– Nie muszę panu mówić, co zamierzam z nią zrobić. Mężczyzna uśmiechnął się szerzej. Jego oczy lśniły na czerwono-żółtej twarzy arlekina.
– Wiem. Wydaje ci się, że dzięki niej zarobisz fortunę, prawda? Wydaje ci się, że staniesz się bogatszy, niż można to sobie wyobrazić. Ale to nie działa w taki sposób, Jack. I nigdy nie działało. Rytuał może się udać raz i tylko raz. Wyciąga pomocną dłoń, kiedy ktoś upadnie na samo dno i nie wie, co robić, żeby się z tego dna podźwignąć. I poza tym zawsze kosztuje, i tę cenę trzeba zapłacić.
– Dobrze, swoje już pan powiedział. A teraz wołam gliny.
– Ciągle niczego nie rozumiesz? Ten rytuał nie jest aktem dobroci. Nie pracuję w opiece społecznej, Jack, i nigdy w niej nie pracowałem. Ten rytuał to pokusa. Ludzie zwracają się ku niemu, kiedy widzą, że Bóg Wszechmogący ich opuścił. Jak sądzisz, dlaczego zjawiłem się w okresie Bożego Narodzenia? Czy może być coś bardziej satysfakcjonującego niż słuchanie, jak ktoś zaprzecza swojej wierze w samą wigilię narodzenia Boga?
– Jest pan szalony. Proszę wyjść.
– Chcę jedynie odzyskać moją skrzyneczkę, Jack. Ostrzegam cię, jeśli jej nie dostanę, będziesz mi musiał wypłacić sporą rekompensatę.
Zatrzasnąłem mu drzwi przed nosem. Przez chwilę jeszcze stał na progu, kiedy patrzyłem na niego przez wizjer z szybką z hartowanego szkła. Wreszcie odwrócił się i bardzo ostrożnie przymknął drzwi z siateczką przeciwko owadom, dzięki czemu nie wydały żadnego dźwięku.
Tymczasem Tracey i Mikey zbiegli po schodach.
– Tatuś trzasnął drzwiami – powiedział Mikey.
– To wiatr nimi trzasnął – powiedziałem, głaskając go po głowie.
Z kuchni wyszła Jenny. Wyglądała na zmartwioną.
– Co to był za człowiek? Czego chciał?
– Niczego. Żebrak po prostu, prosił o jałmużnę.
– Zdenerwowałeś się na niego. Słyszałam.
– Już ci powiedziałem, to nie było nic ważnego. Chciałem wrócić do gabinetu, ale Jenny złapała mnie za ramię.
– Dzieje się coś złego, czuję to. Od czasu, kiedy wróciłeś z Roseau, zachowujesz się dziwnie.
– Nic złego się nie dzieje, zapewniam cię. Prawdę mówiąc, wszystko jest w najlepszym porządku, na sto dziewięćdziesiąt procent. Tegoroczne Boże Narodzenie zapamiętamy do końca życia.
W wigilię Bożego Narodzenia padał śnieg i ludzie śpiewający kolędy chodzili od domu do domu z latarniami. Tracey i Mikey uklękli na parapecie, wyglądając na ulicę, a ich twarze oświetlały świąteczne lampki. Jenny uścisnęła moją dłoń i powiedziała:
– Mikey jest tak podekscytowany, że boję się, żeby nie zachorował.
Zjedliśmy razem kolację, po czym dzieci wyciągnęły dla Świętego Mikołaja świąteczne ciasto Tracey i szklankę Canadian Club. Ciasto było trochę asymetryczne, jednak zapewniłem Tracey, że Mikołaj nie będzie się tym przejmował, a w gruncie rzeczy najbardziej lubi właśnie nierówne ciastka. Uściskałem dzieci, zanim poszły spać; uwierzcie mi, nie ma piękniejszego zapachu niż zapach własnych dzieci w święta. Nie potrzeba żadnych przypraw ani grzanego wina z korzeniami.
Kiedy późnym wieczorem usiedliśmy razem, Jenny powiedziała:
– Chciałabym, żebyś mi powiedział, co się naprawdę dzieje.
– Zupełnie nic. Planuję zająć się zarządzaniem uprawami zbóż, to wszystko. Mam za sobą wiele lat doświadczenia w uprawie roślin.
– Ale ten człowiek… Przecież to nie był po prostu żebrak, prawda? Powiedział, że chce z tobą rozmawiać o trawie.
– To był jakiś wścibski dziad, nic ponadto. Jenny zmarszczyła czoło, patrząc na mnie.
– Ale przecież ta trawa to nie jest po prostu jakiś wybryk natury, prawda?
– A co innego?
– To ty mi powiedz. Przecież istnieje jakiś związek między trawą, która wyrosła w dziwnych okolicznościach, a twoim zamiarem otworzenia własnego interesu, prawda? Dlaczego nie chcesz mi o tym opowiedzieć?
