— Próbują rozwalić palisadę? — spytał Barney.
— Gorzej, jak mi się wydaje — odparl Dallas. — Czy ludzie kultury Cape Dorset mają jakieś pojęcie o ogniu?
— Muszą mieć. Jens mówił mi, że na terenie ich obozowiska znajdowano paleniska i ślady popiołu. — Tego właśnie się obawiałem — Dallas ze smutkiem wskazał na podnóże palisady, gdzie układano właśnie stos chrustu. Na próżno Wikingowie dźgali włóczniami i wymachiwali mieczami i toporami stos rósł coraz wyżej. Chwilę potem ze stojącej z tyłu grupy wodzów wyskoczył jakiś mężczyzna i ruszył biegiem przez wrzeszczący tłum trzymając w ręku płonącą pochodnię. Włócznie Wikingów padały wokół niego jak grad, udało mu się jednak podejść wystarczająco blisko. Wymachiwał przez chwile płonącą głownią, by podsycić płomień, wreszcie cisnął ją wysokim łukiem na górę chrustu. Suche drewno z trzaskiem stanęło w ogniu. W górę buchnął snop dymu.
— Mogę skończyć całą tę zabawę w jednej chwili — stwierdził Dallas zabierając się do otwierania leżących przed nim pudeł.
— Nie — Ottar powstrzymał go ruchu ręki. — Chcą walki. Będziemy walczyć. Zajmiemy się tym ogniem.
— Być może, ale w tym czasie was porąbią.
— My też ich trochę porąbiemy. — Szczerząc zęby w złym uśmiechu Ottar począł schodzić z pomostu. Poza tym Barney chce mieć dobre zdjęcia walki z Indianami — dodał.
Barney zawahał się, ale nie sposób było przejść do porządku dziennego nad wymową spokojnego, zdawałoby się pozbawionego wszelkiego wyrazu spojrzenia Dallasa.
— Oczywiście, że chcę mieć film — wybuchnął. — Ale nie za cenę czyjegoś życia! Niech Dallas się tym zajmie.
— Nie — powtórzył Ottar. — Zrobimy ci dobrą walkę do twojego filmu. — Ryknął śmiechem. — Nie wyglądaj tak ponuro, gamli vinr[17], walczymy także dla siebie. Wy niedługo odjedziecie, a kiedy was już nie będzie, chcemy, żeby ci skraellingowie dobrze pamiętali, jak Normanowie walczą — i zniknął.
— Ma rację — stwierdził Dallas. — Ale jeżeli wpadnie w jakieś kłopoty, musimy być gotowi, by go z nich wyciągnąć. — Otworzył największe z pudeł i wydobył z niego megafon oraz zwój izolowanego drutu. Zamierzam zainstalować to tak daleko od nas na ile pozwoli mi długość przewodów.
— Co to?
— Wzmacniacz do specjalnych efektów dźwiękowych. Zobaczymy jak zareagują tubylcy, gdy tylko usłyszą ten huk.
Ottar zgromadził wszystkich swoich wojowników przy bramie. Na wałach pozostały jedynie kobiety i starsze dzieci. Barney z ogromnym zdziwieniem dostrzegł, że jedną z dwóch kobiet szykujących się do otwarcia wrót była Slithey. Był najzupełniej przekonany, że jest bezpieczna w obozie filmowym. Krzyknął coś do niej, lecz w tym momencie Ottar wzniósł topór i głos Barneya utonął w zgiełku wybiegających na otwarte pole Wikingów.
To był rodzaj walki, jaki Wikingowie najlepiej znali i najbardziej lubili. Zwartą, wyjącą masą rzucili się na ludzi — z Cape Dorset. Przewaga liczebna tych ostatnich nie miała żadnego znaczenia, bowiem jedynie z trudem, o ile w ogóle, byli oni w stanie podjąć walkę z normańskimi rzeźnikami, niemal zupełnie niewidocznymi za osłoną tarcz i metalowych hełmów. Tak, rzeźnikami, to było właściwe określenie. Ich krótkie miecze i topory dosłownie szatkowały na kawałki ludzi z Cape Dorset i ich prymitywną broń.
Szyk napastników został przełamany i Indianie rzucili się do ucieczki. Było to zresztą najrozsądniejsze, co mogli zrobić. Uciec, zanim dopadną ich niepowstrzymani, zbryzgani krwią mordercy. Jednakże w momencie, gdy obie grupy walczących dzielił już pewien dystans, charakter walki uległ zmianie. Miotane szybkimi ruchami włócznie pomknęły w kierunku biegnącego tłumu Wikingów; o ich tarcze zagrzechotały strzały. Jeden z wojowników padł, ugodzony włócznią w podbrzusze — za nim następny. Ludzie z Cape Dorset zaczynali — pojmować co się stało i uporządkowali szyk. Wikingowie nie byli w stanie zewrzeć się z przeciwnikiem — a starcie wręcz było jedyną, znaną im metodą walki… Szala zwycięstwa zdawała się przechylać na drugą stronę, w ciągu kilku minut mogli zostać otoczeni i wybici, jeden po drugim, do nogi.
