Выбрать главу

— Jesteś aniołem, Betty. Zamów następną maszynę do pisania. — Jest już w drodze. Skrzynka z lekarstwami dotarła?

— Tak, właśnie ją załadowaliśmy. Mamy jeszcze mace roboty. Clyde — to jest Charley. Charley — Clyde. Później poznacie się lepiej. Bądźcie łaskawi wejść do kabiny.

— Nigdzie nie wsiądę, dopóki ktoś nie wytłumaczy mi co się tutaj dzieje — odparł wojowniczo Clyde Rowlston.

— Zadanie nadzwyczajne. Firma potrzebuje pana, a ponieważ jest pan lojalnym pracownikiem, wiem, że nie odmówi pan współpracy. Profesor Hewett wyjaśni panu wszystko. To nie potrwa długo. Zobaczymy się z powrotem, zanim na moim zegarku upłynie dziesięć minut. Macie na to moje słowo. A teraz, niech się pan usadowi na tych skrzyniach, chciałbym zamknąć klapę.

Pod wpływem autorytatywnego tonu głosu Barneya obydwaj zajęli miejsce w ciężarówce. Zza ich pleców wychylił się profesor Hewett.

— Sądzę, że era kambryjska będzie najbardziej odpowiednia — zwrócił się do Barneya. — Wie pan wczesny paleozoik. Miły, umiarkowany klimat, ciepło, przyjemnie, żadnych kręgowców, które mogłyby narobić kłopotów. Tylko morza roją się od prostych trylobitów. Co prawda na to, by zapewnić im absolutny komfort, może być trochę za ciepło. A zatem może trochę później, w dewonie. W dalszym ciągu nie ma jeszcze nic na tyle dużego, by mogło być niebezpieczne…

— Pan tu decyduje, profesorze i to co pan wymyśli, będzie najlepsze. Musimy działać szybko, przynajmniej tu, z tej strony. Niech ich pan zabierze na Cataline, następnie przesunie się o sześć tygodni naprzód i przywiezie ich tu z powrotem. Proszę zostawić wszystkie graty na miejscu. Mogą się nam przydać później. I proszę pamiętać — niech pan zmieści się z tym wszystkim w piętnastu minutach.

— Proszę to uważać za wykonane. Z każdą kolejną próbą nabieram coraz większej wprawy w regulowaniu instrumentów, tak że lądowania są coraz bardziej precyzyjne. Nie stracimy ani minuty. Ani minuty.

Profesor Hewett powrócił do swoich przyrządów i wnet rozległo się wycie generatora. Charley Chang usiłował coś powiedzieć, lecz potok jego słów przerwała znikniecie ciężarówki. Tym razem nie — było zjawiska migotania, ani rozmywania się konturów w powietrzu. Ciężarówka po prostu zniknęła — błyskawicznie, jak obraz z ekranu kinowego, gdy w projektorze zerwie się taśma. Barney chciał wrócić do przerwanej rozmowy z sekretarką, lecz w chwili, gdy otworzył usta, samochód pojawił się ponownie.

— Coś nie tak? — spytał, lecz natychmiast zauważył, że z platformy zniknęło całe wyposażenie. Clyde Rowlston stał obok profesora przy pulpicie, a Charley Chang siedział na pustej skrzyni, trzymając w rękach gruby plik zapisanych kartek.

— Wszystko w porządku Po prostu oznaczyłem termin powrotu z niezwykłą, niemal doskonałą precyzją — odparł profesor.

— Jak poszło, Charley?

— Nie najgorzej — jak mi się wydaje. Jeszcze nie skończyłem, ale gdybyś ujrzał te stwory w morzu! Ich kły! Ślepia…

— Ile czasu ci jeszcze potrzeba?

— Dwa tygodnie wystarczą, nawet z pewnym luzem. Ale… Barney!… Te ślepia…

— Nie ma tam nic wystarczająco wielkiego, by mogło wam zaszkodzić. Tak twierdzi profesor. — Może to i nieduże, ale tam… w oceanie — pełno tego! I te kły…

— Do zobaczenia. Niech pan ich weźmie z powrotem, profesorze. Na dwa tygodnie.

Tym razem ciężarówka ledwie mignęła i gdyby Barney zamknął na chwile powieki, mógłby w ogóle nie dostrzec jej zniknięcia. Charley i — Glyde siedzieli teraz razem w kącie platformy, a kupa zapisanych kartek była znacznie grubsza.

— Oto „Wiking Kolumbem” — oznajmił Charley, wymachując nimi nad głową. — Panoramiczne arcydzieło.

Opuścił rękę i Barney zauważył, że do okładki jest przypięty gruby plik kart zegarowych.