– Nie zrozumiałabyś, nawet gdybym ci powiedział. To zbyt techniczna sprawa.
Niespodziewanie Jenny usiadła sztywno.
– Użyłeś tego, co było w skrzynce, prawda? Tak jak ten człowiek w Roseau? – Boże, kobiety i ich intuicja. – Odprawiłeś ten sam rytuał i on zadziałał.
– Jenny, nie bądź śmieszna. Przecież rozpalając ognie i rozsypując nad nimi jakieś prochy, nie można sprawić, żeby wyrosła trawa.
– Sama widziałam te prochy w śniegu. Zrobiłeś to, prawda? I wszystko zadziałało?
Wziąłem głęboki oddech.
– Już dobrze, masz rację. Zrobiłem to i rytuał zadziałał. Jeśli działa na trawę i na zboże, będzie działał także na kukurydzę i brokuły, na ziemniaki i brukiew. Bóg jeden wie, może działać nawet na owce i krowy. To dlatego będziemy mieli w tym roku najlepsze Boże Narodzenie w życiu. Od tego Bożego Narodzenia będziemy coraz bogatsi.
– Ale czego chciał ten człowiek?
– Mówiłem ci. Wtykał nos w nie swoje sprawy. Zobaczył trawę i chciał się dowiedzieć, co takiego zrobiłem, że wyrosła.
– I zatrzasnąłeś przed nim drzwi.
– Jenny…
– Jack, mam w związku z tym człowiekiem bardzo złe przeczucia. Naprawdę. Korzystając z przedmiotów ze skrzynki, postępujesz tak, jakbyś zawierał pakt z diabłem.
– To tylko ludowa magia. Zupełnie nieszkodliwa.
Po chwili zadzwonił telefon. Jenny podniosła słuchawkę, ale okazało się, że to Jerry, który koniecznie chce rozmawiać ze mną.
– Posłuchaj, Jack, nie chcę psuć ci wigilii, ale coś się stało.
– Co takiego? Okropnie chrypisz. Złapałeś grypę?
– Telefonowałem do Almy. Pamiętasz Almę z North Star Bar?
– Oczywiście, że pamiętam Almę. Co z nią?
– Telefonowałem do niej. Chciałem ją zaprosić do St Paul na Nowy Rok.
– No i co? Przyjedzie?
– Ona nie żyje, Jack. Znaleziono ją dzisiaj rano. Ją i Johna Shooksa, oboje. Wygląda na to, że dwa dni temu, wieczorem, jakiś facet przyszedł do baru i zażądał skrzynki. Rozmawiał z Almą i z Johnem Shooksem i chyba mu nic nie powiedzieli o skrzynce. Potem doszło do sprzeczki.
– Wczoraj Alma miała dzień wolny, ale kiedy dzisiaj nad ranem nie przyszła do pracy, szef zaczął jej szukać. Włamał się do jej pokoju i znalazł ją w łóżku, z odciętą głową. To znaczy, głowy w ogóle nie było. Ktoś ją też torturował, miała wyrwane wszystkie paznokcie u rąk i nóg. Gliniarze pojechali potem do Johna Shooksa i odkryli, że to samo stało się z nim. Jezu… Do tej pory nie wiedzą, gdzie są ich głowy.
Rozmawiałem jeszcze przez chwilę z Jerrym, chcąc go uspokoić, w końcu jednak musiałem odłożyć słuchawkę, ponieważ sam zacząłem się trząść. Zatem to od dwojga ludzi, których zabił, mężczyzna w czarnym płaszczu dowiedział się, gdzie mieszkam. A skoro potrafił zamordować Almę Lindenmuth i Johna Shooksa tylko po to, żeby do mnie dotrzeć, co mógł zrobić ze mną?
„Jeśli nie dostanę mojej wiernej starej skrzyneczki, będziesz mi musiał wypłacić sporą rekompensatę”.
Tego dnia późno poszliśmy spać, było już grubo po północy. Po rozmowie z Jerrym powiedziałem Jenny jedynie, że dwoje jego przyjaciół zginęło w wypadku. Nie chciałem, żeby także ona zaczęła się martwić. Podeszliśmy na palcach do pokoju dzieci i napełniliśmy powłoczki, które zostawiły pod drzwiami dla Świętego Mikołaja. Tracey dostała dużą lalkę i zestaw do szczotkowania włosów, a Mikey zestaw figurek z książek o Harrym Potterze. Oboje otrzymali także mnóstwo słodyczy, pomarańczy i orzechów.
Zostawiłem drzwi ich pokoju lekko otwarte i poszedłem za Jenny do sypialni.
– Jesteś jakiś spięty – powiedziała. – O co chodzi?