– Nie wiem. Jakiś żołnierz z obandażowaną głową. – Mock założył nogę na nogę, wysoko machając lśniącą cholewą.
– Poszedłem zatem do sali gimnastycznej. Znam dobrze tę szkołę.
– Skąd? – Kraus nie ustępował.
– Mieszkałem kiedyś niedaleko. Poza tym, jako były wysoki funkcjonariusz policji, byłem kilkakrotnie tam zapraszany na pogadanki dla młodzieży.
– Wróćmy do rzeczy, kapitanie. – Von Rodewald był bardzo zainteresowany. – Co z tą orgią?
– Udałem się do sali gimnastycznej w poszukiwaniu oddziałowej – kontynuował Mock.
– Kiedy tam dochodziłem, usłyszałem odgłosy orgii.
– Jakie to były odgłosy? Dokładnie! – Von Rodewald stukał nerwowo palcami o blat biurka, a Kraus krzywił się pogardliwie.
– Sapanie i krzyki orgazmu. Przez szparę w drzwiach przyglądałem się orgii. Oprócz Hellner uczestniczyło w niej siedem osób. Czterech mężczyzn i cztery kobiety. Wśród uczestników był komendant obozu na Bergstrasse, SS – Obersturmbahnführer Hans Gnerlich. Kobiety chyba rekrutowały się z personelu szpitala.
Generał trzasnął otwartą dłonią o blat biurka, aż podskoczył kałamarz i zagrzechotały kościane obsadki w kuflu z nadrukiem „Festiwal Piwa Breslau 1935”. Mock przerwał i spojrzał na swojego szefa ze zdumieniem. Podobne uczucie pojawiło się we wzroku Krausa, który porzucił studiowanie raportu. Von Rodewald nie mógł sprzed oczu odpędzić pewnego widoku: oto śliczna panna Junggebauer klęczy na parkiecie sali gimnastycznej, oto idzie na czworakach, a za nią kuca jakiś podniecony satyr. Nie potrafił zebrać myśli, nie wiedział, jakiej użyć aluzji, by wypytać Mocka o uczestników orgii. Gorące szpilki kłuły go po skroniach. Oczywiście, mógł wypytać Mocka, kiedy ten będzie wychodził albo przy jakiejś innej okazji – dziś, jutro lub kiedykolwiek. Nie wytrzymam, myślał, jeśli tego nie uczynię zaraz, teraz, już!
– Mam do pana pytanie, kapitanie – mówiąc to, generał instynktownie zakrył prawą dłonią swoją ślubną obrączkę. – Czy w orgii uczestniczyła siostra Rosę Junggebauer?
Kraus spojrzał surowo na generała i – zobaczywszy jego pomieszanie – dmuchnął z wściekłością dymem, strącając z liści palmy obłok kurzu.
– Ależ skąd, panie generale – odpowiedział Mock bez chwili wahania. – Takie cudowne zjawisko jak siostra Rosę? W orgiach uczestniczą dziwki albo stare raszple.
– Idźmy dalej. – Von Rodewalda aż rozsadzała duma. – Co dalej z tą orgią?
– Orgia się skończyła. – Mock zapalił nowego papierosa. – Gnerlich dal wszystkim jakiś narkotyk, a sam wyszedł z magazynku.
– Nie natknął się na podglądacza, czyli na pana kapitana? – Kraus za wszelką cenę próbował złapać Mocka na kłamstwie.
– Zdążyłem się ukryć.
– Gdzie?
– W sąsiednim pomieszczeniu.
– Co to za pomieszczenie?
– Szatnia męska i prysznice.
– Skąd pan wie, że akurat męska?
– Już panu mówiłem, panie SS – Sturmbahnführer, że znam dobrze tę szkołę.
– Czy możemy kontynuować przesłuchanie w sprawie tej Hellner, czy będzie pan jeszcze wypytywał o działanie natrysków? – Von Rodewald zwrócił się do Krausa i widząc jego niechętne skinięcie głową, zadał następne pytanie:
– Wszyscy wzięli jakieś narkotyki i co dalej?
– Usnęli. Wtedy ja. – Mock spojrzał nerwowo na Krausa. – Krępuję się. To sprawy bardzo intymne.
– Darujcie sobie relację o waszych zboczeniach. – Kraus wstał i zaczął chodzić po schronie. – Nie musimy tego słuchać.
– Dochodzimy do owych tortur – powiedział von Rodewald. – Mówcie, kapitanie Mock, co było dalej.
– Obudziłem Hellner i poszliśmy we dwoje do męskiej szatni. Tam położyłem ją na stercie materaców.
– Tak po prostu z panem poszła? – zdumiał się generał. – Znaliście się wcześniej?
– Tak – odparł kapitan. – Była moją długoletnią kochanką. Wątpi pan, generale, że moją oszpeconą twarzą mogą się interesować kobiety? Zapewniam pana, że nie twarz je interesuje.
