— Piękny widok — mruknął Barney. — Powinieneś raczej grać w filmach niż je reżyserować.
— Ty jesteś… mną! — wymamrotała kretyńska postać.
— Bardzo trafna uwaga — odparł Barney i w tym momencie przypomniał sobie o schemacie. Był wielce rad, mogąc się go pozbyć. — Potrzymaj to chwilę — powiedział i wcisnął pudło z filmem w ręce tego drugiego.
Włożenie do kieszeni prawej ręki owiniętej w mokry bandaż było dla Barneya zadaniem ponad siły. Szukając po omacku wolną lewą ręką, wydobył w końcu portfel z kurtki. Drugi Barney trzymał pudło z filmem i mamrotał coś do siebie dopóki Barney nie wyjął mu jej z rąk i nie wetknął mu w dłoń kartki ze schematem:
— Co się stało z moją… z twoją ręką — zapytał przerażony drugi Barney.
Powinienem ci powiedzieć, pomyślał Barney. Jednak w tym momencie dostrzegł zbliżającego się technika z wózkiem i otworzył przed nim drzwiczki.
— Daj to profesorowi — powiedział Barney, gdy technik minął ich obydwu. Nie mógł powstrzymać się przed kolejną kąśliwą uwagą. — Przestań się tu pętać i skończ film, dobrze? — dorzucił na koniec. Wszedł do gabinetu, pozwalając drzwiom zatrzasnąć się swobodnie za jego plecami. Nie obejrzał się.
Jestem pewien, że Mr Greenspan wszystko panom wyjaśnił. Byliśmy za granicą — właśnie dopiero przed Uczucie, że po raz pierwszy w życiu jest czegoś absolutnie pewien sprawiało mu ogromną satysfakcję. To poczucie pewności pozwoliło mu nie zwrócić najmniejszej uwagi na pannę Zucker, która próbowała mu powiedzieć coś na temat przedstawicieli banku. Odepchnął ją na bok i otworzył wewnętrzne drzwi biura przed technikiem. Bardzo blady L.M. spojrzał na niego. Jednocześnie sześciu siwowłosych mężczyzn o pokerowych twarzach odwróciło się, by sprawdzić kto jest sprawcą tego zamieszania.
— Proszę mi wybaczyć spóźnienie, panowie — powiedział Barney ze spokojną pewnością siebie. Jestem pewien, że Mr Greenspan wszystko panom wyjaśnił. Byliśmy za granicą — właśnie dopiero przed chwilą wróciłem z kopią filmu, o którym panom wspominał. To nabytek wartości wielu milionów dolarów. Otwiera nową epokę w dziejach sztuki filmowej i nową erę w dziejach dochodów firmy.
Pudełka z filmem szczękały jedno o drugie, gdy technik zatrzymał wózek. Sam, siedzący w najciemniejszym kącie gabinetu wydał z siebie lekkie, ledwo słyszalne westchnienie.
19
— Wybacz, że nie wstaję — powiedział Jens Lynn — ale lekarze kazali mi rygorystycznie przestrzegać popołudniowego odpoczynku.
— Jasne — odparł Barney. — Nie przejmuj się . Ciągle cię to męczy?
Jens leżał wyciągnięty na sofie, ustawionej w ogrodzie jego domu. Wyglądał na znacznie chudszego i bledszego niż wczasach, z których pamiętał go Barney.
— Niezupełnie — odparł Jens — To kwestia rekonwalescencji. Funkcjonuję już zupełnie nieźle, wczoraj wieczorem byłem na przykład na premierze. I zmuszony jestem przyznać, że generalnie rzecz biorąc, ten film mi się spodobał.
— Powinieneś pisać do gazet. Jeden z krytyków oskarżył nas o pożałowania godne wysiłki w celu osiągnięcia realizmu, o obszarpanie w brudnym, rosyjskim stylu i to w dodatku zakończone zupełną klęską. Głosi on, że te tłumy to po prostu dobrzy amerykańscy statyści, ba — rozpoznał nawet fragment kalifornijskiego wybrzeża, na którym nakręcono te sceny.
— Mogę zrozumieć jego odczucia. Mimo że byłem tam podczas zdjęć, oglądając je miałem wrażenie czegoś zupełnie nierealnego. Myślę, że wszystkie cuda filmu i uroki dziwnych miejsc spowszechniały nam na tyle, iż wszystkie one wydają się nam podobne do siebie. Ale czy ta negatywna reakcja krytyki oznacza, że film zrobił klapę?
