Na boazerii za jego plecami wisiał cały rząd różnych certyfikatów, wydanych przez Calais Regional Chamber of Commerce, Maine Restaurant Guide, a nawet przez Les Chevaliers de la Haute Cuisine Canadienne.
– Wejdź, John – powiedział pan Le Renges z wyraźnym francusko – kanadyjskim akcentem. – Usiądź, proszę… może na kanapie? Krzesło jest trochę…
– Trochę za małe?
– Miałem na myśli jedynie twoją wygodę, John. Widzisz, dążę do tego, żeby ludzie, którzy dla mnie pracują, zawsze czuli się szczęśliwi i zadowoleni. Nie mam biurka i nigdy go nie miałem. Biurko to takie stanowcze oświadczenie: jestem ważniejszy od ciebie. A ja wcale nie jestem ważniejszy. Każdy, kto tutaj pracuje, jest tak samo ważny i tak samo wartościowy.
– Przeczytał pan biblię McDonalda. Spraw, żeby twoi ludzie zawsze czuli się dowartościowani. Wtedy nie musisz im tak dużo płacić.
Bezsprzecznie panu Le Rengesowi niezbyt spodobała się ta uwaga. Wywnioskowałem to ze sposobu, w jaki szarpnął głową, niczym Data w Star Treku. Wywnioskowałem też, że jest on facetem, który stara się, aby nikt nie odszedł od niego nie w pełni uświadomiony, jaką wspaniałą jest on ludzką istotą.
Upił trochę wody sodowej i przyjrzał mi się znad oprawek okularów.
– Jesteś trochę zbyt dorosły jak na faceta, który szuka roboty jako szef kuchni od burgerów.
– Dorosły? Jestem w sposób pozytywny przejrzały. Od tak dawna pracuję w restauracjach z górnych półek tej gałęzi gospodarki, że uznałem, iż czas powrócić do korzeni. Jak by to powiedzieć, już dosyć czasu brudziłem ręce.
– W Tony Gourmet Burgers, John, higienę stawiamy ponad wszystko.
– Oczywiście. Kiedy mówiłem o brudnych rękach, użyłem metafory. Higiena w przygotowywaniu żywności to moja specjalność. Wiem wszystko o właściwym gotowaniu, odmrażaniu artykułów żywnościowych i niedłubaniu w nosie podczas przyrządzania sałatki Cezara.
– A jakie masz doświadczenie w samym gotowaniu, John?
– W wojsku byłem kucharzem. Trzykrotnie uzyskałem nagrodę Fort Polk za kulinarną doskonałość. Gotuję bardzo ekonomicznie. Potrafię nakarmić dwa plutony piechoty i pancerną grupę desantową, zużywając zaledwie półtora funta mielonej wołowiny.
– Jesteś zabawnym facetem, John – powiedział pan Le Renges, nie okazując jednak najmniejszego śladu rozbawienia.
– Jestem tłusty, Tony. A jedno idzie z drugim w parze.
– Nie chcę, żebyś mnie rozśmieszał, John. Chcę, żebyś przygotowywał burgery. I dla ciebie jestem panem Le Renges, pamiętaj.
Zaprowadził mnie do wyłożonej ciemnobrązowymi kafelkami kuchni, wyposażonej w lady ze stali nierdzewnej. Dwóch niezdarnych młodzieńców używało kuchenki mikrofalowej do rozmrażania zamrożonych hamburgerów, zamrożonego bekonu, zamrożonych pieczonych kurczaków oraz zamrożonych frytek.
– To jest Chip, a to Denzil.
– Jak leci, Chip, Denzil?
Chip i Denzil popatrzyli na mnie tępo i wymruczeli:
– Chyba w porzo.
– A to jest Letitia. – Ciemnowłosa dziewczyna o zmarszczonym czole z bolesnym wysiłkiem rwała sałatę lodową na kawałki. Przy czym wyglądało na to, że było to dla niej równie trudne jak wyrabianie koronek. – Letitia jest jedną z niepełnosprawnych członkiń naszej załogi – powiedział pan Le Renges, składając na jej ramieniu dłoń włochatą jak tarantula. – Stan Maine daje nam specjalne ulgi podatkowe na zatrudnianie niepełnosprawnych, lecz nawet gdyby tak nie było, zatrudniałbym Letitię. Już taki jestem, John. Zostałem powołany do czegoś więcej niż tylko żywienia ludzi. Zostałem powołany do wzbogacania ich życia.
