Выбрать главу

Mijali właśnie leżącą u wylotu zatoki wyspę, gdy zwierzęta poczuły aromat świeżej trawy i wszczęły hałas. Spętany i przytroczony do burty byk szarpnął trzymającym go łańcuchem i zaryczał donośnie. Kobiety krzyczały z radości. Mężczyźni zaintonowali jakąś pieśń. Podróż zbliżała się do końca, lądowanie zapowiadało się pomyślnie. Nawet Barney odczuł coś w rodzaju radosnego podniecenia, gdy otworzył się przed nim widok na Epaves Bay, na wysokie drzewa, sięgające ze wzgórz aż po błękit nieba i na wiosenną zieleń trawy, pokrywającej łąkę po obydwu brzegach strumienia. Ciemna sylwetka kamerzysty i stojący na wzgórzu jeep przypomniały mu jednak o filmie. Skulił się za burtą i starał się pozostać poza zasięgiem kamery dopóki nie włożył na głowę rogatego, normańskiego hełmu, który wisiał przywiązany rzemieniem do jednej z wystających belek. Dopiero wtedy uniósł się na tyle, by móc być dostrzeżonym z brzegu.

Ottar wprowadził sunący całą szybkością okręt do ujścia strumienia, a wszyscy na pokładzie pokrzykiwali głośno z emocji. Knorr zazgrzytał o piaszczyste łoże rzeczki, wzniósł się na fali, posunął jeszcze trochę do przodu, ponownie dosięgnął dna i z drżeniem kadłuba stanął. Nie troszcząc się nawet o to, by opuścić żagiel, cała załoga i pasażerowie wyskoczyli na brzeg, śmiejąc się z radości i brnąc przez strumień ku okalającej go łące. Ottar zerwał pełną garść wysokiej po kolana trawy, powąchał ją, po czym rozgryzł kilka pędów. Inni tarzali się po ziemi doznając niewysłowionej wręcz rozkoszy przebywania na stałym lądzie po wielu dniach spędzonych na pokładzie statku.

— Wspaniałe! — wrzeszczał Barney. — Absolutnie wspaniałe! Lądowanie w Winlandzie po wielu miesiącach na morzu — pierwsi osadnicy w Nowym Świecie! Cudowne zdjęcia! Wielkie, historyczne zdjęcia!

Przepchnął się pomiędzy podnieconymi zwierzętami i wdrapał na rufę, skąd zaczął machać w kierunku kamery w zapraszającym geście.

— Wystarczy! — krzyknął. — Chodźcie tutaj.

Stał za daleko, by mogli go usłyszeć, lecz wymowa gestów była jednoznaczna. Gino uniósł się zza kamery i machnął ręką w jego stronę, po czym zaczął pakować sprzęt do jeepa. W parę minut później samochód pędził już po piaszczystym brzegu. Barney zeskoczył z pokładu i wybiegł mu na spotkanie.

— Zatrzymaj się — krzyknął do siedzącego za kierownicą Dallasa. — Wykręć i ustaw się na brzegu tutaj, dokładnie naprzeciw strumienia. Ty, Gino, ustaw kamerę na dachu, tak, byś mógł sfilmować wszystko od czoła. Lądujący statek, ludzi biegnących wprost na kamerę i rozbiegających się potem na boki.

— Absolutnie rewelacyjne zdjęcia — powiedział Gino. — Sposób w jaki opuszczali statek! Daj mi dziesięć minut.

— Masz je! Zresztą ustawienie ich z powrotem do zdjęć potrwa znacznie dłużej. Stój! — zatrzymał Dallasa, który zamierzał właśnie zawrócić jeepa. — Potrzebna mi twoja butelka.

— Jaka butelka? — szeroko otwarte oczy Dallasa wyrażały dziewiczą niewinność.

— Ta, którą masz zawsze przy sobie, dawaj ją. To tylko pożyczka, zwrócę ci ją później.

Kaskader z wyraźną niechęcią wydobył spod siedzenia opróżnioną w jednej czwartej butelki whisky z czarną nalepką.

— No tak — stwierdził Barney lodowato. — Dobrałeś się do moich prywatnych zapasów.

— Tylko przez przypadek. Skończyła mi się… odkupię…

— A ja myślałem, że mam jedyny klucz do tego towaru. Oto czego uczy ludzi wojsko. Zjeżdżaj! Wsunął butelkę do kieszeni marynarki i ruszył w stronę Ottara, który klęczał nad strumieniem i siorbał wody ze złożonych w kubek dłoni.

— Każ im wracać z powrotem na pokład — zaproponował mu Barney. — Chcemy nakręcić lądowanie jeszcze raz. Z bliska.

