– Wspaniale pan to wyjaśnił, Mock. – wysyczał Kraus.
– Kapitanie Mock – przerwał mu von Rodewald.
– Nie chcę upominać oficera SS równego mi stopniem, ale zawieszenie kapitana Mocka w obowiązkach służbowych nie unieważnia jego szarży.
– Tak. Kapitanie Mock – Kraus mówił z zaciśniętymi zębami. – Pytania eschatologiczne. Tak. Bardzo ładnie. – Nagle podskoczył w fotelu. – A jak pan wyjaśni swoje niedawne zachowanie wobec strażniczki obozu na Bergstrasse, sierżant Waltraut Hellner?
– Nie słyszałem o tym – powiedział zdumiony von Rodewald, zwracając się do Krausa. – To jakaś świeża sprawa, panie SS – Sturmbahnführer?
– Bardzo świeża. – Triumf rozjaśnił oblicze Krausa. – Pański kapitan Mock torturował tę strażniczkę.
– Czy to prawda, kapitanie? – zapytał von Rodewald.
– To nie były tortury, lecz zabawa seksualna, panie generale – odpowiedział Mock.
– I bardzo wątpię, aby ta strażniczka oficjalnie mnie oskarżyła o cokolwiek.
– Ach, zabawa seksualna – powtórzył von Rodewaldi w myślach ujrzał swoje własne ubiegłonocne zabawy z panną Junggebauer. – A dlaczego wątpi pan, kapitanie, aby ta strażniczka podtrzymała oskarżenie?
– Ponieważ wyszłyby wówczas na jaw okoliczności, w jakich się z nią zabawiałem – odparł Mock.
– No wie pan, kapitanie! – wykrzyknął Kraus. – Czy nie zdaje pan sobie sprawy z ohydy tych poczynań? W pańskim wieku, na pańskim stanowisku torturować kobietę! To wstrętne! To nie licuje z godnością niemieckiego oficera!
– To była zabawa, panie generale. – Mock zwracał się wyłącznie do von Rodewalda. – Poza tym ona nic nie powie. Wspominałem już o pewnych okolicznościach. Chcą panowie je poznać?
– Nie! – krzyknął Kraus. – One nie zmieniają faktu, że pan torturował tę kobietę!
– A właśnie, że tak – odpowiedział von Rodewald. – Trzeba poznać dobrze całą sprawę. Swoją, miejmy nadzieję, chwilową, aberrację religijną już pan wyjaśnił, kapitanie. A teraz czas na te okoliczności, o których pan mówił.
– Strażniczka Hellner uczestniczyła w orgii seksualnej – Mock starał się mówić krótko i rzeczowo – która odbywała się w sali gimnastycznej dawnej szkoły żydowskiej przy Rehdigerplatz. Obecnie jest tam szpital polowy. Leżałem w nim. Późnym wieczorem dnia 6 kwietnia nie mogłem zasnąć z bólu i poszedłem do tego szpitala po lekarstwo przeciwbólowe. Nie spotkałem oddziałowej. Powiedziano mi, że widziano ją gdzieś koło sali gimnastycznej.
– Kto tak powiedział? – Kraus był bardzo podejrzliwy.
– Nie wiem. Jakiś żołnierz z obandażowaną głową. – Mock założył nogę na nogę, wysoko machając lśniącą cholewą.
– Poszedłem zatem do sali gimnastycznej. Znam dobrze tę szkołę.
– Skąd? – Kraus nie ustępował.
– Mieszkałem kiedyś niedaleko. Poza tym, jako były wysoki funkcjonariusz policji, byłem kilkakrotnie tam zapraszany na pogadanki dla młodzieży.
– Wróćmy do rzeczy, kapitanie. – Von Rodewald był bardzo zainteresowany. – Co z tą orgią?
– Udałem się do sali gimnastycznej w poszukiwaniu oddziałowej – kontynuował Mock.
– Kiedy tam dochodziłem, usłyszałem odgłosy orgii.
– Jakie to były odgłosy? Dokładnie! – Von Rodewald stukał nerwowo palcami o blat biurka, a Kraus krzywił się pogardliwie.
– Sapanie i krzyki orgazmu. Przez szparę w drzwiach przyglądałem się orgii. Oprócz Hellner uczestniczyło w niej siedem osób. Czterech mężczyzn i cztery kobiety. Wśród uczestników był komendant obozu na Bergstrasse, SS – Obersturmbahnführer Hans Gnerlich. Kobiety chyba rekrutowały się z personelu szpitala.
