— Trudno w to uwierzyć — warknął Dallas, patrząc podejrzliwie na słońce, tak jakby oczekiwał, że za chwile zniknie ono na dobre. Dom wyglądał dokładnie tak samo, jak wtedy, gdy ujrzeli go po raz pierwszy. Jeden ze służących siedział na progu i ostrzył nóż. Gdy podjechali bliżej, spojrzał na nich z przerażeniem, odrzucił na bok osełkę i wbiegł do środka. W chwile później ukazał się Ottar. Wytarł usta wierzchem dłoni i gdy tylko jeep się zatrzymał, wykrzyknął:
— Witajcie! Miło mi widzieć was z powrotem. Gdzie „Jack Daniels?”
— Lekcje angielskiego najwyraźniej zrobiły swoje — stwierdził Dallas — ale nie miały chyba najmniejszego wpływu na jego pragnienie.
— Mamy kupę picia — zapewnił go Barney — ale najpierw chciałbym pomówić z doktorem Lynnem. — Jest gdzieś w obejściu — odparł Ottar, po czym podniósł głos do ryku. — Jens — kom hingai.
Jens wyczłapał ospale zza węgła domu, dźwigając prymitywne, drewniane wiadro. Był boso, a gruba warstwa błota oblepiała go po pas. Okryty był nieokreślonego gatunku workowatym przyodziewkiem, niezwykle obszarpanym i przewiązanym w pasie kawałkiem skórzanego rzemienia. Jego broda i spadające na ramiona włosy robiły niemal takie samo wrażenie, jak fryzura Ottara. Kiedy ujrzał jeepa stanął jak wryty. Jego oczy rozjarzyły się złym blaskiem, z ust wyrwał się dziki okrzyk i Jens, wymachując nad głową wiadrem, rzucił się w ich kierunku. Dallas wyskoczył z wozu i wybiegł mu naprzeciw.
— Spokojnie, doktorze — krzyknął — niech pan rzuci ten ceber zanim stanie się komuś krzywda. Słowa, a może gotowa do boju sylwetka kaskadera ostudziły nieco gniew Lynna. Zwolnił, a potem zatrzymał się, opuszczając wiadro.
— Co się z wami działo — zapytał głośno. — Gdzieście się podziewali.
— Przygotowania do produkcji, nic więcej — odparł Barney. — Minęły zaledwie dwa dni odkąd pana tu zostawiłem i aczkolwiek zdaje sobie sprawę, że dla pana były to dwa miesiące…
— Dwa miesiące?! — ryknął Jens. — Minął ponad rok! Co to ma znaczyć?!
Barney wzruszył ramionami. — Sądzę, że to błąd profesora. Ta cała aparatura, rozumie pan… Jens Lynn zgrzytnął zębami tak, że mimo odległości, jaka ich dzieliła, wyraźnie to usłyszeli.
— Błąd… Pomyłka!… to wszystko co panu przychodzi do głowy, podczas gdy ja zostałem porzucony tutaj, w towarzystwie tych barbarzyńców, po których galopują wszy i musiałem się zajmować ich plugawym bydłem. Pięć minut po waszym odjeździe Ottar palnął mnie w łeb i zabrał wszystkie moje ubrania, sprzęty i całą whisky.
— Po co pracować za whisky, skoro wystarczy ją zabrać? — zapytał Ottar z uderzającą w swej prostocie logiką.
— Co się stało, to się nie odstanie. Odsłużył pan tutaj rok, ale zapewniam, że nie straci pan na tym. Pański kontrakt jest ciągle w mocy i otrzyma pan pełne roczne wynagrodzenie. To kawał grosza, jak za dwa dni pracy, a proszę zauważyć, że zapłacą panu również za cały rok urlopu naukowego. Poza tym wywiązał się pan ze swego zadania i jak widać, nauczył pan Ottara mówić po angielsku.
— Angielskiego nauczył go głód alkoholu, nie ja. Niemal przez miesiąc był pijany do obrzydliwości, a kiedy doszedł do siebie, przypomniał sobie o angielskim. Dzień w dzień w nadziei, że dostanie trochę whisky, o ile kiedykolwiek wrócicie, zmuszał mnie, bym go uczył.
— Ottar mówić bardzo dobrze, to prawda. Gdzie whisky?!
— Mamy jej pełno, Ottar, nie martw się — uspokoił go Barney i zwrócił się do Jensa. Czarne myśli o procesach sądowych kłębiły mu się w głowie. — Co pan powie, doktorze, na taki układ: roczna płaca za naukę Ottara i zatrudnienie u nas do momentu zakończenia zdjęć? Poza tym jestem pewien, że było to dla pana interesujące doświadczenie…
— Uuuch.