– No tak – generał uśmiechnął się szeroko. – Chłop może nie mieć ręki ani nogi, byleby nie był kaleką.
– Mówcie, Mock, o szczurach! – wrzasnął Kraus.
– Kapitanie Mock – poprawił go von Rodewald. – Jakie szczury? Co znowu? Proszę natychmiast mi to wyjaśnić!
– W szatni była klatka ze szczurami – powiedział Mock. – Waltraut lubi być straszona, lubi się bać. Więc ją trochę postraszyłem szczurami, ot i wszystko. To była nasza zabawa.
– Robi pan z nas idiotów, kapitanie? – Tym razem zareagował generał. – Skąd klatka ze szczurami w szatni gimnastycznej?
– Nie mam pojęcia, kto je łapał i po co, panie generale – odpowiedział Mock bez zająknięcia. – Ale wiem jedno. Nikt z personelu szpitalnego nie przyzna się do hodowania szczurów w szatni gimnastycznej. Jak panowie świetnie wiedzą, przepisy sanitarne i epidemiologiczne zabraniają hodowania wszelkich gryzoni.
– Ma pan jeszcze jakieś pytania, panie SS – Sturmbahnführer? – von Rodewald zwrócił się do Krausa.
– Bo ja nie. – Kraus milczał.
– No to kończymy, panowie. Kapitanie, proszę nas zostawić samych! Zaraz podejmę decyzję w pańskiej sprawie.
– Mam jedno pytanie. – Kraus wydłubał zapałką resztki papierosa, które się przykleiły do cygarnicy. – Dlaczego pana nie było przez dwa dni w domu? Ukrywał się pan?
– Tak – odparł krótko Mock.
– Przed kim i dlaczego? – Von Rodewald był nieco poirytowany, że nie może zakończyć tej drażniącej go rozmowy.
– Przed komendantem Hansem Gnerlichem – odrzekł kapitan. – Waltraut Hellner jest jego kochanką i mógł być zazdrosny. Mógł się mścić. Wie pan, to chyba bardzo boli, gdy ukochana kobieta zdradza z takim pokraką jak ja. Poza tym z Gnerlichem mam od dawna na pieńku.
– Poruszył pan, kapitanie, dwa ciekawe wątki. – Kraus powoli wracał do równowagi. – Zacznę od pierwszego. Jak to, się mścić? Skąd komendant Gnerlich mógł wiedzieć, że jego kochanka zdradziła go, jak to pan ujął, z takim pokraką?
– Muszę się zastanowić przez chwilę, jak nie urazić surowych zasad moralnych pana SS – Sturmbahnführera – powiedział Mock po chwili namysłu. – Ujmę to tak: komendant Gnerlich jest bardzo zazdrosny, a panna Hellner miała na ciele rozmaite ślady po naszej erotycznej zabawie.
Komendant zna różne metody, które mogą zmusić człowieka do przyznania się do winy. Zresztą terminował przez kilka lat w gestapo u pana SS – Sturmbahnführera Krausa. Prędzej czy później panna Hellner przyznałaby się do zdrady. Wtedy byłbym w bardzo niewesołej sytuacji. Wolałem się ukryć. A teraz drugi wątek, panie SS – Sturmbahnführer.
– Proszę nie kierować tą rozmową, kapitanie. – Kraus założył ręce za plecy i znów rozpoczął spacer w ciasnym bunkrze. – To ja pana przesłuchuję, a nie odwrotnie. Dlaczego ma pan z Gnerlichem na pieńku?
– Bo odkryłem jego prawdziwe pochodzenie – wycedził Mock. – On jest Żydem i nazywał się kiedyś Bresler, które to nazwisko jest urobione od „Breslauer”. To zaś jest typowym nazwiskiem żydowskim.
Na wszystko mam dowody.
– No to chyba ma pan kolejną sprawę, panie SS – Sturmbahnführer. Mamy Żyda w szeregach SS, i to wśród pana byłych współpracowników. Ładnie, ładnie. – powiedział von Rodewald.
– Zaraz, zaraz. – Gestapowiec nie ustępował. – Jakież to niby dowody?
– Podczas orgii widziałem jego przyrodzenie – Mock dalej cedził. – Jest obrzezany. Dowód jest zatem w jego spodniach. Poza tym mam wyciąg z Urzędu Stanu Cywilnego o zmianie nazwiska Bresler na Gnerlich.
Zapadła cisza.
Kraus zagryzał wargi ze wściekłości, von Rodewald rozmyślał o wiernej i ślicznej pannie Junggebauer, a Mock szukał na szorstkich, szarych ścianach bunkra jakiegoś oparcia dla oczu.
– O tym, kto jest Żydem – Kraus mówił cicho, ale jego głos drżał od furii – decyduję w tym mieście ja, rozumiecie panowie, tylko ja!
– Dziękujemy panu, kapitanie Mock – powiedział znużony von Rodewald. – Chyba że pan SS – Sturmbahnführer ma jeszcze jakieś pytania.