Letitia spojrzała na mnie swymi rozbieganymi niebieskozielonymi oczami. Była ładna, lecz sprawiała wrażenie małomiasteczkowej królowej piękności, którą właśnie uderzono w głowę cegłą. Instynkt podpowiedział mi, że Tony Le Renges wykorzystuje ją nie tylko do rwania sałaty lodowej na kawałki.
– Jesteśmy dumni z nadzwyczajnej jakości naszej żywności – powiedział.
Bez cienia ironii otworzył wielką lodówkę na tyłach kuchni i pokazał mi zamrożone steki i pokryte szronem płaskie paczuszki surowego chili, gotowe do wrzucenia do wrzątku w opakowaniu. Pokazał mi też zamrożone warzywa, mrożony chleb kukurydziany i zamrożone kawałki homarów, które wystarczyło zalać gorącą wodą, by przygotować zupę. I było to w Maine, gdzie świeże homary spacerują sobie po wszystkich ulicach.
Nic z tego, co zobaczyłem, nie zaszokowało mnie jednak. Nawet najlepsze restauracje w dużym procencie korzystają z żywności paczkowanej i gotowej do podgrzania, a w McDo – naldach i Burger Kingach właściwie w ogóle nie używa się niczego innego. Nawet jajecznicę przygotowuje się tu ze sproszkowanych i paczkowanych jajek.
Wrażenie wywarł na mnie natomiast sposób, w jaki pan Le Renges potrafił sprzedawać to zwyczajne przemysłowe jedzenie jako „zdrową, doskonałą żywność, z uczuciem przyrządzaną w naszych kuchniach przez osoby, które robią to z prawdziwą pasją”, gdy tymczasem jej zdecydowana większość była byle jak komponowana w wielkich fabrykach przez robotników pracujących w systemie zmianowym za minimalne wynagrodzenie, robotników, których właściwie gówno obchodziło, jak będzie smakował wytwór ich pracy. Pan Le Renges prawdopodobnie wyczuł, jakim torem biegną moje myśli.
– Wiesz, na czym polega nasz sekret? – zapytał mnie.
– Jeśli mam się tutaj zatrudnić i tutaj gotować, panie Le Renges, myślę, że byłoby dobrze, gdyby mi pan go zdradził.
– Mamy najsmaczniejsze burgery pod słońcem, oto nasz sekret. McDonald i Burger King nie dorastają nam nawet do pięt. Gdy ktoś raz posmakuje naszego burgera, nie będzie chciał już jeść żadnego innego. Hej, Kevin, podaj mi burgera, żeby John mógł go spróbować.
– Nie ma potrzeby – zareagowałem. – Wierzę panu na słowo. Jadłem już dzisiaj kanapkę.
– Nie, John. Jeżeli zamierzasz tutaj pracować, nalegam.
– Niech pan posłucha, panie Le Renges, jestem z zawodu specjalistą z zakresu higieny żywności. Wiem, co wchodzi w skład burgerów, i dlatego z zasady ich nie jadam. Nigdy.
– Co pan mi właściwie sugeruje?
– Niczego nie sugeruję. Po prostu wiem z całą pewnością, że mielona wołowina zawiera w pewnej proporcji niezbyt miłe składniki, i nie mam nadzwyczajnej ochoty ich pochłaniać.
– Niezbyt miłe składniki? Co pan ma na myśli?
– Cóż, chodzi mi o produkty uboczne przetwarzania mięsa, jeśli życzy pan sobie, żebym powiedział to wprost. Bydło zabija się i ćwiartuje z taką szybkością, że jest nieuniknione, iż mięso zostaje zanieczyszczone pewną ilością ekskrementów.
– Posłuchaj mnie, John. Jak myślisz, w jaki sposób rywalizuję z McDonaldem i Burger Kingiem? Sprawiam, że moi klienci czują się lepsi od tych, którzy jadają w wielkich sieciach fast foodów. Sprawiam, że każdy z nich czuje się nadzwyczajnym, wyjątkowym gościem.
– Ale podaje pan im takie samo jedzenie.
– Oczywiście. Przecież do tego są przyzwyczajeni, to właśnie lubią. Tyle że u nas jest ono troszeczkę droższe i podajemy je w taki sposób, jak byśmy serwowali im coś naprawdę nadzwyczajnego. Gościmy ich jak w prawdziwych restauracjach, dlatego przychodzą tutaj świętować urodziny i inne uroczystości.
– Ale to przecież musi podnosić wasze koszty ogólne.