Выбрать главу

– Jest tylko jeden sposób, żebym mogła ci wszystko wyjaśnić. Muszę ci to pokazać. Spotkajmy się jutro w porze lunchu na rogu 49 Ulicy i Lexington.

– To wariactwo, Jessico. To nie ma żadnego sensu. Pochyliła się i pocałowała go w usta.

– Michael, kocham cię. Kiedy sam to jutro zobaczysz, obiecuję ci, że wszystko zrozumiesz.

– No nie wiem. O dwunastej mam się spotkać z Ronem Shulmanem.

– Spotkajmy się więc o jedenastej trzydzieści. Proszę…

– W porządku, skoro nalegasz. Nadal jednak uważam, że potrzebujesz pomocy. Naprawdę.

* * *

Kiedy spotkali się przed galerią, znowu padało. Michael wysiadł z taksówki, zapłacił kierowcy i ruszył z wysoko podniesionym kołnierzem płaszcza. Kiedy zobaczył plakat reklamujący Naród Pederastów, zanim zdołał powiedzieć do Jessiki „cześć”, rzucił pytanie:

– Tutaj? To tutaj miałaś swoją epifanię? Ja nie mogę wejść do środka.

– Proszę cię, Michael, musisz. Rozejrzał się dookoła niepewnym głosem.

– Na miłość boską, a jak mnie ktoś zobaczy?

– Przecież to jest legalna wystawa fotograficzna, Michael, a ty jesteś zawodowym fotografem.

– To chyba nie ma nic do rzeczy, kochanie. Tego typu rzeczy to nie moja specjalność.

– Ale to wszystko po to, żebyś mnie zrozumiał, Michael. Proszę. – Złapała go za rękę i otwarłszy drzwi, poprowadziła go do wnętrza, wyłożonego grubym dywanem. Jamiego Starcka dzisiaj nie było, jednak na miejscu zastała jego młodego asystenta.

Chłopak podszedł do nich wspaniale rozkołysanym krokiem i powiedział:

– Dzień dobry.

– Cześć – rzucił Michael wielce szorstkim głosem i mocno ścisnął dłoń Jessiki.

– Chcecie się państwo rozejrzeć? – zapytał młody asystent. – Macie szczęście, bo już jutro zamykamy. W następnym tygodniu wystawiamy Reubena Frencha, z szarego okresu. To bardzo posępna twórczość.

– Mój partner i ja – odezwała się Jessica – chcemy szybko rzucić okiem… Rozumie pan…

– Interesuje mnie to z zawodowego punktu widzenia – wtrącił Michael. – Jestem dyrektorem do spraw fotografii u J. D. Philipsa.

– Jestem pod wrażeniem – zapewnił go młody asystent. – Zechcą się państwo czuć jak w domu. A jeśli będziecie czegoś ode mnie potrzebowali… – posłał Michaelowi długie, natarczywe spojrzenie – proszę się śmiało do mnie zwracać, dobrze?

– Jasne – odparł Michael. – To znaczy, nie, nie będziemy niczego potrzebowali.

Kiedy ruszyli w głąb galerii, Jessica zapytała:

– Chyba nie jesteś przeziębiony, co?

– Nie, dlaczego?

– Mówiłeś, jakbyś miał chore gardło – powiedziała, naśladując brzmienie jego głosu.

– Zawsze tak rozmawiam.

– Rozmawiasz w ten sposób, kiedy widzisz, że podobasz się innemu mężczyźnie?

Podeszli do fotografii Araba pochylonego na pustyni. Michael zatrzymał się i jęknął:

– O, mój Boże.

– Abid - wyjaśniła mu Jessica. – To znaczy niewolnik.

Michael milczał, lecz powoli potrząsnął głową.

– W każdym razie nie dla tej fotografii cię tutaj przyprowadziłam.

Poprowadziła go za róg, prosto do zdjęcia Lo Duc Tho. Michael przyglądał mu się przez chwilę, po czym odwrócił się do niego plecami.

– To on? – zapytał, wskazując palcem ponad swoim ramieniem. – Ten pedzio jest twoją epifanią?

– Nie widzisz tego?

– Widzę tylko sprośne zdjęcie, nic więcej.

Jessica podeszła do fotografii i popatrzyła w nie skupione na niczym oczy Lo Duc Tho.

– Był zabawką – powiedziała. – Pozwalał kobietom robić ze sobą wszystko, na co miały ochotę.

Michael odwrócił się.

– Wciąż nie rozumiem, co chcesz mi pokazać.