— I to jedna z takich, o jakich łatwo się nie zapomina. Idę o zakład, że opanował pan ładny kawał staronorweskiego.
— Znacznie więcej niż kiedykolwiek zamierzałem.
— A zatem uznajmy, że między nami kwita. Co pan na to?
Przez dłuższą chwile Jens Lynn stał z zaciśniętymi pięściami, po czym cisnął wiadrem o ziemie i jednym kopnięciem roztrzaskał je w drobny mak.
— W porządku — rzekł wreszcie. — Nie powiem, bym miał wielki wybór. Ale nie będę pracował ani przez moment, dopóki nie zapewnicie mi prysznica, odwszalni i jakiegoś ubrania na zmianę.
— Ma się rozumieć, doktorze. Za kilka minut odwieziemy pana do obozu ekipy. Jesteśmy niedaleko stąd, tuż za wzgórzem.
— Pójdę sam, jeśli nie ma pan nic przeciwko temu — odparł Lynn i ciężkim krokiem poczłapał w stron plaży.
— Whisky! — domagał się Ottar.
— Pracuj ! — odpowiedział mu Barney. — Jeśli mamy ci płacić whisky — zarób na nią. Jutro zaczynamy kręcić i potrzebuję od ciebie kilku informacji.
— Oczywiście. Wejdź do domu.
— Nigdy w życiu! Pamiętam dobrze, co spotkało poprzedniego gościa, który dał się na to namówić.
8
— Stój spokojnie! — wrzasnął Gino. — Całe twoje zadanie polega na tym, żebyś stał spokojnie. Nawet do tego nie jesteś zdolny!
— Musze się napić — mruknął Ottar i z rozdrażnieniem potrząsnął kudłatym sługą, przydzielonym Slithey. Człeczyna wydał z siebie odgłos, przypominający beczenie owcy i niemal upadł.
Gino zaklął i odwrócił się do kamery.
— Barney! — jęknął błagalnie. — Przemów do tych przedpotopowych prostaków. To ma być scena miłosna, a oni zachowują się jak na zapasach w stylu wolnoamerykańskim. To najgorsi statyści, z jakimi kiedykolwiek pracowałem.
— Odpocznij chwil, Gino. Będę u ciebie za minutę — odpowiedział Barney, zwracając się z powrotem do aktorów. Ruf, z długą jasną brodą, z założonymi na piersi rękami i w rynsztunku wojennym Wikinga wyglądał doprawdy imponująco. Slithey, siedząca na składanym foteliku z odchyloną w tył głową, podczas gdy trefiono jej włosy, prezentowała sil, wystawiając na pokaz około dwunastu stóp sześciennych jednego ciała, które dosłownie wystrzeliwało z głęboko wyciętego dekoltu sukni — chyba jeszcze lepiej.
— Wytłumaczę ci to jeszcze raz — zaczął Barney. — Jesteś zakochana, a Ruf odpływa na wojnę. Być może nigdy go już nie ujrzysz. Musisz wymawiać słowa pożegnania, stąd, z tego miejsca, z głębokim uczuciem, namiętnie!
— Myślałam, że mam go nienawidzić!
— To było wczoraj! Tłumaczyłem ci to już dwa razy. Pozwól, że zrobię to pokrótce jeszcze raz. Czy mogę liczyć także na odrobinę pańskiej uwagi, Mr Hawk? Film zaczyna się, gdy Thor, którego gra Ruf, przybywa na czele korsarzy normańskich, by zdobyć dwór, w którym mieszkasz, Slithey. Ty jesteś Gudrid, córka pana tego domu. W czasie walki wszyscy domownicy, prócz ciebie, zostają zabici przez piratów. Ciebie Thor zabiera jako zdobycz wojenną. Pożąda cię, lecz opierasz mu się, bo go nienawidzisz. Leci powoli zdobywa on twoje serce, zaczynasz być w nim zakochana. Staje się to jednak nie wcześniej niż przed jego kolejną wyprawą. Thor pozostawia cię czekającą na jego powrót. To jest właśnie ta scena! Opuszcza cię! Biegniesz za nim, wołasz go! On się odwraca, a ty wbiegasz za nim na wzgórze, właśnie tu! jasne?
— Spójrzcie — odezwał się Ruf, wskazując na morze. — Płynie tu jakiś okręt.
Wszyscy spojrzeli we wskazanym kierunku i ich oczom ukazała się długa łódź Wikingów, mijająca wiśnie cypel i kierująca się w stronę zatoki. Żagiel miała zwinięty, ale smoczy łeb na dziobie wznosił się i opadał w rytm miarowych uderzeń wioseł, pędzących statek po powierzchni morza.