężczyznami?

Robin pokiwał głową.

– Mówił, że doprowadza go to do głębokiej depresji – Poza tym, oczywiście, głęboką depresję wywołała w nim jej śmierć. Wciąż był w szoku, jeśli mam wyrazić moje zdanie.

Richard Morton, trzydziestopięcioletni sprzedawca komputerów z Milton Keynes, zaświadczył, że rozmawiał Peterem przez telefon krótko po wypadku Gemmy. Odniósł wtedy wrażenie, że Peter jest przekonany, iż Gemma romans.

– Z wściekłości nie panował nad sobą. Nie potrafiłem zumieć, dlaczego tak się zachowuje.

Doktor George Protter, lekarz rodzinny Petera, zeznał, że był on zasadniczo zdrowy, chociaż cierpiał z powodu lekkiej alergii i raz konsultował się z nim po napadzie lękowym, do którego doszło w pracy.

– Jeśli chodzi o kwestię, czyjego zmarła narzeczona spotykała się z innymi mężczyznami, jest bardziej niż prawdopodobne, że było to jedynie wytworem jego imaginacji. Była ona bowiem pacjentką mojego kolegi, doktora Carpentera, który trzy tygodnie przed jej śmiercią zdiagnozował u niej guz lewej piersi. W tych okolicznościach byłoby zaskakujące, gdyby odnosiła się do zmarłego z wielką czułością i gdyby miała ochotę zajmować się bardziej nim niż sobą. Jak zaświadczy doktor Carpenter w następnym tygodniu, podczas przesłuchań w sprawie j ej śmierci, wieczorem na dzień przed tym, jak zginęła pod kołami pociągu, zatelefonował do niej, aby powiedzieć, że będzie się musiała poddać operacji chirurgicznej.

Doktor Vikram Pathanda, główny patolog z Hammersmith Hospital, tak opisał śmierć Petera:

– Rany zostały zadane specjalnie zaostrzonym ćwierćcalowym dłutem do kamieni. Dłuto to zostało znalezione przy zwłokach. Nie mam najmniejszych powodów, by wątpić, że wszystkie rany ofiara zadała sobie sama.

Koroner zdjął okulary.

– Dziękuję panu, doktorze Pathanda. Teraz wszyscy zróbmy sobie przerwę na lunch, a po niej wydam postanowienie.

* * *

Robin Marshall siedział na górnym piętrze autobusu numer 15. Jedną rękę trzymał nad oczami, osłaniając je przed promieniami późnopopołudniowego słońca. Obok niego zajmował miejsce czarnoskóry chłopak w niezwykle obszernych spodniach z obniżonym krokiem, słuchał rapu z przenośnego magnetofonu i od czasu do czasu wtórował muzyce głośnym:

– Uha – u – ha – ha.

Autobus zatrzymał się przy Paddington Station. Zaraz za nim zatrzymał się następny. Robin popatrzył na przystojnego Azjatę, siedzącego w tym drugim autobusie na górnym piętrze w pierwszym rzędzie. Następnie skierował spojrzenie na karoserię autobusu, na której znajdowała się wielka reklama Pepsi Coli.

Na boku autobusu ktoś wyrył jakieś litery: wysokie, niekształtne, przebijające farbę i docierające do gołego aluminium. Składały się na napis: JAK SIĘ DZIŚ CZUJESZ, ROBIN?

Epifania

Czasami czyjaś twarz na fotografii może przyciągnąć twój wzrok bez żadnego wytłumaczalnego powodu. Jeśli chodzi o mnie, szczególnie utkwiło mi w pamięci zdjęcie tłumu ludzi obecnych na konkursie piękności w stanie Indiana w 1927 roku. Stojąca z tyłu dziewczyna spogląda w zupełnie innym kierunku niż pozostali ludzie na zdjęciu i ma rozmarzony wyraz twarzy. Za każdym razem, gdy powracam do tej fotografii, zastanawiam się, kim ona była, o czym wtedy myślała i co się z nią stało.

Gdy byłem redaktorem magazynu „Penthouse”, długie godziny spędzałem na wyszukiwaniu takich zdjęć, które nie tylko wywoływałyby u czytelników reakcje erotyczne, ale powodowałyby też coś więcej – ich poczucie łączności z modelkami, tak jakby dziewczyna i czytelnik mogli być w jakiś szczególny sposób ze sobą połączeni.