– Całymi dniami chodził nagi, a kobiety mogły go dotykać, całować i bawić się nim. Nie rozumiesz? Był zupełnie otwarty, uległy, posłuszny. Mężczyźni oczekują tego od kobiet, ale czasami kobiety poszukują tego w mężczyznach.

– Przykro mi, Jessico, ale nadal nic nie rozumiem.

– Popatrz na niego, Michael. Popatrz na jego twarz. Popatrz na jego oczy.

Michael popatrzył na młodzieńca, a potem potrząsnął głową.

– Nic z tego nie rozumiem, kochanie. Zupełnie nic z tego nie rozumiem.

* * *

Tego wieczoru Michael zabrał ją do Park Bistro przy Park Avenue, gdzie Jessica niespiesznie zjadła porcję smażonej płaszczki w kwaśnym sosie, a on doskonały comber z królika. Jadł, odrywając wielkie kawałki chleba, które wpychał do ust.

– Doskonały chleb tutaj mają. Przywożą mąkę samolotami z Francji.

– Przepraszam za dzisiejszy dzień – powiedziała Jessica. – Myślę, że masz rację. Chyba za dużo ostatnio pracuję.

– Nie myśl już o tym – odparł Michael, z policzkami wypchanymi chlebem jak Chip i Dale. – Powinnaś spróbować trochę tego królika. Jest wprost nieziemsko smaczny.

* * *

Tej nocy rozmyślała o Lo Duc Tho, była jednak zbyt zmęczona, aby zapragnąć jego wizyty. Mimo wszystko zastanawiała się, co by było, gdyby całego go wytatuowała – plecy, pośladki, uda, twarz. Pokryłaby go wielkimi niebieskimi chryzantemami, jak te na jedwabnym szalu z galerii Lafayette. Jego sutki udekorowałaby złotymi pierścieniami, a w pępek wpięłaby mu złoty kolczyk. W napletek wpięłaby z kolei wielką złotą bransoletę i trzymając go za nią na jedwabnym sznurku, prowadzałaby go po całym mieszkaniu.

Michael wymruczał przez sen:

– Nie.

* * *

Następnego wieczoru musiała zostać dłużej w pracy, żeby skończyć ostatnie makiety reklamy kremu Nawilż Swoje Oczy. Uporała się ze wszystkim dopiero o pierwszej nad ranem, oszołomiona nadmiarem wypitej kawy. W taksówce, którą jechała do domu, siedzenia lepiły się do ubrania i śmierdziały wymiocinami.

Kiedy weszła do środka, mieszkanie pogrążone było w ciemnościach. Pod drzwiami sypialni migotało jedynie światło z ekranu telewizora. Weszła do kuchni i nalała sobie dużą szklankę wody mineralnej. Ujrzała swoje odbicie w oknie i pomyślała, że jej głowa wygląda niemal jak czaszka kościotrupa. Miała bladą twarz, wysokie kości policzkowe i ciemne obwódki pod oczami. Wypiła wodę i umyła szklankę w zlewozmywaku.

Otworzyła drzwi do sypialni i w pierwszej chwili nie zrozumiała, co widzi. Michael stał na łóżku na czworakach i w pierwszej chwili jej nie zobaczył, ponieważ jego twarz była zwrócona w drugą stronę. Dopiero kiedy odwrócił głowę i uniósł ją, zdał sobie sprawę, że nie jest sam. Pod nim na łóżku klęczała pochylona drobna cętkowana postać.

W stroboskopowym świetle bijącym od ekranu telewizora Jessica dostrzegła, że jest to Lo Duc Tho. Jego długie, czarne włosy zwisały luźno, on zaś opierał się na łokciach. Cały pokryty był wytatuowanymi chryzantemami, a kółeczka wpięte w jego brodawki lekko błyszczały. Michael tkwił nad nim w taki sposób, w jaki ogier dosiada klaczy.

– Michael? – wyszeptała Jessica.

Michael wyprostował się i wycofał. Jego penis lśnił. Jedną rękę położył opiekuńczo na wąskich plecach Lo Duc Tho. Nic nie powiedział, a jedynie patrzył na Jessicę, złapany na gorącym uczynku. Czekał, aż ona coś powie. Jessica podeszła do łóżka.

– Michael? – powtórzyła.

Lo Duc Tho skierował głowę w jej kierunku i uśmiechnął się do niej nieśmiało. Jak u dziewczyny, jego twarz była w połowie zakryta przez włosy.

– Zasnąłem – wykrztusił Michael głosem. – Poczułem, że ktoś mnie dotyka, i pomyślałem, że to ty.

– Chyba cię dotąd nie znałam… Nie wyobrażałam sobie, że mógłbyś pragnąć mężczyzn.