— Dallas, jeśli możesz roś dla nich zrobić, to już najwyższa pora — powiedział Barney.
— OK. Wziąłem tylko jedną parę zatyczek, wiec na pańskim miejscu zatkałbym uszy palcami. Barney chciał coś odpowiedzieć, ale Dallas przekręcił właśnie wyłącznik i zarówno jego głos, jak i wszelkie inne dźwięki stały się natychmiast niesłyszalne. Paraliżujący wszystkie zmysły, jękliwy grzmot rozdarł powietrze. Barney wpakował palce do uszu i oburącz ścisnął głowę. Była to jedyna rzecz; jaką mógł uczynić. Dallas z satysfakcją pokiwał głową i z drugiej skrzynki zaczął wyciągać świece dymne i granaty łzawiące. Wytrenowanym, pewnym ruchem ręki zaczął ciskać je za palisadę, trzymając ręce mocno przyciśnięte do głowy, Barney z trudem odwrócił się i spojrzał w dół. W ciągu niewielu sekund obraz pola bitwy zmienił się zupełnie. Wzmacniacz i granaty były w równym stopniu zaskakujące dla — napastników, jak i dla Wikingów, jednakże ci ostatni, postępując zgodnie ze swymi nawykami zbili się w ciasną, gotową do odparcia każdego ataku grupkę. Zupełnie odmiennie zareagowali ogarnięci kompletną paniką ludzie kultury Cape Dorset. Przeraźliwy hałas rozdzierał im uszy, wokół nich ze wszystkich stron buchały słupy gryzącego dymu dławiąc oddech i uniemożliwiając dostrzeżenie czegokolwiek. Bez namysłu i w największym bezładzie rzucili się w stronę łodzi. Tam, gdzie przed minutą była atakująca armia, miotał się teraz tłum uciekających, skłębionych postaci. Na piasku walało się kilka nieruchomych ciał. Wszystko było skończone. Tłum na plaży walczył zajadle o dostęp do czółen, potykając się w kłębach gazu łzawiącego. Za nim podążali ostatni maruderzy.
Ludzie Ottara stali skupieni, patrząc prosto przed siebie — gotowi stawić czoła każdemu wrogowi, czy miała to być istota ludzka, czy siła nadprzyrodzona. Ci, których oślepił gaz łzawiący, byli równie zdecydowani walczyć jak reszta. Ich odwaga była godna podziwu. Dallas wyłączył wzmacniacz. Fala ciszy niemal fizycznie uderzyła w zdrętwiałe uszy Barneya, wciąż jeszcze wypełnione przeraźliwym, odbierającym zmysły hałasem. Odjął ręce od głowy i wyprostował się i wolna. Nie była najmniejszej wątpliwości — pokonani ludzie Cape Dorset pierzchali w nieładzie, a wojownicy wikińscy opuścili tarcze i wymachiwali zwycięsko bronią. Głos Dallasa, który wskazywał w stronę stojącej na wzgórzu ciężarówki dobiegał doń jakby z ogromnej odległości, przez niezliczone warstwy puchowej kołdry.
— W ogóle nie zwrócili uwagi ani na ciężarówkę, ani na obóz. Gino musiał zasuwać przez cały czas. Spojrzał w dół na roześmianych radośnie Normanów, którzy odrzucali od palisady płonące gałęzie.
— Ma pan swoją bitwę z Indianami i wygląda na to, że ma pan wreszcie cały ten swój film. Barney odwrócił się od zabitych i rannych i na miękkich nogach zaczął powoli schodzić w dół.
18
— Oto zachód słońca, na jaki czekaliśmy, Barney. Spójrz na te kolory — powiedział Charley Chang.
— Kręcimy! Gino, jesteś gotów? — Barney obrzucił wzrokiem stojącą na zboczu wzgórza ekipę.
— Jeszcze dwie minutki — operator wyjrzał zza kamery. — Poczekajmy aż linia chmur nasunie się dokładnie na samo słońce. Tak będzie lepiej.
Barney zwrócił się do Ottara i Slithey, odzianych w najwspanialsze wikińskie kostiumy. Ottara zdobiła dodatkowo gumowa blizna i syntetyczne sińce ledwie widoczne pod bujnymi włosami na skroniach.