Generał trzasnął otwartą dłonią o blat biurka, aż podskoczył kałamarz i zagrzechotały kościane obsadki w kuflu z nadrukiem „Festiwal Piwa Breslau 1935”. Mock przerwał i spojrzał na swojego szefa ze zdumieniem. Podobne uczucie pojawiło się we wzroku Krausa, który porzucił studiowanie raportu. Von Rodewald nie mógł sprzed oczu odpędzić pewnego widoku: oto śliczna panna Junggebauer klęczy na parkiecie sali gimnastycznej, oto idzie na czworakach, a za nią kuca jakiś podniecony satyr. Nie potrafił zebrać myśli, nie wiedział, jakiej użyć aluzji, by wypytać Mocka o uczestników orgii. Gorące szpilki kłuły go po skroniach. Oczywiście, mógł wypytać Mocka, kiedy ten będzie wychodził albo przy jakiejś innej okazji – dziś, jutro lub kiedykolwiek. Nie wytrzymam, myślał, jeśli tego nie uczynię zaraz, teraz, już!
– Mam do pana pytanie, kapitanie – mówiąc to, generał instynktownie zakrył prawą dłonią swoją ślubną obrączkę. – Czy w orgii uczestniczyła siostra Rosę Junggebauer?
Kraus spojrzał surowo na generała i – zobaczywszy jego pomieszanie – dmuchnął z wściekłością dymem, strącając z liści palmy obłok kurzu.
– Ależ skąd, panie generale – odpowiedział Mock bez chwili wahania. – Takie cudowne zjawisko jak siostra Rosę? W orgiach uczestniczą dziwki albo stare raszple.
– Idźmy dalej. – Von Rodewalda aż rozsadzała duma. – Co dalej z tą orgią?
– Orgia się skończyła. – Mock zapalił nowego papierosa. – Gnerlich dal wszystkim jakiś narkotyk, a sam wyszedł z magazynku.
– Nie natknął się na podglądacza, czyli na pana kapitana? – Kraus za wszelką cenę próbował złapać Mocka na kłamstwie.
– Zdążyłem się ukryć.
– Gdzie?
– W sąsiednim pomieszczeniu.
– Co to za pomieszczenie?
– Szatnia męska i prysznice.
– Skąd pan wie, że akurat męska?
– Już panu mówiłem, panie SS – Sturmbahnführer, że znam dobrze tę szkołę.
– Czy możemy kontynuować przesłuchanie w sprawie tej Hellner, czy będzie pan jeszcze wypytywał o działanie natrysków? – Von Rodewald zwrócił się do Krausa i widząc jego niechętne skinięcie głową, zadał następne pytanie:
– Wszyscy wzięli jakieś narkotyki i co dalej?
– Usnęli. Wtedy ja. – Mock spojrzał nerwowo na Krausa. – Krępuję się. To sprawy bardzo intymne.
– Darujcie sobie relację o waszych zboczeniach. – Kraus wstał i zaczął chodzić po schronie. – Nie musimy tego słuchać.
– Dochodzimy do owych tortur – powiedział von Rodewald. – Mówcie, kapitanie Mock, co było dalej.
– Obudziłem Hellner i poszliśmy we dwoje do męskiej szatni. Tam położyłem ją na stercie materaców.
– Tak po prostu z panem poszła? – zdumiał się generał. – Znaliście się wcześniej?
– Tak – odparł kapitan. – Była moją długoletnią kochanką. Wątpi pan, generale, że moją oszpeconą twarzą mogą się interesować kobiety? Zapewniam pana, że nie twarz je interesuje.
– No tak – generał uśmiechnął się szeroko. – Chłop może nie mieć ręki ani nogi, byleby nie był kaleką.
– Mówcie, Mock, o szczurach! – wrzasnął Kraus.
– Kapitanie Mock – poprawił go von Rodewald. – Jakie szczury? Co znowu? Proszę natychmiast mi to wyjaśnić!
– W szatni była klatka ze szczurami – powiedział Mock. – Waltraut lubi być straszona, lubi się bać. Więc ją trochę postraszyłem szczurami, ot i wszystko. To była nasza zabawa.
– Robi pan z nas idiotów, kapitanie? – Tym razem zareagował generał. – Skąd klatka ze szczurami w szatni gimnastycznej?
– Nie mam pojęcia, kto je łapał i po co, panie generale – odpowiedział Mock bez zająknięcia. – Ale wiem jedno. Nikt z personelu szpitalnego nie przyzna się do hodowania szczurów w szatni gimnastycznej. Jak panowie świetnie wiedzą, przepisy sanitarne i epidemiologiczne zabraniają hodowania wszelkich gryzoni.