— W żadnym wypadku! Krytycy zawsze chlastają niemiłosiernie wszystkie wielkie szlagiery kasowe. Koszta tego filmu zwróciły się nam już dziesięciokrotnie, a wpływy ciągle nie maleją. Ten eksperyment okazał się wyjątkowym sukcesem. Zbieramy się dzisiaj, by podyskutować o następnym filmie. Wiesz, od dawna chciałem wpaść i zobaczyć się z tobą i rozumiesz… mam nadzieję, że nie czujesz do mnie…
— Urazy? Nie, Barney. To już mi przeszło. Chciałbym przeprosić cię za to, że tak się wtedy uniosłem. Dziś patrzę na te sprawy z zupełnie innej perspektywy.
Barney uśmiechnął się szeroko.
— No, to najlepsza wiadomość, jakiej mogłem się spodziewać. Musze przyznać, że nieźle mnie wtedy wkurzyłeś, Jens. Przyniosłem ci nawet podarunek z okazji zawarcia miedzy nami pokoju. Co prawda zdobył go Dallas i to on prosił mnie, bym ci go wręczył.
— O Boże! — jęknął z zachwytu Jens, otwierając pudło i wydobywając z niego kawał płaskiego drewna pokrytego na krawędziach nacięciami. — Co to?
— Kołatka. Z Cape Dorset. Wymachiwali tym podczas ataku na obóz Ottara.
— Oczywiście. Pewnie, że tak. — Jens sięgnął po grubą księgę leżącą na stoliku tuż obok jego głowy. — To bardzo miło z waszej strony, że pamiętaliście o mnie. Podziękuj ode mnie Dallasowi, kiedy tylko go spotkasz. Wiesz, kilka osób z ekipy wpadało już tu do mnie i wiem sporo o wszystkim, co się zdarzyło po moim odjeździe. Poza tym mogłem sobie o tym poczytać — wskazał ręką na książkę.
Barney spojrzał na niego z zaskoczeniem.
— To „Sagi islandzkie” w oryginalnej wersji staronorweskiej, w języku, w którym zostały napisane. Oczywiście większość z nich była przekazywana w formie tradycji ustnej przez ponad dwieście lat zanim je spisano, ale jest rzeczą niezwykle zadziwiającą, jak bardzo potrafią być dokładne. Gdybym mógł przeczytać ci parę fragmentów z „Sagi o Thorfinnie Karlsefni” i „Historii Grenlandzkiej”… O tu… „I pod koniec tego czasu odkryto wielką liczbę skraellingów przybywających z południa jak ogromna rzeka lodzi… Mieli pręty, którymi wymachiwali w kierunku przeciwnym do kierunku ruchu słońca i które wydawały głośne dźwięki”. Te pręty musiały być takimi właśnie kołatkami, jak ta.
— Czy myślisz, że Ottar — Thorfinn — i wszystko, co mu się przytrafiło jest opisane w tych sagach?
— Wszystko. Oczywiście pewne fakty zostały opuszczone, niektóre informacje są przekręcone, dwieście lat przekazu z ust do ust to kawał czasu. Ale jego podróż, budowa osady, atak skraellingów — nawet lody i byk, który wystraszył ich w czasie pierwszej wizyty — to wszystko jest tutaj.
— Czy jest tu też powiedziane, co się w końcu z nim stało?
— Z faktu, że wiadomości te zostały przekazane,. wynika jednoznacznie, że żył on aż do powrotu na Islandię, a co najmniej do momentu, w którym spotkał innych normańskich poszukiwaczy przygód, podróżujących tym samym szlakiem. Wersje jego późniejszego życiorysu są zróżnicowane, wszystkie jednak zgadzają się co do tego, że żył jeszcze długo i szczęśliwie.
— To dobrze dla Ottara, zasłużył na to. Nie wiesz, czy Slithey wróciła do niego?
— Gudrid z sagi? Oczywiście. Czytałem o tym wzmiankę w gazetach.
— Tak. Było jasne, że nie napisał tego jej rzecznik prasowy. Coś o zerwaniu z karierą filmową, by móc żyć z jedynym na świecie mężczyzną, którego kocha i najbardziej uroczym dzieckiem pod słońcem. Gdzieś na jego rancho, które co prawda ma nie najlepszą kanalizację, ale jest bardzo miłe i przytulne i pełno tam świeżego powietrza.
— O właśnie. Dokładnie tę samą.
— Biedna Slithey. Zastanawia mnie, czy zdaje sobie sprawo z tego gdzie — czy raczej kiedy — jest to rancho.
Jens uśmiechnął się.
— Przecież to nie ma znaczenia, nie uważasz?
— Chyba masz racje.