Ottar spojrzał na niego, w osłupieniu zamrugał oczami i wierzchem dłoni otarł wodę spływającą po długiej brodzie.

— O czym mówisz, Barney? Każdy szczęśliwy, że jest w powrotem na lądzie. Nie zechcą wracać na statek.

— Zechcą, jeżeli im tak każesz.

— Dlaczego mam im tak kazać? Głupi pomysł.

— Rozkażesz im, ponieważ znowu jesteś w pracy. Tu jest trochę wynagrodzenia — podał butelkę Ottarowi, który uśmiechnął się szeroko i uniósł ją do ust.

W trakcie picia Barneyowi udało się przekonać go ostatecznie. Zapędzenie wszystkich z powrotem na statek nie było zadaniem prostym, nawet dla Ottara. W końcu stracił on panowanie nad sobą — co zresztą przychodziło mu bez większego trudu — ciosem w pierś powalił na piasek jednego z oponentów, po czym kopniakami skierował we właściwym kierunku dwie stojące najbliżej kobiety. Po tych zabiegach, aczkolwiek nie bez mamrotania pod nosem i głośnych skarg, reszta wdrapała się na pokład i poczęła wyciągać wiosła z dulek. Wysiłki, włożone w spuszczenie knorra na otwartą wodę, uśmierzyły resztki tlącego się buntu.

Gdy tylko wyładowano kamerę, Barney pchnął galopem samochód z powrotem do obozu. Jeep wrócił, zanim statek zdążył wykonać zwrot i postawić główny żagiel. Tylne siedzenie wozu wypełnione było po brzegi kartonami piwa, skrzynkami sera i puszkowaną szynką.

— Wywal to jakieś dziesięć jardów za kamerą — nakazał Barney — i ułóż na kupę, dość wysoką, by była widoczna ze statku. Otwórz szynkę, żeby wiedzieli co to jest i daj mi jedną puszkę szynki i piwo.

— Nadpływają — dobiegi go głos Gina. — Niebywałe! Absolutnie fantastyczne!

Wielki, prostokątny żagiel unosił się niemal nad knorrem, który z pełną szybkością pruł wody zatoki i wśród rozbryzgów spienionych fal sterował prosto ku ujściu strumienia. Barney nie był zupełnie pewien czy entuzjazm żeglarzy utrzyma się również podczas drugiego lądowania, zdecydowany był jednak nie zaprzepaścić żadnej szans.

— Öl! — wrzasnął, wkładając w ten okrzyk całą siłę płuc. — Svínakjöt, öl ok ostr![14]

Zrozumieli. Po prawie trzech tygodniach życia o suchym prowiancie — sucharach i solonej rybie ryknęli z entuzjazmu. Ich reakcja była równie dobra, a może nawet lepsza niż za pierwszym razem. Walczyli, by wydostać się na brzeg, tratowali się wzajem na mieliźnie i gnali na wyścigi w kierunku kamery, by dorwać się do jedzenia i picia.

— Stop! — polecił Barney. — Ale nie odchodź, Gino. Chciałbym nakręcić wyładunek bydła, kiedy już się napchają do syta.

Pojawił się Ottar z nadgryzioną do połowy szynką w jednej dłoni i butelką w drugiej.

— Jak sądzisz, nadaje się to na wasze obozowisko? — zagadnął go Barney. Ottar rozejrzał się naokoło i przytaknął uszczęśliwiony.

— Dobra trawa, Babra woda. Pełno drewna na opał przy brzegu, pełno drzew o twardym drewnie na wzgórzach. Do ścinania. Ryby, polowanie. To dobre miejsce! Gdzie jest Gudrid? Gdzie reszta?

— Mają wolny dzień. Na Starej Katalinie. Płatny wolny dzień, z wielkim party, piknikiem i wszystkimi innymi przyjemnościami.

— Dlaczego party?

— Dlatego, że jestem wspaniałomyślny i lubię, gdy ludzie się cieszą; dlatego że nie mieliśmy tu nic do roboty przed waszym przybyciem i dlatego, że tak jest taniej. Czekałem tu z podstawową ekipą przez trzy tygodnie — cała reszta, ci co są na party, wyjechali tam tylko na jeden dzień.

— Chce widzieć Gudrid!

— Masz na myśli Slithey. Myślę, że ona również pragnie cię ujrzeć.

— Minęło wiele czasu…

— Jesteś zwolennikiem niewyszukanych przyjemności, Ottarze. Dokończ najpierw szynkę, a potem staraj się zapamiętać ten historyczny moment. Przybyłeś właśnie do Nowego Świata.

вернуться

14

Piwo… Szynka, piwo i ser