— To nasze karty. Jeśli przejrzysz je dokładnie, zauważysz że odbijaliśmy je codziennie. Obaj z Clydem domagamy się 10096 dodatku za soboty i 20096 za niedziele.

— Nie ma sprawy — uspokoił ich Barney i uszczęśliwiony wyciągnął rękę po manuskrypt. — Chodź, Charley. Za chwile mamy zebranie w sprawie tego scenariusza.

Wyszli z magazynu. Charley wciągnął w płuca atmosferę kończącego się dnia. — Ależ tu śmierdzi! Nigdy przedtem nie zdawałem sobie z tego sprawy. Jakie wspaniałe powietrze mieliśmy tam, na wyspie. — Spojrzał na swoje stopy. — Czuje się zabawnie nosząc z powrotem buty.

— Powrót do natury. Zaniosę scenariusz, a ty skocz do garderoby i znajdź tam jakieś ubranie zamiast tych łachmanów i weź prysznic. Potem przyjdź jak najszybciej do biura L.M. To dobry scenariusz?

— Być może za wcześnie na ocenę, ale mówiąc miedzy nami, sądzę że to najlepsza rzecz, jaką kiedykolwiek napisałem. Pracując w ten sposób, bez żadnych przeszkód z zewnątrz… jeśli nie liczyć tych ślepi… Clyde pomógł mi bardzo — świetnie pisze na maszynie. Poza tym to poeta. Wiedziałeś o tym?

— Myślałem, że jest kucharzem.

— Parszywym kucharzem. Skończyło się na tym, że gotowałem ja. Wziął te prace w kuchni, by spłacić długi. To świetny poeta i niezrównany, jeśli chodzi o dialogi. Nie uważasz, że powinniśmy uhonorować go jakoś w tym filmie?

— Dlaczego nie. Ale, nie zapomnij się ogolić.

Barney wszedł do gabinetu L.M. i położył scenariusz na biurku.

— Gotowe — oznajmił.

L.M. zważył maszynopis w obydwu dłoniach, po czym odsunął go na odległość wyciągniętej ręki i odczytał napis na stronie tytułowej:

— „Wiking Kolumbem”. Dobry tytuł. Będziemy go musieli zmienić. Dostarczyłeś scenariusz zgodnie z obietnicą, Barney. Możesz teraz zdradzić sekret produkcji scenariuszy filmowych w ciągu jednej godziny. Sam też chętnie posłucha.

Sam był niemal niewidoczny na tle ciemnej tapety, dopóki nie skinął głową.

— To żadna tajemnica, panie L.M. Po prostu Vremiatron. Widział pan jego działanie. Charley Chang cofnął się w czasie do pewnego pięknego, spokojnego miejsca gdzie, pracując ciężko, stworzył ten tekst. Był tam tyle, ile potrzebował, po czym przywieźliśmy go z powrotem niemal w tym samym momencie, w którym wyruszył. Upłynęło zaledwie kilka chwil i z pańskiego punktu widzenia wygląda to tak, jakby napisanie tekstu zajęło zaledwie godzinę.

— Scenariusz w godzinę — L. M. uśmiechnął się uszczęśliwiony. — To zrewolucjonizuje cały biznes. Nie krępuj się, Barney. Wymień najwyższą stawkę godzinową, jaką potrafisz sobie wyobrazić, zdubluj ją, a potem jeszcze raz pomnóż przez dwa. Nie dbam o pieniądze. Chcę być sprawiedliwy i zobaczyć, jak Charley Chang bierze najwyższe wynagrodzenie, jakie kiedykolwiek zapłacono człowiekowi za jedną godzinę pracy.

— Nie rozumie pan istoty czasu, L.M. Upłynęła zaledwie jedna godzina pańskiego czasu, ale Charley Chang pracował ponad dwa miesiące nad tym scenariuszem, włączając w to soboty i niedziele. Musi mu pan za to zapłacić.

— Nie udowodni mi tego — L.M. spojrzał zawzięcie spode łba.

— Owszem, udowodni. Codziennie odbijał kartę zegarową. Wszystkie karty mam przy sobie.

— Nie jest w stanie postawić mnie przed sądem. Zajęło to godzinę i tylko za tyle zapłacę.

— Sam — jęknął błagalnie Barney. — Wytłumacz mu, że na tym świecie nie ma nic za darmo. Pieniądze za osiem tygodni pracy to ciągle betka, kiedy się ma scenariusz taki jak ten.

— Scenariusz powstały w ciągu godziny odpowiadałby mi znacznie bardziej — odparł Sam.

— Wszystkim odpowiadałby bardziej, tylko że takich — scenariuszy nie ma. Bez wątpienia jest to nowy system; ale za wykonaną pracę należy zapłacić bez względu na to, kiedy ją wykonano.